Poligon: ''Tu jest kiosk Ruchu! Ja tu piłkarzy mam!'' czyli wiadomości transferowe

''Jest obrońca? Nie ma. Pomocnik? Nie ma. Napastnik? Nie ma. A co jest? Ja jestem!'' - tak wygląda typowy wywiad z ekstraklasowym dyrektorem sportowym. Okno transferowe otwarte na oścież, a tu zamiast personalnego przeciągu - zastój i samofinansowanie. Już w piątek zaczynamy walkę o mistrzostwo, utrzymanie i premier meczowe, a tymczasem rynek transferowy wygląda trochę jak zaplecze sklepu warzywnego kabaretu Tey.

Polskie kluby od paru lat usiłują przejść na samofinansowanie. Kiedyś wystarczyło znalezienie stabilnego i hojnego sponsora, który przychodził, sypał banknotami, zapewniał komfort i marzenia. Mijało jednak parę lat i okazywało się, że sponsor łamane przez właściciel nie jest sponsorem łamane przez właścicielem tylko pożyczkodawcą i to w dodatku pożyczkodawcą z konkretnym interesem na widoku i na... Wrrróć!... ''Interes na widoku'' to nie brzmi dumnie... Z konkretnym biznesem na widoku. Oczywiście, zdarzały się przypadki sponsora łamane przez właściciela dywiz pasjonata, który pompował w klub nieprzytomne pieniądze z miłości do klubu lub z miłości do piłki w ogóle, ale przypadki owe po paru latach dochodziły do wniosku, że ''Ileż można, do licha?'' i odmawiały dalszego finansowania radosnej twórczości klubowej, namawiały za to do przejścia na sensowną gospodarkę rynkową, inwestycje, transfery, awanse, dofinansowania z UEFA.

A teraz jeszcze przyszedł kryzys... Sezon transferowy w pełni, wszędzie wiszą tabliczki ''Promocja!'', ''70% obniżki za zawodnika z 10% zwyżką formy!'', ''Trzech w cenie jednego plus kupon na sushi'', zawodnicy prężą bicepsy i napinają mięśnie dwugłowe, ale handel idzie średnio. Dyrektorzy sportowi oglądają zawodnika po cztery razy zanim zdecydują się zaproponować zarządowi jego kupno, zarządy czterokrotnie oglądają każdą złotówkę, zanim odpowiedzą dyrektorom, że mowy nie ma, a trenerzy oglądają po sześć razy dziennie swoje kontrakty, ale zawsze im przechodzi, bo gdzie im będzie tak źle jak tu.

Rekord oszczędności w zimowym okresie transferowym bije właśnie Wisła Kraków. W rubryce ''Przyszli'' - pustka, w rubryce ''Odeszli'' - pustka i proszę zamknąć to okno, bo wieje strasznie, jeszcze się nam stabilny skład przeziębi. Żeby choć pół bułgarskiego pomocnika, choć ćwierć łotewskiego bramkarza... A potem się krakowiaczki dziwią, że nawet wróble cijają o podwawelskiej oszczędności. Z jednej strony można Wisłę zrozumieć: szóste miejsce i dziesięć punktów straty do lidera nie nastrajają optymistycznie i trudno się dziwić zarządowi, że pyta o sens jakichkolwiek transferów. Ale z drugiej strony, do przejścia Standardu Liege ''przydałby się ktoś na przyczepkę'', że o dwumeczu z kolejnym rywale nie wspomnę.

Rekordowe zyski usiłuje osiągnąć Legia Warszawa - z klubu odeszli Moshe Ohayon, Manu, Srda Kneżević, Marijan Antolović został przesunięty do kadry B, a dział księgowości podliczył oszczędności na kontraktach i ''wejściówkach'' wymienionych graczy, a następnie upił się ze szczęścia. Nazajutrz pani Jadzia zerknęła do skrzynki mailowej i wyjęczała do pana Kubusia:

- Panie Kubusiu kochany, niech pan może sprawdzi te zera, bo mnie się chyba jeszcze w oczach dwoi. Pan Kubuś policzył. Policzył drugi raz. Policzył trzeci. - Sześć. Za każdym razem sześć zer. W euro. Pani Jadzia długo patrzyła na pana Kubusia, aż wreszcie sięgnęła w czeluść biurka i z łomotem postawiła na blacie butelkę adwokata. - Lej pan! - powiedziała dziarsko, podsuwając kubek z herbem klubu.

