Ezequiel Lavezzi już ma dosyć toksycznej miłości

Rzadko zdarzają się okienka transferowe, w których z Napoli nie odchodzi Ezequiel Lavezzi. Argentyńczyk gra klubie z południa Włoch dość długo, bo od 2007 roku, ale raz na jakiś czas łamie serce zakochanym w nim kibicom Azzurrich deklarując chęć odejścia. Dzisiaj plotki na ten temat wiążą się właśnie z toksyczną miłością między piłkarzem a fanami.

Ezequiel Lavezzi jest zawodnikiem kluczowym dla zespołu z Neapolu, ale poza boiskiem napastnik nigdy nie należał do wzorowych pracowników klubu. Na początku swojej kariery w Napoli znany był z dość rozwiązłego życia towarzyskiego, nazbyt gorliwego korzystania z rozrywek, jakie proponuje miasto spod Wezuwiusza. Po jakimś czasie zarówno miasto, jak i możliwości sportowe Napoli przestały być dla Lavezziego wystarczające. Zawodnik w 2009 roku zaczął być kojarzony z Milanem i z Manchesterem City, w tym drugim widziany jest od tego czasu w każdym okienku transferowym. Rozbrat z Napoli stał się jeszcze bardziej prawdopodobny, gdy partnerka argentyńskiego zawodnika, Yanina Screpante została napadnięta przez uzbrojonych rabusiów i okradziona z zegarka. Po tym zdarzeniu dziewczyna wypowiedziała swoje niezbyt pochlebne zdanie na temat neapolitańczyków na twitterze.

Teraz Lavezzi udzielił wywiadu argentyńskiej gazecie Ole, w którym przyznaje, że nawet jeśli neapolitańczycy są mili dla niego i jego otoczenia, to i tak nie jest mu zbyt miło, bo ta miłość jest zbyt nachalna.

Pewnego dnia poszedłem na zakupy do centrum handlowego i powrót zajął mi 3 godziny, bo tłum nie pozwolił mi się wydostać. Trzeba było wzywać policję. (...) Były też inne historie. Kiedy strzeliłem bramkę Milanowi, jeden z fanów chciał mi dać w prezencie konia wyścigowego. Czasem opuszczam trening zamknięty w bagażniku swojego samochodu. Jestem pewien, że nie ma drugiego takiego miejsca na ziemi, w którym można spotkać się z taką miłością.

Lavezziemu faktycznie dobrze zrobiłyby przenosiny do Manchesteru, gdzie kibice nauczeni są relacje z argentyńskimi napastnikami traktować bardziej powściągliwie, w przeciwieństwie do tych z Neapolu, wciąż wierzących w powrót (chociażby w nowym wcieleniu) Diego Maradony.

Spiro

DOŁĄCZ DO NAS NA FACEBOOKU

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.