Figo nie uświadczysz, czyli o piłkarzach grających trochę w Wiśle i trochę w Legii
Figo nie uświadczysz, czyli o piłkarzach grających trochę w Wiśle i trochę w Legii
Bartosz Nosal
Zawodnicy mający na koncie występy zarówno w Wiśle jak i Legii, to w ostatnich dwóch dekadach towar deficytowy. Co prawda zebrało się ich kilku, ale drużyny w Pucharze Polski wystawić by już nie mogli. Poza tym jak ktoś dawał radę w jednym klubie, to w zazwyczaj w tym drugim już bywało różnie. Przypadku pokroju Figo raczej nie uświadczysz.
Krzysztof Budka
Budka jest wychowankiem krakowskiej Wisły, który dał się poznać podwawelskiej publiczności jako wielki talent i wyjątkowo solidnie grający defensor. W 1988 roku opuścił Białą Gwiazdę, by przenieść się na pół roku do Zagłębia Lubin, a stamtąd na początku 1989 roku do Legii Warszawa. W stolicy zabawił cztery lata (1989-1992), ale grał dużo poniżej swoich możliwości i oczekiwań fanów. Bilans: Wisła (57 meczów) i Legia (50).
Jałoszkin był takim wiślackim pieszczochem. Urodzony w Krakowie, reprezentant kraju, wychowanek klubu i szansa na jego lepsze jutro. Dość powiedzieć, że pewne miejsce w zespole wywalczył sobie w wieku 17 lat. Dlatego też przebijanie blach w samochodzie MJ z małopolskich na mazowieckie (wiosna 1992) odbiło się szerokim echem. Wyszło mu to jednak tylko na dobre, bo w czasie gry w Legii zdobył olimpijskie srebro, a z wojskowymi dwukrotnie został mistrzem Polski i grał w Lidze Mistrzów. Autor niedawnych awansów LKS Nieciecza, obecnie odpoczywający po zwolnieniu. Bilans: Wisła (107-6 goli) i Legia (86-8).
Grzegorz Szeliga
Tak, wiem. Młodsi kibice mogą się wzdrygnąć, rzucić talerzem z zupą w ekran i powiedzieć: "WTF!!?? Jaki Szeliga!!?? Próbują z nas zrobić wała!!". Spokojnie, odłóżcie łyżki. Wierzcie lub nie, ale napastnik Grzegorz Szeliga przez długi czas był postrzegany jako talent czystej wody. W tej roli występował w Legii latach 1987-1988. Świata jednak tam nie zawojował i musiał opuścić Łazienkowską. Potem zaliczał różne klubu (w całej karierze aż dwanaście!), w tym również Wisłę Kraków (1993-1995). Obecnie drugi trener w Dolcanie Ząbki. Bilans: Legia (15-2) i Wisła (48-13).
Grzegorz Lewandowski
Oj, miał pan Grzegorz charakterek, miał. Kłócił się z trenerami, prezesami i kolegami z zespołu. Ale grać też potrafił. W czasie, gdy w latach 90-tych XVI wieku XX wieku selekcjonerem kadry był Antoni Piechniczek, to mówiło się, że "najlepszy prawy to Lewy". Wąsatemu zawodnikowi jakoś z kadrą było jednak nie po drodze, ale już z Wisłą i Legią bardziej. W tej pierwszej debiutował w ekstraklasie i z razem Jałochą był jej najmocniejszym punktem (1989-1994). Do tej drugiej trafił po krótkim pobycie w Hiszpanii (Logrones). W Legii zabawił dwa lata i zaliczył podczas nich mistrzostwo Polski oraz grę w Lidze Mistrzów. Bilans: Wisła (124-11) i Legia (54-3).
Adam Dąbrowski
Podobna sytuacja co z Szeligą, z tym, że Dąbrowski nie wystąpił nigdy w ligowym meczu Legii (ma na koncie pucharowe występy w latach 1988-1990). Po nieudanym pobycie przy Łazienkowskiej Dąbrowski krążył po klubach z niższych lig, aż wreszcie trafił do zespołu Białej Gwiazdy (1996-1997). Chmury z golami jednak nie rozerwał i wkrótce musiał znów szukać szczęścia w niższych ligach. Bilans: Legia (0) i Wisła (24-4).
