Ziarna prawdy w filmowych opowieściach

Większość filmów sportowych reprezentuje jedno z dwóch podejść - albo starają się wiernie przedstawić wydarzenia, które naprawdę miały miejsce, albo szybują radośnie w świecie fantazji prezentując fikcyjne, a niejednokrotnie całkowicie nierealne scenariusze. Jest jednak i trzecia grupa, stojąca niejako pomiędzy nimi. Filmy do niej należące opowiadają fikcyjną historię, u której podstaw leżały prawdziwe wydarzenia i właśnie o tych ostatnich będzie ten tekst.

Ucieczka do zwycięstwa

Ziarna prawdy w filmowych opowieściachZiarna prawdy w filmowych opowieściach fot. Internet

Film z 1981 roku sprawił, że koło siebie stanęły gwiazdy kina jak Michael Caine i Sylvester Stallone oraz boisk z Pelem i Kazimierzem Deyną na czele. Prezentował on historię meczu między alianckimi jeńcami, a reprezentacją niemieckiej armii. Spotkanie rozegrane we Francji więźniowie chcą wykorzystać do ucieczki, a niemiecka propaganda do udowodnienia wyższości panzerfaustów nad resztą świata. Aliantom mimo że muszą walczyć nie tylko z rywalami, ale i sędziami, udaje się zremisować, a po ostatnim gwizdku, wbiegający na murawę kibice umożliwiają im ucieczkę.

Jak to było: Pomysł na fabułę pochodzi z węgierskiego filmu z 1961 roku ''Két félid a pokolban'', co podobno znaczy ''Dwie połowy w piekle'', która z kolei została zainspirowana wydarzeniami zwanymi Meczem Śmierci. Otóż po ataku Niemiec na ZSRR Kijów dostał się pod okupację, a piłkarze zamiast grać, musieli najpierw bronić ojczyzny, a gdy to się nie powiodło, imać się różnych zajęć. Na przykład bramkarz Dynama Kijów, Mykoła Trusewicz, pracował w piekarni i postanowił wokół niej skupić grupę byłych zawodników. Tak powstał klub oparty o graczy Dynama, a uzupełniony byłymi piłkarzami Lokomotiwu Kijów klub Start Kijów, który grał głównie z lokalnymi przeciwnikami, ale kilka razy zmierzył się też z okupantami.

Kilka tym razem oznacza osiem - wszystkie te mecze Ukraińcy wygrali, przeważnie deklasując rywali. W siódmym spotkaniu rozgromili reprezentację Luftwaffe 5:1 i Niemcy poprosili o rewanż. Gdy do niego doszło, podobno uciekali się do wyjątkowo brutalnych zagrań i mieli po swojej stronie arbitra, ale i tak nie mieli szans - przegrali 5:3. Według legendy po tym meczu zawodników Startu aresztowano i wysłano do obozów koncentracyjnych. Prawda jest nieco inna - rzeczywiście część piłkarzy Startu zginęła w obozach, ale nie z powodu ogrywania nazistowskich lotników, a podejrzeń o współpracę z NKWD. Nieprawdą jest także to, że aresztowań dokonano zaraz po meczu, jak głosi legenda. Także nie wszystkich zawodników Startu spotkał tragiczny los i część z nich przeżyła wojnę.

Sezon rezerwowych

Ziarna prawdy w filmowych opowieściachZiarna prawdy w filmowych opowieściach fot. Internet

Poruszająca historia o futbolowej drużynie Washington Sentinels, która wobec strajku podstawowych graczy musiała ratować się zatrudniając zawodników zebranych praktycznie z ulicy. Ludzie znikąd po kilku upadkach zaliczają wzlot, którego nie powstydziłby się Adam Małysz, a rozgrywający Shane Falco rozkochuje w sobie kibiców i piękną cheerleaderkę. Po powrocie gwiazd Falco wylatuje z drużyny, ale w kluczowym momencie wraca na boisko i zostaje bohaterem.

Jak to było: Historia ma swoje korzenie w strajku graczy NFL w 1987 roku. Wówczas drużyny nie chcąc tracić milionów dolarów przez odwoływanie kolejnych spotkań, wzięły się za łatanie składów ludźmi, którzy normalnie w ukochanej lidze Amerykanów, znaleźliby się tylko grając w ''Maddena''. Całkiem nieźle wyszli na tym Washington Redskins, których ''łamistrajki'' wygrały wszystkie trzy mecze. Szczególnie wsławili się szokując wszystkich zwycięstwem nad faworyzowanymi Dallas Cowboys, mającymi w składzie sporo gwiazd, które nie zdecydowały się dołączyć do protestu.