Po paru dniach gruchnęła wieść, że do transferu przygotowywany jest Maciej Rybus. Zza drzwi z tabliczką ''Księgowość'' zaczęły dochodzić odgłosy. Gdyby ktoś zajrzał przez okno lub dziurkę od klucza zobaczyłby pana Kubusia tańczącego kujawiaka na biurku i panią Jadzię z rozwianą trwałą, grzejącą likier migdałowy z gwinta. Gdyby jednak pan Kubuś i pani Jadzia wyjrzeli przez okno, zobaczyliby przerażone nieco miny kibiców (oczywiście, absolutnie i pod żadnym pozorem niczego niegrzejących z gwinta). ''Bez Borysiuka?'' - pytają zdziwieni kibice - ''Bez Rybusa, grającego już na pamięć z serbskim duetem? Bez kontuzjowanego Radovicia? Bez wzmocnień? Z czym do Sportingu? Z czym do Śląska?''

Trener Skorża odmówił odpowiedzi, bo nie chciał się wyrażać, dyrektor Jóźwiak nie odmówił odpowiedzi i wyraził się aluzyjnie, że on swoje zrobił i listę miał długą, a zarząd klubu powtórzył mantrę o zdolnej młodzieży. I niby coś w tym jest - Jakub Kosecki strzelił już pięć bramek w sparingach (a strzeliłby więcej tylko mundial leczyć kontuzję), Dominik Furman dołożył dwa trafienia, Aleksander Jagiełło - jedno... - Tylko wie pan... My nie gramy o Puchar Kornela Makuszyńskiego, ale o tytuł mistrza. Ech, życie... - mruknął ponuro kibic z ''eLką'' na koszulce i zastukał w okienko. - Pani Jadziu, nie zostało pani trochę tego migdałowego ohydztwa?...

Nielekko jest także w Poznaniu - Gerard Bieszczad poszedł sobie do Sandecji, Jakub Wilk poszedł sobie do Lechii Gdańsk, Marciano Bruma poszedł sobie w siną dal, a o wzmocnieniach na razie cicho. Na szczęście cicho także o ewentualnym odejściu Semira Stilicia, ale nie wiadomo, czy to dobrze. Do tej pory co pół roku o transferze Stilicia było głośno - Stilić jednak zostawał. Miejmy nadzieję, że teraz nie będzie odwrotnie.

Solidna wyprzedaż trwa w Widzewie: Piotr Grzelczak odchodzi do Gdańska, Adrian Budka do Szczecina, Nika Dzalamidze do Białegostoku, młody-zdolny Radzio do Radzionkowa (zbieżność chyba przypadkowa). Jedynym poważniejszym nabytkiem jest Marcin Kaczmarek ale czy w tym przypadku ''dwóch chudych zrównoważy jednego grubego''? Tym bardziej, że chudych było trzech i byli bardzo ważni dla zespołu?

O Górniku pisaliśmy niedawno - odchodzi pół składu: Pesković, Banaś, Zahorski, Sobczak, Gierczak, Gołębiewski, Gasparik, Marciniak... Niby na ich miejsce klub stara się kogoś pozyskać, ale czy Michał Zieliński naprawdę jest lepszy od Daniela Gołębiewskiego, para Telichowski-Szeweluchin - lepsza od pary Banaś-Marciniak, a niegrający ostatnio nigdzie Norbert Witkowski - lepszy od Borisa Peskovicia? Kibice przypuszczają, że wątpią, ale mają nadzieję, że się mylą. Tym bardziej, że przewaga nad strefą spadkową jest niewielka, a rywale nie śpią i wzmacniają się kosztem Górnika właśnie (Marciniaka podkupiła Cracovia, Banasia - Zagłębie Lubin, a Aleksandra Kwieka próbowała pozyskać Lechia Gdańsk).

W kategorii ''Kupujemy'' na razie wygrywa - dziwnym nie jest - Polonia Warszawa. Prezes Wojciechowski postanowił udowodnić podwładnym, że zna się lepiej i potrafi więcej, zafundował więc klubowi dwóch graczy z ligi izraelskiej: Avirama Baruchyana (Beitar Jerozolima) i Wladimera Dwaliszwili (Maccabi Hajfa). Dodajmy do tego przedłużony kontrakt Edgara Caniego i zaczyna robić się ciekawie, a nawet bardzo ciekawie.

