Dawid Janczyk - jak spadać to z wysokiego konia

Jeszcze parę lat temu wydawało się, że zostanie drugim Wojtkiem Kowalczykiem. I został, ale tylko i wyłącznie w kategorii marnowania talentu. Pod względem piłkarskim do ''Kowala'' nie zbliżył się na odległość mniejszą niż my do Kim Kardashian. I może się już nie zbliżyć. Były napastnik reprezentacji Polski wylądował właśnie na testach w drugoligowym, irlandzkim oraz amatorskim Limerick FC i nie wiadomo, który z tych trzech przymiotników określających klub z Zielonej Wyspy jest gorszy. W tym roku Janczyk skończy 25 lat i wydaje się, że nie ma już dla niego żadnej nadziei i nawet Hope Solo załamałaby zapewne ręce nad jego losem.

Janczyk (rocznik 1987) przed sezonem 2005/2006 przeszedł do Legii Warszawa z Sandecji Nowy Sącz i już w swoim pierwszym sezonie strzelił dla Legii pięć bramek w lidze i dwie w Pucharze Polski, mimo że z 24 meczów tylko 11 zaczął w podstawowym składzie. Zaraz potem przyszły Mistrzostwa Europy U-19 rozgrywane w Polsce, podczas których młode ''Orły'' wprawdzie nie wyszły, po porażkach z Austrią i Czechami, z grupy, ale wygrały z Belgią 4:1 po hattricku Janczyka. Który dzięki temu wyczynowi skończył turniej z zaledwie jednym trafieniem mniej niż Juan Mata i tyloma co Gerard Pique i Jeffren Suarez razem wzięci. Rok później na MŚ do lat 20 w Kanadzie Polacy po (między innymi) pokonaniu Brazylii wyszli z grupy i odpadli w 1/8 finału, nie dając rady Argentyńczykom. Co nie dziwi o tyle, że bramki dla nich strzelali Di Maria (jedną) oraz Aguero (dwie). My odpowiedzieliśmy golem Janczyka, który pokonywał bramkarzy również w meczach z USA i Koreą Południową, co zapewniło mu nominację do tytułu najlepszego napastnika turnieju.

Nie ma co się dziwić zatem, że po polski talent szybko zgłosili się Rosjanie z CSKA Moskwa i z walizkami pełnymi gotówki - jak to Rosjanie zresztą. Działacze Legii cieszyli się, rzucali się banknotami, brali w nich kąpiel i robili sobie z nich puzzle (ułóż obrazek przedstawiający miliony), a kiedy wreszcie ochłonęli i przeliczyli wyszło im 4,2 miliona euro. Co za 20-letniego napastnika z Ekstraklasy było sumą powalającą bardziej niż wściekły i rozpędzony Jacek Wiśniewski.

W zimowym oknie transferowym CSKA dokupiło sobie kolejną gwiazdę, nazywanego ''nowym Nedvedem'' czeskiego pomocnika Lubosa Kaloudę z FC Brno, przebijając oferty Newcastle, Juventusu, Chelsea i PSV i kładąc na stole pięć milionów euro. Specjalnie w tym celu działacze z Brna musieli zorganizować większy klubowy stół. Obu braciom Słowianom, Polakowi i Czechowi, w Moskwie nie poszło. Janczyk zagrał dla CSKA 14 spotkań, strzelając jedną bramkę i narzekał na trenera. Kalouda, o którym mówiło się, że jest tak dobry, iż mógłby być dzieckiem Kalou i Maloudy, wystąpił w barwach stołecznej rosyjskiej drużyny zaledwie pięć razy. I tak samo narzekał na trenera, tyle że kończąc słowa na ''-iczku''.

Obaj dość szybko zaczęli tułać się po wypożyczeniach, w Moskwie niechciani i niepotrzebni. Janczyk trafił do Belgii, gdzie w Lokeren jeszcze przynajmniej strzelał całkiem sporo bramek. W Germinalu Beerschot dla odmiany był już gruby i nie strzelał całkiem sporo bramek. Potem było coraz gorzej. Słabe występy w Koronie Kielce i na koniec pobyt w jednej z najgorszych drużyn PFK Ołeksandrija. Gdzie zresztą spotkał Kaloudę, którego CSKA w międzyczasie również przerzucało z klubu do klubu jakby w ramach zabawy (''Janczyk na e5, Kalouda na d3, szach!''). Na Ukrainie Czech nie grał w ogóle, a Polak niewiele, do siatki trafiając jedynie w drużynie rezerw. Wszędzie dało się też słyszeć te same głosy. Że Janczykowi na piłce już kompletnie nie zależy, że jest tak leniwy, że gdyby tylko był kotem, to ''Garfield'' byłby o nim, że się obija, że tyje. A teraz jeden i drugi znaleźli się na testach w Limerick FC.

Zasadniczo nie powinno być tam Janczykowi źle. W Irlandii jest wielu Polaków, którzy kopią piłkę amatorsko, tak dla czystej radości. Poza tym będzie miał ze sobą Kaloudę, który będzie mu przypominał o tym, że nie tylko jemu w futbolu nie wyszło.

Łukasz Miszewski

DOŁĄCZ DO NAS NA FACEBOOKU

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.