Niecelne wsady, jak wszystko co ''amazing'' (może poza koniami), w NBA zdarzają się. Ale ten niecelny wsad Glena Davis i tak szczególnie mnie rozśmieszył. Może po prostu dlatego wszystkie wpadki są śmieszniejsze, gdy ich autorami są otyli ludzie.
A jeśli jest coś co uruchamia we mnie niższe instynkty niż oglądanie wpadek otyłych atletów, to jest to oglądanie wpadek Kwamego Browna.
To, że McGee potrafi efektownie pakować piłkę (albo i trzy) do kosza, udowodnił ponad wszelką wątpliwość w tegorocznym konkursie wsadów. Wtedy przegrał jednak z Blakiem Griffinem. Gdyby jednak nagradzać za niecelne wsady, JaVale, ze swoją idiotyczną próbą wybicia z linii rzutów wolnych w meczu z Kings, nie miałby sobie równych.
Jeśli myśleliście, że w ostatnim czasie najgorszymi rzeczami jakie przydarzyły się Portland Trail Blazers były kontuzje Grega Odena i Brandona Roya, które w praktyce pogrzebały ich szansę na bycie liderami tej młodej drużyny, to nie widzieliście tego kontrataku. Jasne, że zakończonego punktami, ale jeśli ktoś podkłada pod twoją akcję melodię z Benny Hilla, to nie możesz być z siebie dumny.
Można dyskutować czy trudniejsze jest trafienie wsadem czy rzutem kelnerskim, ale ze względu na to, że slam dunk jest zagraniem znacznie bardziej wymagającym, a rzut kelnerski może wykonać twój stary albo nawet Brian Cardinal większym wstydem jest zawalenie tego drugiego. Większy wstyd w wykonaniu Andraya Blatche'a powyżej.
Wpadkę Chrisa Paula uważam za zabawniejszą niż tę w wykonaniu Blatche'a, ponieważ przydarzyła się podczas Skills Challenge, czyli konkursu dla teoretycznie najlepszych technicznie zawodników ligi. To jakby w Konkursie Chopinowskim, ktoś nagle zagrał wstęp z Journey.
Czasem celny rzut może wyglądać gorzej od niecelnego, a udowodnił to w tym sezonie debiutant z Detroit, Greg Monroe, który trafił rzut kelnerski, ale dopiero po tym jak trafił piłką sam siebie w twarz. Pozostaje się cieszyć, że ta próba rzutu Monroe nie zakończyła się ofiarami w ludziach.
Sami wybierzcie, która część tej dziwnej sekwencji z meczu Jazz-Nuggets jest zabawniejsza - fatalny wyrzut z autu Kenyona Martina, zepsuty kosz z najbliższej odległości Kirilenki, który doprowadziłby do dogrywki czy też durna, ale genialna w skutkach decyzja K-Marta, żeby bronić dostępu do kosza stojąc za linią końcową.
Jest wiele sposobów aby zbłaźnić się podczas cieszenia się z udanego zagrania, ale koniec końców, robisz wtedy z siebie głupka po udanym zagraniu. Chyba, że jest się Vonem Waferem, który w spotkaniu z Wizards zaczął prężyć muskuły po niecelnym wsadzie, a na dodatek celebrując wpadł na partnera z zespołu powodując jego błąd podwójnego kozłowania.
Utrata przytomności wszystkich zainteresowanych walką o zbiórkę po rzutach osobistych LeBrona Jamesa to zdecydowanie najgłupsza sytuacja jaka zdarzyła się na parkietach NBA w minionym sezonie. Co prawda fakt, że większą część śpiochów stanowili gracze Minnesoty Timberwolves oraz zawodnik Heat nie nazywający się James, Wade i Bosh trochę to usprawiedliwia - oni przez cały sezon często sprawiali wrażenie że zapadli w sen - ale i tak zostawia nas to z głupim zachowaniem Chrisa Bosha, z którego zawsze warto się trochę pośmiać.
kostrzu