Oczywiście, że Polska może wygrać Euro 2012. Ale nie wygra

Michał Pol napisał na swoim blogu, że Polska może zwyciężyć w turnieju, który już za 90 dni z niewielkim groszem. I ciężko się z tym nie zgodzić. W końcu biało-czerwoni na Euro 2012 zagrają, więc teoretycznie mają szanse na ostateczny triumf. Jednak choć Michała cenię, nie mogę podzielić jego wiary w sukces. Może dlatego, że kiedy się rodziłem pielęgniarki powiedziały ''Ale cudny mały pesymista''. A może dlatego, że cała redakcja Z Czuba, wbrew pogłoskom, nie ma czarnych serc z kamienia. Ma zielone, nieczułe serca z kryptonitu, który zabija wszelki superoptymizm.

''Od dawna nie wysyłaliśmy na żaden wielki turniej grupy tak dobrych piłkarzy, którzy odgrywaliby tak ważne role w swych zagranicznych klubach. W 2002 w Japonii i Korei byli to tylko Jerzy Dudek z Liverpoolu i para obrońców Schalke 04 Tomasz Hajto i Tomasz Wałdoch. W 2006 i 2008 jasno świeciła wyłącznie gwiazda Artura Boruca, bramkarza Celtiku Glasgow z prowincjonalnej ligi szkockiej''.

To że jest lepiej niż kiedyś, wcale nie znaczy, że jest dobrze. ''Testosteron'' też jest lepszy od ''Lejdis'' (albo odwrotnie, nigdy nie pamiętam, na którym szybciej zasypiam), co nie oznacza, że którekolwiek z nich zasługuje na Oscara. Nasze występy na mundialach 2002 i 2006 oraz na Euro 2008 były tragiczne i na Euro 2012 możemy zagrać lepiej, już choćby dlatego, że ciężko zaprezentować się gorzej. Wprawdzie zawsze może być równie fatalnie co wtedy, ale wolę nawet o tym nie myśleć. Jeśli chodzi o dobrych piłkarzy - owszem, Robert Lewandowski jest w świetnej formie, Wojtek Szczęsny to pewny punkt drużyny, Łukasz Piszczek być może jeden z lepszych obrońców świata, a Ludo Obraniak nieźle radzi sobie w Ligue 1, Błaszczu błyszczy formą...

Tyle że wciąż mówimy tu o polskich warunkach. Jak na nas w ostatnich trzech dekadach - jest super. W skali globalnej, patrząc na siłę składu, to przy takich Holendrach (Robben, Sneijder, van Persie, van der Vaart, Kuyt, de Jong, van Bommel), Niemcach (Neuer, Khedira, Ozil, Lahm, Schweinsteiger), Hiszpanach (Casillas, Puyol, Pique, Ramos, Iniesta, Xavi, Xabi Alonso, Fabregas, Silva), Francuzach (Lloris, Evra, Sagna, Mexes, Abidal, Ribery, Nasri, Benzema, Kaboul, Clichy), Włochach (Buffon, Chiellini, De Rossi, Pirlo, Balotelli jeśli pojedzie) czy nawet Anglikach, którzy i tak niczego nie wygrają (Hart, A. Cole, Rooney, Ferdinand, Lampard, Gerrard, Young, Parker), jesteśmy niczym ubogi siostrzeniec przy wujku z Ameryki. Albo Pruszków przy Warszawie.

''Teraz bramkarzem numer 1 jest Wojciech Szczęsny. Jeśli utrzyma formę, z meczu z Portugalią czy Liverpoolem, rundę grupową możemy skończyć bez straty gola!''

Na MŚ 2006 Artur Boruc był jeszcze w formie ziemskiej choć świetnej, na Euro 2008 z kolei w nieziemskiej, a jego interwencje zostały przewiezione do Sevres jako wzorzec parad bramkarskich. Nie tylko jednak na obu imprezach nie wyszliśmy z grupy, ale i potraciliśmy gole. Bramkarz sam meczu nie wygra, co najwyżej bezbramkowo go zremisuje przy pomocy nieudolnych strzelecko kolegów z zespołu. A i to niekoniecznie, jeśli nie ma przed sobą solidnych obrońców i defensywnych pomocników.

''Wygląda na to, że Smuda wreszcie znalazł tak długo poszukiwaną parę środkowych obrońców. Damien Perquis po raz pierwszy dowiódł, że jego naturalizacja nie była chybionym pomysłem. Doskonale współpracował z Marcinem Wasilewskim''.