Na plus wychodzą także Ruch Chorzów i Lechia Gdańsk. Ruch na razie pozbył się bezproduktywnego Andreja Komaca, a pozyskał młodego zdolnego Arkadiusza Lewińskiego i starego zdolnego Andrzeja Niedzielana. Który jeśli przypomni sobie, jak kiedyś grał w Ruchu - chorzowianie poważnie mogą myśleć o europejskich pucharach. Lechia rezygnuje z Freda Bensona, a zamiast niego zatrudnia Jakuba Wilka i Piotra Grzelczaka. Uwagę zwraca zwłaszcza ten drugi transfer, bo to nie tylko zakup napastnika, który potrafi strzelać bramki, ale przede wszystkim poważne osłabienie konkurencji. Mówi się także, że szeregi lechistów miałby opuścić Ivans Lukjanovs, ale trochę nie chce mi się w to wierzyć. Chociaż... to jednak trener Janas - człowiek, który nie zabrał Tomasza Frankowskiego na mistrzostwa świata. Chyba nie bardzo bym się zdziwił, gdyby we środę postanowił sprzedać wszystkich zawodników Lechii do Zespołu Pieśni i Tańca ''Mazowsze''.

Śląsk Wrocław jak zwykle zbroi się spokojnie i ostrożnie. Z klubu odeszli Krzysztof Żukowski i Tomasz Szewczuk, skład uzupełniono Patrikiem Mrazem i Daliborem Stevanoviciem, obserwatorzy donoszą, że obaj wpasowali się szybko i składnie, a klubowi statystycy już dopisali Słoweńcowi dwie bramki, zdobyte w sparingach. Szeroki skład, długa ławka (lub odwrotnie) plus zimowy okres przygotowawczy pod kierunkiem trenera Lenczyka... Brzmi groźnie?

W pozostałych klubach stawia się na bardziej na wymianę niż na wzmocnienia. Podbeskidzie zrezygnowało z usług Adama Cieślińskiego, Františka Metelki i Michała Osińskiego - ich miejsce mają zająć Łukasz Mierzejewski, Ivan Curić i Liad Elmalich, ale czy zajmą - zobaczymy już za tydzień. Cracovia zamieniła Andrzeja Niedzielana na Sebastiana Szałchowskiego i Tamira Cahalona na Marcina Budzińskiego, GKS Bełchatów pozbył się drogich Zlatko Tanevskiego i Grzegorza Kuświka oraz tańszych Łukasza Bociana i Wojciecha Jarmuża, wymieniając ich na ''drugich Brożków'' czyli Mateusza i Michała Maków z Ruchu Radzionków.

Jagiellonia zyskała Tomasza Bandrowskiego, Nikę Dzalamidze, Lukę Gusicia i Grzegorza Sandomierskiego, ale pożegnała się z Grzegorzem Bartczakiem, Andriusem Skerlą, Vladimirem Kukolem, Krzysztofem Ptakiem, Hermesem i Mayconem. Komplikuje się sytuacja Korony Kielce - pozbycie się Łukasza Cichosa i Piotra Gawęckiego jest całkowicie zrozumiale, wymiana Michała Zielińskiego na Daniela Gołębiewskiego daje się uzasadnić bez większego wysiłku, powrót Pawła Golańskiego... No, dobra - duzi wszyscy jesteśmy, rozumiemy sentymenty, sympatie, wspomnienia i względy towarzyskie. Ale informacja o ewentualnym odejściu Tomasza Lisowskiego do Wołynia Łuck jest przyswajalna tylko pod jednym warunkiem: tak grubego ekwiwalentu szeleszczącego, który pozwoliłby na zatrudnienie gracza na podobnym poziomie i o podobnej wartości dla drużyny. Pobieżne wyliczenia wykazały, że ekwiwalent powinien mieć grubość ok. pół metra i składać się z wysokich nominałów.

