Poligon: Portugalia - Hiszpania czyli "trafiony -zatopiony!"

Dawno, dawno temu żył-był sobie w Portugalii żeglarz zawołany. Pływał po morzach i oceanach, sławił imię portugalskiego stoczniowca, a Pierwsza Dama nadała mu imię Waśko. Druga Dama mówiła do niego ''kochanie'', sześć kolejnych - ''Misiu'', dziewiąta - ''panie docencie'', a on ćwiczył na pokładzie skłony, wyprosty i da Gamy. Pewnego dnia postanowił, że odnajdzie drogę morską do mistrzostwa Europy albo chociaż do Azji, zebrał załogę i...

Płynie okręt przez odmęty, nie zwyczajny - lecz zaklęty: Pokład pusty, burta pusta, poprzez burtę fala chlusta, wicher pędzi go i nagli, chociaż nie ma na nim żagli.

Po paru dniach podróży flota Waśka natknęła się na hiszpańską Armadę, dowodzoną przez admirała del Bosque. Rozgorzała bitwa, w czasie której okręty manewrowały ostro, stawiając bezany, sztaksle i foki, przy czym foki strasznie się wyrywały i wydawały śmieszne dźwięki, a groty bezanów upaprane były bezami i żelami. Tak się zapamiętały obie floty w manewrach, że krążąc wokół siebie nawzajem i wokół własnej osi, zapomniały strzelać do przeciwnika.

- Do abordażu! - krzyknęłu w pewnym momencie kapitanu Palemonu Bentu.

Ukazała się załoga rozbójnicza i złowroga: a więc sternik-kuternoga, pięćdziesięciu marynarzy, Strasznych zbójów i korsarzy, a na końcu kucharz-Chińczyk i kudłaty pies pekińczyk.

...i rzuciła się do ataku. Pierwszy atak został przez Hiszpanów odparty, drugi atak został przez Hiszpanów odparty, trzeci atak został... na pokładzie i powiedział, że ma w nosie, nie idzie i już.

- Hurrra! - krzyknęli tryumfalnie Hiszpanie i wznieśli toast:

Ale żeglarze Waśka nie rezygnowali - ustawili okręty bukszprytem w stronę Hiszpanów, ozdobili je bukszpanem, na bomstendze zawiesili bomwstęgi i zaatakowali znowu. Kapitanu Palemonu Bentu zagrzewału Portugalczyków do boju, wyliczanką:

Rusznikarzy mamy dzielnych, dziesięć armat szybkostrzelnych, Nurków zastęp wyćwiczony, broń, latawce i balony, I latarnię czarnoksięską, która chronić ma przed klęską.

Między manewrującymi okrętami uwijała się mała turecka czwórka ze sternikiem. Czwórka wiosłowała, sternik gwizdał, ale nie był to zwykły gwizd, tylko gwizd, od którego Małgorzacie zadzwoniło w uszach. Jej koń stanął dęba, w powietrze wzbiły się całe stada wron i wróbli, a kilku pasażerom tramwaju rzecznego, który przepływał obok, wiatr zerwał czapki i wrzucił je do wody.

Pasażerowie bez czapek narażeni są na udar słoneczny i zniszczenie trwałej

- To był gwizd, nie przeczę - protekcjonalnie powiedział Korowiow. - Ale jeśli mam być obiektywny, był to gwizd zupełnie niepotrzebny, gdyż w tej sytuacji należało zastosować przywilej korzyści.

Tymczasem okręty hiszpańskie manewrowały coraz szybciej, błyskawicznie wykonując zwroty przez sterBurta Lancastera i bakBurta Reynoldsa. Admirał del Bosque posłał w bój korwety ''Pedro'' i ''Navas'' i uspokajał rwącą się do boju załogę galeonu ''Fabregas''. Flota Waśka, kierowana przez admirału Bentu, usiłowała zaskoczyć Hiszpanów manewrem oskrzydlającym, ale Hiszpanom udało się powstrzymać te akcję faulem.

