Pudzianowski kontra Sapp czyli Pudzianowski kontra Pudzianowski

Na KSW 19 najsilniejszy człowiek świata zmierzy się z Bobem Sappem i jest to wybór dobry z wielu względów. ''Bestia'' to wprawdzie nieco przygasła gwiazda, ale wciąż duże nazwisko przyczepione do dużego ciała. Poza tym to fajter podobny do Pudzianowskiego: silny jak tur, z techniką jak Piotr Polczak, ale usiłujący nadrabiać entuzjazmem. Entuzjazmem do robienia ludziom krzywdy.

Sapp był kiedyś gwiazdą futbolu amerykańskiego. ''Kiedyś'' oznacza niemal dwie dekady temu i odnosi się wyłącznie do akademickiej odmiany tego sportu. Jako offensive lineman Uniwersytetu Waszyngtońskiego niszczył rywali i to na tyle skutecznie, że pochyliła się nad nim NFL, czy raczej, biorąc pod uwagę rozmiary naszego bohatera, to on pochylił się nad ligą i został w trzeciej rundzie draftu 1997 wybrany przez Chicago Bears.

W Wietrznym Mieście Sappowi nie szło, oddano go do Minnesoty, gdzie przez dwa lata rozegrał zaledwie jedno spotkanie, przez chwilę był też zawodnikiem Baltimore Ravens i Oakland Raiders, gdzie jednak również jak nie szło, to nie szło, głównie dlatego, że nie trzeba było chodzić, a biegać czego Bob nie cierpiał, a dodatkowo jeszcze wpadł na dopingu, więc NFL ostatecznie się z nim pożegnało.

W 2001 roku Sapp został zatem zapaśnikiem i znów - nie szło. Na jego miejscu pomyślelibyśmy o jakimś lekkim przekwalifikowaniu się, na przykład o zainwestowaniu swojego czasu w naukę stolarki okiennej, jednak ''Bestia'' wcale nie zamierzała się poddawać. Bob przyjął zaproszenie do programu ''Toughman'', w którym miał walczyć z innym byłym graczem NFL Williamem ''Lodówą'' Perrym. Znokautował przeciwnika już w drugiej rundzie, a walkę dwóch pozbawionych techniki klocków przypadkiem obejrzał w pokoju hotelowym Kazuyoshi Ishii, założyciel organizacji K-1, który uznał, że zwalistego Murzyna pokochają Japończycy. I miał rację.

W Kraju Kwitnącej Wiśni Sapp zrobił prawdziwą furorę. Rzucał się na rywali niczym czołg, zarzucając ich gradem bezładnych ciosów i, o dziwo, a w sumie nie o dziwo, wygrywał dzięki swojej sile średnich rozmiarów czołgu. Passa została przerwana dopiero przez słynnego Brazylijczyka Antonio Rodrigo Nogueirę, który powalił Sappa na dechy i zrobił z nim to, co chciał. A chciał głównie, by Amerykanin czuł ból. Potem, ku wielkiemu zaskoczeniu wszystkich, Bob wygrał dwukrotnie z czterokrotnym mistrzem K-1 Ernesto Hoostem, choć za każdym razem zdecydowanie pomagały mu w tym nawet nie tyle ściany, co po prostu sędziowie. Ale za to już Remy Bonjasky pokazał Sappowi, gdzie jego miejsce w szeregu. Tak samo jak Mirko CroCop Filipović. Ten drugi złamał Amerykaninowi kość oczodołu, po czym Sapp kompletnie rozkleił się na ringu.

Potem przyszła jeszcze bardzo, ale to bardzo bolesna porażka z mierzącym 218 centymetrów Koreańczykiem Choi Hong Manem, a od niemal dekady Sapp błąka się gdzieś po fajterskiej IV lidze. Co nie zmienia wcale faktu, że ludzie go pamiętają. Część ze zbioru ''ludzie'' niestety pamięta go jednak głównie z fatalnych występów muzycznych...

...oraz z jeszcze bardziej fatalnych występów w japońskich reklamach.

Swoją drogą, widział ktoś kiedyś normalną japońską reklamę? Pewnie nie. A co do Mariusza Pudzianowskiego... Wspomnijmy tylko o Pudzian Band, choć w zespole tym śpiewał (wciąż śpiewa?) jego brat - Krystian.

Obu łączy także to, że jak już wspomniałem, niestety nie są najlepszymi wojownikami na świecie.

Ale dzięki temu, to może być naprawdę ciekawa walka.

Łukasz Miszewski

DOŁĄCZ DO NAS NA FACEBOOKU