Angielska robota

Andre Villas-Boas nie jest już trenerem Chelsea, co stanowi najmniej zaskakującą informację dnia odkąd przegrał z West Bromwich Albion. I odkąd okazało się, że piłkarze go nie lubią. I to ci w Chelsea najważniesi. Ci, którzy zwolnili już niejednego trenera.

Teoretycznie zwolnienie Portugalczyka było jedynym rozsądnym wyjściem. Drużyna gra słabo, od pokonania w grudniu Manchesteru City 2:1 wygrała zaledwie cztery mecze (w lidze dwa), w tabeli ligi angielskiej jest dopiero piąta i do prowadzącego City traci 20 punktów (tak, dobrze czytacie: dwadzieścia). W Lidze Mistrzów wprawdzie jeszcze jest, ale jakoby jej nie było - w pierwszym meczu 1/8 finału przegrała na wyjeździe z Napoli 1:3 i ma spore szanse na pożegnanie się z nią po rewanżu.

Krótko mówiąc - jeśli władze Chelsea postanowiły ratować sezon, w którym zagrożony był nawet awans do Ligi Mistrzów, co byłoby dla klubu poważnym finansowym ciosem - Villas-Boas musiał odejść. Co jednak czyni odejście Portugalczyka interesującym to to, że wyniki wcale nie były jedynym powodem jego zwolnienia. Ba, może nawet nie były wcale powodem najważniejszym.

Pozycję Villasa-Boasa już od dawna podkopywała klubowa starszyzna z Frankiem Lampardem i Didierem Drogbą na czele. Krytykowała jego taktykę i jego wybory personalne. Szatnia była podzielona, bo grupa portugalsko-brazylijska (Ramires, Luiz, Bosingwa, Meireles) opowiadała się za trenerem, co skończyło się takimi kwiatkami, jak określanie Franka Lamparda przez Davida Luiza mianem ''zwykłego pracownika'' klubu czy słowa Villasa-Boasa, że niepotrzebne mu poparcie zawodników, dopóki ma poparcie władz klubu. Sęk w tym, że poparcie władz się skończyło, co zresztą nie zaskakuje - w ostatnich sześciu latach Chelsea prowadziło sześciu różnych trenerów.

Wygląda znajomo? Pewnie - wcześniej w bardzo podobny sposób z klubu wylecieli Avram Grant i Luiz Felipe Scolari. Scolari wytrwał na Stamford Bridge tylko pół roku, Villas-Boas o miesiąc dłużej, zaprzyjaźniony z Abramowiczem Grant - osiem miesięcy. I tylko dlatego, że kierowana przez niego (czy powinienem raczej napisać ''ignorująca go'') drużyna do końca sezonu walczyła o mistrzostwo, a w finale Ligi Mistrzów była o jedno pośliźnięcie Johna Terry'ego od zwycięstwa.

I tu pojawia się pytanie - czy zwolnienie Villasa-Boasa było słuszne? Albo inaczej - czy słuszne było zwolnienie go w takim stylu? Nawet nie w kontekście tego sezonu, ale w ogóle. Roberto Di Matteo raczej na pewno jest trenerem przejściowym i w czerwcu drużynę obejmie kolejny szkoleniowiec. Który ponownie stanie przed problemem nierozwiązywalnym - jak realnie objąć władzę w klubie, w którym dzierżą ją zawodnicy?

Tym bardziej, że na buntownikach budować zwyczajnie nie ma czego. Być może branie ich strony w sporach z trenerami miało sens, kiedy stanowili o sile klubu, ale wkrótce już tak nie będzie. Drogba ma 34 lata i w tym sezonie strzelił tylko siedem bramek. W lidze cztery - tyle samo, co John Terry. 33-latek Lampard jest najlepszym strzelcem drużyny i jednym z czołowych asystentów, ale ile jeszcze sezonów rozegra na takim poziomie? Opieranie na nim drużyny to plan na jak długo? Rok? Dwa? A co potem?

Obaj muszą pogodzić się z tym, że ich rola w drużynie będzie się zmniejszać. No, chyba, że w czerwcu do klubu zjedzie na białym koniu ten, który londyńską sektę założył - Jose Mourinho. Chociaż nawet on będzie musiał kiedyś powiedzieć swoim uczniom, że ich czas się kończy. Ciekawe, czy swojemu mistrzowi zaufają, czy może spróbują potraktować go w ten sam sposób, jak całe tabuny jego następców.

Piotr Mikołajczyk

DOŁĄCZ DO NAS NA FACEBOOKU

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.