Dlaczego nikt nie chce zdobywać mistrzostwa Polski?

Tak działo się już od jakiegoś czasu, ale w tym sezonie sięgnęło prawdziwego apogeum. Oczywiście gratulacje dla Śląska Wrocław, ale ewidentnie nie można zaprzeczyć temu, że w naszym kraju piłkarskiego mistrzostwa ostatnio się nie zdobywa - przegrywają je inni, którzy bardzo starają się tego tytułu nie przejąć. I nie ma się co im dziwić, takie mistrzostwo to same problemy.

Przede wszystkim dopóki UEFA się nie otrząśnie i nie uzna, że to jest bez sensu, albo dopóki najlepsza czy raczej najmniej zła polska drużyna ligowa nie zacznie jakimś cudem grać w eliminacjach do Copa Libertadores, będzie grywać w fazie eliminacyjnej Ligi Mistrzów. Liga Europejska to jeszcze pół biedy, można jakoś znieść, ale to na Champions League zwrócone są oczy całego piłkarskiego Starego Kontynentu. To na LM chodzi się do knajpy z kumplami, na LE co najwyżej z teściami, albo koleżankami poznanymi na czacie. Także i wstyd z odpadnięcia większy, zwłaszcza że oczekiwania corocznie są ogromne, jako że nasi rodacy nie uczą się na błędach i co sezon wierzą, że po raz pierwszy od Wiosny Ludów zobaczymy rodzimy zespół w najbardziej prestiżowych rozgrywkach Europy.

A żeby nie przegrać z mistrzem Azerbejdżanu i żeby znów nie było wstydu na cały kontynent, potrzebne są wzmocnienia. Jeśli dokonane nie zostaną, wstyd będzie. Jeśli zaś dla odmiany się dokonają, prezes zacznie wymagać, powołując się na wydane a wcześniej zarobione lub wyproszone przez siebie ciężko pieniądze, będzie oczekiwał nie tylko awansu do Champions League, ale i samych zwycięstw w lidze i to takich po 8:0. Posunie się nawet do zsyłania do Młodej Ekstraklasy, gróźb karalnych (a grożenie odebraniem premii przynajmniej powinno być karalne), czy wystawianiem na listę transferową. Albo będzie brał na litość, kolebiąc się w swoim gabinecie, trzymając za głowę i mamrocząc do siebie ''Tyle transferów, a tu miejsce za Lechią. Tyle pieniędzy w błoto, a nawet nie w błoto, co w Krzysztofa Króla i tego snajpera z Macedonii z drewnianą nogą''.

Człowiek nawet nie będzie miał czasu na porządną imprezę, a może nawet na takie zwyczajowe trzydniowe urodziny kolegi z zespołu, bo trzeba będzie ostro trenować. Dodatkowo jak już człowiek odpadnie w ostatniej fazie eliminacji LM, to potem jeszcze musi biegać po boisku w eliminacjach LE zamiast jechać na wczasy pod gruszę. O ile na Karaibach w ogóle rosną grusze. I całe wakacje w ^%$#.

Nie mówiąc już o tej całej presji. Wiadomo jak jest - wszyscy wychodzą na boisko z nastawieniem ''bić mistrza'', a nie ''sobota, a my zamiast na grillu musimy uganiać się za piłką''. W końcu rywalom może iść w lidze marnie, ale jak wygrają z posiadaczem tytułu, to przynajmniej na chwilę uciszą żądnych krwi kibiców i równie żądny krwi zarząd. Ech, ci kibice. Stara prawda piłkarska mówi, że bycie kopaczem zawodowym byłoby całkiem niezłym zawodem, gdyby nie ci wredni kibice właśnie. Po mistrzostwie apetyty im rosną i też się domagają nie wiadomo czego, krzycząc o człowieku i jego rodzinie brzydkie rzeczy. Po każdej porażce nawet komentatorzy są rozczarowani. Nie ma letko.

A nie łatwiej po prostu utrzymywać się bezpiecznie w środku tabeli i bez napięć i tak inkasować te kilkadziesiąt tysiący nowych złociszy miesięcznie? Łatwiej. To po co się napinać?

Łukasz Miszewski DOŁĄCZ DO NAS NA FACEBOOKU

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.