Widmo krąży po Polsce. Widmo Red Bulla

Choć na pierwszy rzut oka można tego kompletnie nie zauważyć, ale naprawdę nasza liga zaczyna się robić się dość sensowną inwestycją. Coraz bardziej zacięta i wyrównana, ze swoimi przedstawicielami pojawiającymi się od kilku lat w europejskich pucharach już nie tylko po to, by zebrać autografy, zrobić sobie pamiątkowe zdjęcia i pozwiedzać stadiony w innych krajach. Do tego Polska to duży rynek ze sporym zapotrzebowaniem na dobrą piłkę. Dlatego nie dziwi nas wcale, że nasze dobrze poinformowane źródła plotkują o tym, iż po naszym kraju krążą przedstawiciele Red Bulla, przymierzając się do dodania sobie do kolekcji kolejnego Pokemona klubu piłkarskiego.

Austriacki koncern naprawdę zbiera sobie piłkarskie zespoły. Pomijając już to, że jest w posiadaniu dwóch teamów Formuły 1 - Red Bull Racing i Scuderia Toro Rosso oraz hokejowego EC Red Bull Salzburg, w swoim ''portfolio'' ma również Red Bull New York, FC Red Bull Salzburg, Red Bull Brasil oraz niższoligowy niemiecki RB Leipzig. Trochę się tego uzbierało. A jak wiadomo  - im więcej masz, tym więcej chcesz.

Mówi się o tym, że ''Czerwony Byk'' najbardziej chciałby kupić Legię. Nie wiadomo, ile w tym prawdy, ale za to sensu byłoby w takim posunięciu całkiem sporo. Niektórzy mogą się nie zgadzać z tym twierdzeniem, ale Warszawa to w końcu stolica, Legia ma spore szanse na mistrzostwo kraju i będzie prawie na pewno grała w europejskich pucharach. Co prawda znani z bojkotów kibice ''Wojskowych'' nie zareagują dobrze na zmianę nazwy i barw klubowych...

Cóż, ''dobrze'' to taki sam eufemizm jak to, że Polska ''nie jest światową potęgą eksploracji kosmosu''. Ale z drugiej strony ich ukochany klub nazywał się kiedyś Legia Daewoo Warszawa, a jakikolwiek pojazd koreańskiego koncernu zdecydowanie nie był lepszy niż cokolwiek, co startowało w dowolnej edycji organizowanych przez Red Bulla ''lotów na byle czym''. A kolejnym argumentem na to, że do takiej transakcji mogłoby dojść jest to, że posiadanie klubu piłkarskiego to istna finansowa kula u nogi, a ITI ostatnimi wynikami finansowymi raczej nie imponuje. Istnieje szansa, że dobra oferta mogłaby przekonać ich do zrzucenia sobie z barków tego ciężaru, wraz z Jakubem Wawrzyniakiem.

Podobno (ale tylko podobno) przedstawiciele Red Bulla byli także zainteresowani Lechem. To o tyle ciekawe, że do ostatniego, wygranego 2:0 ze Śląskiem meczu, takiego zainteresowania nie przejawiała nawet spora część ''kibiców'' poznańskiej drużyny. Oni również protestowaliby przeciwko zmianie, w której ''niebiesko-białe barwy wspaniałe'' zamienione zostałyby na ''czerwono-białe bykowe to barwy są odlotowe'' oraz przeciwko przejściu na nazwę Red Bull Poznań. Choć ''Kolejorz'' w samych początkach nazywał się Lutnia Dębiec, co brzmiało jak nazwa kółka sportowego na poznańskiej Akademii Muzycznej. Z drugiej strony Jacek Rutkowski stara się wycisnąć z Lecha tyle, ile się tylko da i mam wrażenie, że nie wzgardziłby całkiem niezłą sumką oraz możliwością pozbycia się problemów z kibicami, którzy nic innego nie robią, nie śpią, nie jedzą i nie prowadzą życia towarzyskiego, tylko całymi dniami śpiewają brzydkie rzeczy o rywalach, odpalają race i domagają się niesłusznie transferów oraz wyników.

Zawsze można też spróbować posunięcia nieco bardziej radykalnego, jak to powiedział Maksymilian Robespierre wysyłając Ludwika XVI na szafot. Czyli Red Bull mógłby podjąć próbę zainwestowania w klub z Niecieczy. Termalica Bruk-Bet i tak już sama z siebie zajmuje drugie miejsce w I lidze, ma realne szanse na wejście do Ekstraklasy, a po odpowiednim dofinansowaniu i sprowadzeniu paru podstarzałych gwiazdek z Zachodu lub talentów z Izraela, mogłaby nawet zawalczyć o mistrzostwo kraju. Austriakom pieniędzy nie brakuje, Nieciecza liczy sobie zaledwie kilkuset mieszkańców, pewnie udałoby się nawet za odpowiednią sumę zmienić jej nazwę na Bull, a klubu na Red, co dałoby ładne połączenie w postaci Red Bull. Tak po prostu i nic ponadto. Albo spróbować stworzyć klub nazywający się Red Bull Red Bull, co ucieszyłoby PR-owców koncernu, bo jego nazwa pojawiałaby się w takim przypadku dwa razy częściej w prasie.

Aczkolwiek podkreślamy, że to wciąż tylko niesprawdzone pogłoski, takie same jak to, że Gennaro Gattuso tak naprawdę jest człowiekiem. Jako że jesteśmy futbolowymi konserwatystami i przeciwnikami sportowej komercji - nie do końca przemawia do nas idea poświęcenia klubowej nazwy i barw w zamian za deszcz euro i nawet potencjalne spore sukcesy. A wy chcielibyście, żeby wasz ukochany klub poszedł na coś takiego?

Łukasz Miszewski

DOŁĄCZ DO NAS NA FACEBOOKU

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.