I znowu rozległ się gwizd... Tego gwizdu Małgorzata nie usłyszała, ale zobaczyła go w chwili, gdy odrzuciło ją o jakieś dziesięć sążni. Woda zawrzała, spiętrzyła się i na niski zielony przeciwległy brzeg wychlusnęło cały tramwaj rzeczny wraz z absolutnie nieposzkodowanymi pasażerami.

- Turku, kończ ten gwizd! - jęczał siny z emocji redaktor Zimoch.

Meczowy Turek zrobił przerwę na struclę i zarządził dogrywkę. Hiszpańscy kapitanowie zebrali się wokół admirała del Bosque, a on długo wykładał im swoją taktykę i długo przesuwał okręty po mapie. Wreszcie posłał swych marynarzy w bój...

Królewicze w jednej chwili na piratów uderzyli. Przebiegają pokład żwawo, patrzą w lewo, patrzą w prawo: pokład pusty, burta pusta, poprzez burtę fala chlusta. Z kim tu walczyć? Gdzie załoga?

Portugalska załoga stała właśnie przed polem karnym Hiszpanii i szykowała się do rzutu wolnegu. Kapitanu Ronaldu rychtowału swoją armatę, nucąc pod nosem ''Żegnajcie nam dziś, hiszpańskie dziewczyny'', cofnął się pięć sążni, wciągnął żagle, ruszył...

- Ha! - ucieszył się siedzący na trybunach don Fernando de Venango e Colonna de Molynares de Gajalpa y Rostredo. - Caja! Pudło! - Carramba! - jęknął, gdy flagowy galeon ''Andres Iniesta'' nie wykorzystał stuprocentowej okazji, by jedną salwą ze sterBurta Bacharacha zdmuchnąć nie tylko okręt Rui Patricio'', ale i wszystkie portugalskie marzenia o panowaniu na morzach.

Meczowy Turek dokończył struclę z makiem i odgwizdał koniec spotkania. Obie drużyny ustawiły swoje okręty w szyku czołowym i rozpoczęły ostrzał w serii rzutów karnych. Kule świstały, woda chlupotała, kapitanowie wykrzykiwali rozkazy, bosmani wykrzykiwali obelgi, majtki... przepraszam, spodenki... przepraszam: majtkowie podawali amunicję, sternicy podawali koordynaty, a z każdym rzutem karnym, obie floty znajdowały się coraz bliżej Krawędzi Euro, ba! Krawędzi znanego im morza i świata.

Nie szło w tym pojedynku Portugalczykom, łamali szyki, pudlowali, zaplątywali się w liny... Oczy wszystkich zwróciły się z nadzieją na szczupłą postać, stojącą na kapitańskim mostku.

Oczy ostre jak sztylety, dwa za pasem pistolety, jednym słowem - postać dzika kapitana-rozbójnika.

Byłu to kapitanu Ronaldu...

Kapitanu Ronaldu czekału cierpliwie... Wiedziału, że ciąży na nim wielka odpowiedzialność, że będzie musiału strzelić ten najważniejszy - ostatni rzut karny, że admirał Waśki i kapitanu Palemonu Bentu liczą na niego, że oczy całej Portugalii oderwały się od dorsza z ryżem i wlepione są w niego. Kapitanu Ronaldu czułu dumę i powagę sytuacji.

Nagle - gwizd! Nagle - świst!

I wielkie ''Ole!'' podniosło się nad falującym stadionem! Galeon ''Fabregas'' potężną salwą trafił flotę portugalską i zepchnął ją poza Krawędź. Zabulgotali wściekle Portugalczycy i wielkie odczuli saudade. Zapłakału kapitanu Palemonu Bentu, zapłakała jego załoga, rozbójnicza i złowroga, zapłakał sternik-kuternoga, zapłakało pięćdziesięciu marynarzy, strasznych zbójów i korsarzy, zapłakał kucharz-Chińczyk, zapłakał kudłaty pies pekińczyk.

I runęła flota portugalska w ciemną otchłań...

- Że co? - admirał Waśko da Gama przecierał oczy - Słonie? Cztery?

Andrzej Kałwa

DOŁĄCZ DO NAS NA FACEBOOKU

Copyright © Agora SA