Gdy dziewczyna usłyszała jakieś obce dźwięki płynące z głośników, stanowczo zaprotestowała. To nie była Hatikwa, hymn Izraela. Nie był to też na szczęście hymn Borata . Zdezorientowana sportsmenka przejęła mikrofon od mistrza ceremonii i zamiast strzelić focha wobec braku profesjonalizmu gospodarzy, strzeliła solowy występ uświetniający jej triumf.
Z pewnością jest to wydarzenie, które zasługuje na swoje własne miejsce w sportowych annałach. W czasach, w których zawodnicy częściej ruszają ustami niż śpiewają, w których hymny jako narodowe dobro są często dewaluowane przez nieudolnych odtwórców, mamy dowód na to, że hymnem można jeszcze dziś manifestować patriotyzm.
Osobiście życzyłbym sobie trendu zmierzającego w tym kierunku - by sportowcy śpiewali własne hymny osobiście. Czasem byłoby zabawnie, a czasem naprawdę bardzo przyjemnie.
Spiro