Greg Oden to jeden z najbardziej spektakularnych i smutnych symboli kariery przekreślonej przez kontuzje. Kiedy w 2007 roku był wybierany w drafcie z numerem pierwszym (przed Kevinem Durantem), wróżono mu pójście w ślady Shaquille'a O'Neala, wróżono mu walkę o dominację na pozycji centra z Dwightem Howardem. Oden jednak już przed pierwszym sezonem w karierze został wyeliminowany przez swoje kolano i zadebiutował w lidze dopiero rok później. W debiucie kontuzjował stopę. Następnie dwa miesiące później znowu nawaliło kolano. I sytuacja powtarzała się przez ostatnie lata jeszcze kilkakrotnie - ostatecznie wielki, niezwykle utalentowany, ale schorowany człowiek zagrał przez pięć lat związku z Blazers w 82 spotkaniach. Gdy przed tym sezonem Oden znowu poddał się operacji, Portland już byli na skraju cierpliwości, a ich wiara w to, że pasmo kontuzji Grega kiedyś się skończy, zmalała do -1. Potrzeba wyrzucenia z pracy dwóch zawodników w ostatnim dniu okienka transferowego była pretekstem, by ostatecznie zakończyć tę strasznie smutną historię.
Zawsze liczyliśmy, że ten Goliat się podniesie. I w sumie nadal w to wierzymy, jest wolnym człowiekiem i już całkowicie bez presji otoczenia może kurować swoje ciało, które chyba wymaga wręcz wskrzeszenia, ale przecież w NBA amazing happens. Trzymamy kciuki i na koniec, w ramach tribute'u - zapraszamy na filmik wspomnieniowy.
Spiro