Obaj zagrali razem jeden dobry mecz, w dodatku towarzyski, z grającą bez presji, rozluźnioną Portugalią. Mi też po pierwszej udanej próbie rockowej w garażu kolegi wydawało się, że jestem gotów do podboju Madison Sqare Garden, Sali Kongresowej, a później wszechświata. Do tego jeszcze Perquis złamał rękę i na Euro pojedzie po dłuższym odpoczynku od futbolu, więc nie wiadomo kompletnie w jakiej będzie formie.

''Tercetu z Borussii Dortmund - Robert Lewandowski, Kuba Błaszczykowski i Łukasz Piszczek - mogliby nam pozazdrościć trenerzy właściwie wszystkich drużyn na Euro 2012''.

Oczywiście, zwłaszcza wspomniani już Holendrzy, którzy jak nic oddaliby w zamian za trio z Zagłębia Ruhry na przykład van der Wiela, Robbena i van Persiego, Francuzi, którzy z oddechem ulgi pozbyliby się wreszcie Evry, Nasriego i Benzemy. a Anglikom lepiej grałoby się bez Ashleya Cole`a, Theo Walcotta i Wayne`a Rooneya czy nawet Jermaina Defoe. Albo Cole`a, Lamparda i Sturridge`a, żeby też było z jednego klubu. Jeszcze inaczej: Ferdinanda, Ashleya Younga i Rooneya. Portugalczycy zgodnie z duchem fair play zrzuciliby swoich barków balast w postaci Fabio Coentrao, Naniego czy Cristiano Ronaldo.

Podejrzewam, że nawet nasi grupowi rywale z Rosji woleliby zestaw Piszczek-Błaszczykowski-Lewandowski niż Żyrkow-Dżagojew-Arszawin. Owszem, trio z Borussii jest zgrane, lubi się i wciąż jest na tyle mocne, żeby być wzmocnieniem kilku kadr na Euro 2012. A jednocześnie ciągle nie na tyle mocne, by zazdrościły nam go czołowe ekipy, które do Polski i na Ukrainę przyjadą. A jako że ta trójka to nasza najsilniejsza i niemalże jedyna broń w polu... Cóż, nie wygląda to na najsilniejszy argument za zwycięstwem w całym turnieju.

''W 1992 roku reprezentacja Danii nie przeszła nawet eliminacji, a do gry na mistrzostwach Europy w Szwecji została zaproszona po dyskwalifikacji ogarniętej wojną Jugosławii. Duńscy piłkarze zlecieli się na zgrupowanie w ostatniej chwili już z wakacji. Ponieważ absolutnie nikt na nich nie stawiał, a rywale nie doceniali, grali bez presji i zaszli aż do finału, w którym wygrali z faworyzowanymi Niemcami. Polacy presję czuć będą tylko podczas meczów grupowych. Po awansie turniej zacznie się dla nich od początku. Wówczas nie będą mieli nic do stracenia, a pod presją oczekiwań znajdą się ich rywale.'' Duńczycy wygrali, to prawda. Grecy również. To dwa fuksy w 13 turniejach, czyli nie ma się co oszukiwać - takie piękne historie zdarzają się znacznie rzadziej niż się nie zdarzają. A kiedy już się nie zdarzają, w ogóle się o nich nie pamięta, bo po prostu nie istnieją. Żeby Polacy spełnili oczekiwania kibiców, no właśnie, musieliby wyjść z grupy. Zanim jednak to zrobią, presja kibiców w całym kraju, na ich własnym terytorium, będzie spora. A wszyscy wiemy, jak nasi reprezentanci grają pod presją. Jakby im ktoś nogi spętał czymś długim, na przykład liną lub Arturem Partyką. Poza tym cały powyższy akapit brzmi trochę jak argument ''Mimo powyższych przykładów, że jesteśmy świetni, jednak jesteśmy słabi i w tym tkwi nasza siła, że nikt nie liczy na sukces''.

A to nieprawda. Ja liczę. Tyle tylko, że realnie patrząc, tym sukcesem będzie już sam awans do ćwierćfinału. Ale jeśli się mylę i kadrę Smudy stać na coś więcej - tym lepiej. Ale przyznaję. Dzięki, Michał, przez Ciebie znowu zacząłem gdzieś w głębi duszy wierzyć w sukces polskiej reprezentacji. I znowu po tych trzech meczach grupowych będę na siebie wściekły.

Cały tekst Michała Pola tutaj .

Łukasz Miszewski DOŁĄCZ DO NAS NA FACEBOOKU

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.