Fanfary i fujary - dzień 10.

Zaczęta osiem dni wcześniej pomarańczowa katastrofa skończyła się... katastrofą. A zaczęty dokładnie w tym samym momencie duński marsz po tytuł ''Niespodzianki turnieju'' doszedł na metę i drużyna Mortena Olsena również wraca do domu.

Fanfary

Cristiano Ronaldo

To był wreszcie taki CR7, na jakiego czekaliśmy. To znaczy nie chcemy też, żeby zabrzmiało to, jakbyście przypadkiem weszli na Ciacha.net. Portugalski gwiazdor w spotkaniu z Holendrami po prostu poczynał sobie śmiało jak Justin Bieber na dowolnym balu gimnazjalnym. Przez 94 minuty stwarzał ciągłe zagrożenie dla bramki Oranje, zdobył dwa gole, po jego asyście do siatki powinien był także trafić Nani (i trafiłby, gdyby tylko zamiast Naniego znalazła się w tym miejscu choćby i kartonowa atrapa Dariusza Dźwigały), ostrzeliwał słupki, wkręcał defensorów Oranje w murawę tak głęboko, że van Marwijk nie miał czasu na przemowę w przerwie, bo musiał ich wykręcać... Nie można było wymagać od niego niczego więcej.

Joao Moutinho

Zawsze wydawało mi się, że to świetny zawodnik, teraz już jestem tego pewien. Drugi po Cristiano lider Portugalczyków, niezły w odbiorze, kreatywny w ofensywie i nazywający się prawie jak Jose Mourinho. Połączenie iście zabójcze, zwłaszcza dla holenderskiej defensywy i środkowej linii.

Maarten Stekelenburg

Jedyny Holender, który zagrał tak, jak się po nim spodziewano przed turniejem. Wprawdzie wpuścił w trzech meczach pięć goli, ale przy takiej obronie ''Pomarańczowych'', jaką zaprezentowali na Euro 2012, winienie go za to, to jak obwinianie Ziemi za to, że się kręci, przez co piłka źle układa się ostatnio źle na stopie Łukasza Piszczka. Mało tego, golkiper Romy był naprawdę pewnym punktem holenderskiej kadry, a kilka razy bronił w sytuacjach nieprawdopodobnych, na przykład przy strzale Naniego niemal z najbliższej odległości czy przy główce Cristiano Ronaldo lub znakomitym uderzeniu Fabio Coentrao.

Rafael van der Vaart

Udowodnił, że powinien mieć miejsce w podstawowym składzie od początku turnieju, no ale wiadomo - wtedy musiałby wyrzucić z podstawowej jedenastki Pana Zięcia. Spotkanie z Portugalczykami zaczął jako kapitan, strzelił piękną bramkę, a w końcówce udowodnił też, że nie zamierza składać broni i będzie walczyć o honorowy wynik, zaliczając jeszcze słupek.

Lukas Podolski

Strzelił bramkę w swoim setnym występie w reprezentacji Niemiec. Do tego był to jego gol numer 44, a Poldi dopiero co skończył 27 lat i jeszcze przez parę sezonów w Bundeskadrze może pograć, terroryzując szeregi obronne rywali, siejąc w nich popłoch, paląc ich sioła i porywając kobiety.

Mesut Ozil

Miał być generałem niemieckiego środka pola. Teraz już wiemy, że nim nie będzie. On będzie marszałkiem! Genialny piłkarz, aż człowiek ma za złe Sobieskiemu, że zatrzymał turecką nawałnicę. Może sami mielibyśmy takich własnych Ozilów nie na kilogramy, a na tony. Kilotony siły ofensywnej naszej reprezentacji.

Fujary

Holendrzy

Przed trzecią kolejką spotkań mieli jeszcze matematyczne szanse na awans, choć sami matematycy odcinali się od tych spekulacji, żeby potem przypadkiem nie było na nich. Teraz już wiemy, że matematyka jest bez sensu, nie powinno jej być na maturze, a jeśli ktoś obstawił przed turniejem, że Oranje przegrają wszystkie trzy mecze, to teraz jest pewnie bardzo bogatym człowiekiem.

Duńczycy

Fujarę dostają tylko dlatego, że fajnie byłoby gdyby sprawili potężną niespodziankę. Ale jej nie sprawią. Chyba że wracając do domu, wpadną jeszcze na chwilę do jakiejś grupy i na szybko z niej wyjdą.

Niemcy

Znowu wraca Stare Złe. Czyli starzy dobrzy Niemcy. Wprawdzie reprezentacja Loewa gra mimo wszystko efektowniej niż oni, ale zupełnie tak samo jak oni jest też niesłychanie skuteczna i bezlitosna: wygrała na Euro trzeci mecz i trzeci jednym golem. A Mario Gomez w dwóch pierwszych spotkaniach strzelił trzy bramki, mając piłkę przy nodze, głowie oraz każdej innej Gomezowej części ciała łącznie ledwie przez 23 sekundy.

Łukasz Miszewski

DOŁĄCZ DO NAS NA FACEBOOKU