Poza wszelką konkurencją znalazł się Łódzki Klub Sportowy. Tam otwarcie okna transferowego wywołało nie tyle przeciąg, co prawdziwy huragan ''Helga'' (albo nawet ''Helga und ihre Schwestern'') Z klubu odeszli... ''Odeszli''... Odbiegli kurcgalopkiem i w podskokach: Paweł Golański, Marcin Kaczmarek, Mladen Kaszczelan, Dariusz Kłus, Tomasz Nowak, Antoni Łukasiewicz, Cezary Stefańczyk, Sebastian Szałachowski... - A co jest? - zapytał zrezygnowany klient warzywniaka. - Ja jestem! - powiedział Wojciech Łobodziński, który spostrzegł szansę powrotu do ekstraklasowej piłki po wywaleniu go z Wisły Kraków. - I ja! - dodał Grzegorz Bonin, który nie sprawdził się w Polonii Warszawa. - I ja! - wtrącił Paweł Sasin po rozstaniu z Wartą Poznań, o powody którego to rozstania nie pytam, bo jestem człowiekiem delikatnym i nikomu nie chcę sprawiać przykrości. - I ja! - powiedział Damian Seweryn, który też chętnie by sobie dorobił. - I am Spartakus! - wrzasnął statysta, któremu pomyliły się filmy.

A na alei Unii Lubelskiej tłoczą się i przepychają dziesiątki kolejnych graczy. Jak Józef Nalberczak i Marian Łącz w filmie Stanisława Barei , stoją z wniesionymi rękami i czytają napis na bramie klubu: - Wi... taj, pił... ka... rzu... - sylabizują - wczo... raj... szy tułaczu. Komisja poborowa przyjmuje ich z otwartymi ramionami, na ''dzień dobry'' dostają zupę regeneracyjną z wkładką ortopedyczną, mundur, skierowanie do lekarza. - Otworzyć gardło... - mruczy przewodniczący komisji lekarskiej - Kaszlnąć... Hurgot, charkot i rzężenia, dobiegające z kilkudziesięciu gardeł, ogłuszają komisję, ale w okolicznych kibicach budzą uśmiech nadziei. - Zaczęli budowę stadionu! - cieszą się masy pracujące, wypatrując nadciągających buldożerów.

Czujne oko kamery wychwyciło w tłumie chętnych do gry w ŁKS-ie wiele znajomych twarzy. O, proszę: Mateusz Bartczak, Janusz Gancarczyk, Seweryn Gancarczyk, Michał Goliński, Bartłomiej Grzelak, Maciej Iwański, Radek Mynar, Radosław Matusiak, Tomasz Szewczuk, El Mehdi Sidqy, Hermes, Wielki Książę Konstanty, Maria Skłodowska-Curie, Załoga G, Gucio i Cezar, Pan Maluśkiewicz... ''za nim Królik, potem Miś, a za Misiem szedł Prosiaczek, co wełniany wziął serdaczek. Gardząc wręcz niebezpieczeństwem Kangurzyca szła z Maleństwem. Osioł, Sowa Przemądrzała, wykształcona i bywała, a na końcu cała klika krewnych-i-znajomych Królika''.

Kto pomyślnie przejdzie sito połączonych komisji lekarsko-finansowych, kto wejdzie w skład I Łódzkiej Dywizji Imienia A Nawet Nazwiska, kto już w piątek weźmie udział w ''rozpoznaniu bojem'' - przekonany się niedługo. Czyli właśnie w piątek, bo wtedy ŁKS podejmuje Polonię Warszawa.

Zakupy trwają, okno wciąż pozostaje otwarte, robi się coraz cieplej atmosferycznie i coraz goręcej piłkarsko. Ciekawe, czy wydarzy się jeszcze coś, co przebije transfer Ariela Borysiuka (i ewentualny Maciej Rybusa), czy z polskiej ligi odejdzie jeszcze jakaś indywidualność? Może - tu westchnienie pełne nadziej - jakiś utalentowany gracz trafi do Ekstraklasy? Albo może chociaż pojawi jakaś wypasiona plotka na miarę zeszłorocznej ''Boże-ty-mój-sensacji'' o van Nistelrooyu? Czyżby na rynku ''bajek dla potłuczonych'' też zapanował kryzys?

Pół poniedziałku, wtorek, środa, czwartek, pół piątku. Jeszcze tylko cztery dni.

Andrzej Kałwa

Poligon to rubryka Z czuba.pl w której Andrzej Kałwa pisze o polskiej ligowej rzeczywistości, która jaka jest - każdy widzi, a niektórzy nawet sądzą, że ją rozumieją.

DOŁĄCZ DO NAS NA FACEBOOKU