To się nie zdarza zbyt często: Władze klubu zrobią coś dla kibiców i to za darmo

Columbus Blue Jackets są w tym sezonie tak fatalni, że gorsi są od nich tylko... A nie, nawet Edmonton Oilers i New York Islanders są lepsi od ''Niebieskich kurtek'', co już w wystarczający sposób mówi o dyspozycji zespołu z Ohio. Który jest z kolei dowodem, że sam Rick Nash, choćby i był Rickiem Nashem, drużyny nie pociągnie. Winę za to, że jest sam ponosi w pewnej mierze fatalna forma sprowadzonego przed sezonem Jeffa Cartera, który właśnie oddany został do Los Angeles Kings. A władze klubu postanowiły choć nieco wynagrodzić fanom tę wtopę transferową.

Kiedy 27-letni Carter przechodził z Philadelphia Flyers do Columbus, wiązano z nim wielkie nadzieje. Miał stworzyć wspaniały duet ofensywny z Nashem, zostać symbolem drużyny na długie dekady oraz zaprowadzić pokój na świecie. Normalną sprawą jest zatem to, że fani kupowali koszulki z nazwiskiem nowego nabytku, jakby od tego zależało całe ich życie. Tymczasem ich nowy napastnik nie dość, że cały czas narzekał na fakt, iż znalazł się w Ohio czyli na końcu świata, to jeszcze na początku sezonu złamał stopę, a kiedy już wrócił, to na lodzie zdecydowanie rozczarowywał.

Wreszcie zdecydowano się go oddać do Los Angeles Kings w zamian za srebrnego medalistę z Vancouver i bardzo dobrego, choć wciąż nie do końca spełniającego oczekiwania 25-letniego obrońcę Jacka Johnsona oraz wybór w pierwszej rundzie draftu. Władze klubu z Columbus w tym momencie zdecydowały się na coś, na co mogłaby się zdecydować tylko organizacja non-profit pokroju Fundacji Smutnych Fanów Hokeja im. Kibiców Montreal Canadiens. Obiecały, że każdemu, kto przyniesie koszulkę Blue Jackets z numerem siódmym i nazwiskiem Carter na plecach, za pomocą magii i technologii NASA przerobią ją na koszulkę z nazwiskiem Johnson i również numerem siódmym, który w Columbus nosi nowy obrońca. Za darmo. Naprawdę. ZA DARMO. Tylko po to, żeby wynagrodzić fanom fatalny transfer Cartera i jeszcze bardziej fatalny sezon. Takie rzeczy nie zdarzają się na co dzień.

Swoją drogą chyba Columbus zrobiło nieco lepszy interes. W momencie pisania tego tekstu center Carter w sześciu swoich pierwszych meczach dla Kings spędził mnóstwo czasu na lodzie i zdobył dwa gole (zero asyst), oba strzelone w pojedynku ze słabym Anaheim. Obrońca Johnson zaliczył w tym samym czasie dwie bramki i dwie asysty. Jeden z tych goli był zwycięskim trafieniem, w meczu wygranym przez Blue Jackets 3:1 z... Los Angeles Kings.

ŁM

DOŁĄCZ DO NAS NA FACEBOOKU

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.