Wzorem dla Falco był rozgrywający Redskins Ed Rubbert. Poprowadził on zespół do dwóch wygranych, ale w pierwszej kwarcie wspomnianego meczu z Dallas, zaliczył kontuzję i więcej w NFL już nie zagrał. Potem strajk się skończył, zastępcom podziękowano za współpracę i w Waszyngtonie chyba nikt za nimi nie tęsknił, gdyż podstawowi zawodnicy Redskins wywalczyli Super Bowl. Niemnie w lidze znalazło się kilku zawodników, którzy okazali się na tyle dobrzy, że po powrocie podstawowych zawodników, znaleźli miejsce w składzie.

Reggae na lodzie

Ziarna prawdy w filmowych opowieściachZiarna prawdy w filmowych opowieściach fot. Internet

Zdyskwalifikowana za oszustwo na igrzyskach była gwiazda bobslejów, postanawia stworzyć z jamajskich biegaczy bobslejową osadę. Po wielu perturbacjach udaje się tego dokonać i egzotyczny zespół staje do olimpijskich zmagań, gdzie jest wyśmiewany przez fanów i pogardzany przez rywali. Z przejazdu na przejazd Jamajczycy spisują się coraz lepiej. Podczas ostatniego biegu notują czas na poziomie najlepszych i chociaż kończą go wywrotką, to zdobywają szacunek, a metę przekraczają niosąc boba na ramionach wśród burzy braw.

Jak to było: Pomysł stworzenia bobslejowej osady z jamajskich biegaczy to rzecz jak najbardziej prawdziwa, z tym że jest kilka ''ale'', gdyż nie był on autorstwa żadnej upadłej gwiazdy, tylko amerykańskich przedsiębiorców - George'a Fitcha i Williama Maloney'a. Z kolei idea ze sprinterami nie wypaliła, gdyż wśród czołówki biegaczy nie udało się znaleźć chętnych, więc zgłoszono się o pomoc do armii. Dzięki temu historyczną osadę zmontowano z czterech jamajskich żołnierzy, którzy pojechali na Igrzyska w Calgary w 1988 roku. Tam z miejsca stali się ulubieńcami publiczności, a nawet rywali, którzy wzięli Jamajczyków pod opiekę, dzieląc się z nimi sprzętem i radami. Także nieco inaczej skończyli zawody, gdyż po finałowej wywrotce nie wpadli na genialny pomysł, żeby iść po lodzie, dźwigając nad głowami kilkaset kilo żelastwa.

Krzyk kamienia

Ziarna prawdy w filmowych opowieściachZiarna prawdy w filmowych opowieściach fot. Internet

Film obraca się wokół rywalizacji młodego wspinacza - Martina - z doświadczonym alpinistą - Roccią. O tym, który jest lepszy ma zadecydować pojedynek na zboczu niezdobytego podobno szczytu Cerro Torre w Andach. Wyścig jest dramatyczny, a do wszystkiego dochodzi jeszcze rywalizacja o kobietę. Martin twierdzi, że dotarł na szczyt, ale w czasie zejścia zginął jedyny himalaista, który mógł potwierdzić to osiągnięcie. Młodemu wspinaczowi nikt nie wierzy, więc ten chce powtórzyć swój wyczyn w obecności kamer. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze tajemniczy alpinista bez palców. By nie psuć Wam przyjemności z oglądania, nie zdradzę, jak cała ta historia się kończy, gdyż w tej chwili nie jest to istotne.

Jak to było: Cerro Torre to rzeczywiście niezwykle trudny szczyt, a z jego pierwszym zdobyciem wiążą się olbrzymie kontrowersje. Za jego zdobywcę podaje się Włoch Cesare Maestri, który podobno w 1959 dotarł na szczyt wspólnie z Tonim Eggerem. Niestety, ten drugi zginął przy zejściu, a wraz z nim przepadł aparat dokumentujący osiągnięcie. Opowieść Maestriego spotkała się z niedowierzaniem, a przeprowadzona przez niego w 1970 roku próba ponownego zdobycia wierzchołka, zakończyła się fiaskiem. Właśnie te wydarzenia podsunęły pomysł na film. Pierwszego potwierdzonego wejścia na szczyt Cerro Torre dokonano dopiero w 1974 roku, a na przejście trasą, którą podobno pokonał Maestri czekano aż do 2005 roku. Chociaż uczestnicy wyprawy twierdzili, że nie znaleźli żadnego sprzętu, który potwierdzałby wersję Włocha, ten do dziś twierdzi, że był na szczycie.

Andrzej Bazylczuk

DOŁĄCZ DO NAS NA FACEBOOKU

Copyright © Agora SA