Łukasz Surma
Kolekcjoner meczów derbowych i człowiek, który w mig zostaje kapitanem nawet kolejki do kasy w supermarkecie. Złote dziecko Wisły (1995-1998), obsztorcowujące w wieku 18 lat dwa razy starszych od siebie zawodników. Po odejściu z Białej Gwiazdy trafił do Ruchu Chorzów (cztery lata), skąd potem przeniósł się do Legii. W Warszawie spędził najlepszy okres swojej kariery - pięć sezonów, jedno mistrzostwo Polski, opaska kapitańska i gra w reprezentacji Polski. Bilans: Wisła (50-1) i Legia (123-8).
Maciej Szczęsny. Bronił i w Legii i w Polonii. Fot. KUBA ATYS/ Agencja Wyborcza.pl
Maciej Szczęsny
W przypadku Macieja Szczęsnego bardziej zasadne wydaje się pytanie w jakich silnych klubach on nie grał. Człowiek, który zdobywał mistrzostwa Polski z czterema różnymi zespołami. Z Legią i Wisłą oczywiście też. O ile jednak na Łazienkowskiej spędził połowę swojej kariery, o tyle przez Kraków tylko przeleciał. Legionistą był przez 9 lat i w tym czasie dwa razy cieszył się z triumfu w krajowych rozgrywkach, występował w Lidze Mistrzów i powoływany był do reprezentacji. Do Wisły dołączył już jako starszy, 35-letni pan, mający mobilizować do roboty dwóch innych bramkarzy Białej Gwiazdy - Sarnata i Piekutowskiego. Zmobilizował tak bardzo, że między słupkami występował osobiście. Efektem mistrzostwo 2001. Wkrótce potem ciężka kontuzja zakończyła jego karierę. Bilans: Legia (140) i Wisła (12).
Paweł Kaczorowski
Nie przemyślał za bardzo swojej transferowej ścieżki Paweł Kaczorowski. Były reprezentant Polski wypłynął dobrą grą w Lechu Poznań. Z tym klubem zdobył też Puchar Polski 2004 po dwumeczu z Legią. Podczas świętowania tego sukcesu na stadionie przy ul. Łazienkowskiej miał śpiewać piosenki, które nie przypadły zbytnio do gustu kibicom warszawiaków. Najprawdopodobniej chodziło o linię melodyczną. Tym większe było więc zdziwienie fanów Legii, gdy Kaczor pół roku później zameldował się w stolicy. Konflikt między nim a fanami skończył się przyśpieszoną wyprowadzką prawego pomocnika. Co jednak znów dość zaskakujące, jako kolejną stację przestankową obrał sobie Wisłę Kraków. Kibice pod Wawelem drapali się zafrasowani po głowach, ale Dan Petrescu uwolnił ich od rozterek i wystawiał Kaczorowskiego wyłącznie w meczach Pucharu Ekstraklasy. Bilans: Legia (10-1) i Wisła (0).
Martins Ekwueme
"Nie wiem, jak Boga kocham, nie wiem!" - to odpowiedź Martinsa Ekwueme na pytanie jakim cudem w wieku 18 lat trafił do naszpikowanej gwiazdami krakowskiej Wisły (2003). Historycy cały czas pracują nad tym zagadnieniem, ale faktem jest, że chudziutki jak patyk Martins zasilał przez dwa lata skład Białej Gwiazdy (2003-2005). Potem przeniósł się do Polonii Warszawa, a stamtąd był już tylko rzut kamieniem na Łazienkowską. W Legii Nigeryjczyk spędził dwa sezony, ale nie pokazał nic, co uzasadniałoby ten transfer. Bilans: Wisła (13) i Legia (16-1).
Stanko Svitlica
Trudno traktować przenosiny Svitlicy do Wisły jesienią 2006 roku inaczej niż w kategoriach niedźwiedziej przysługi oddanej mu przez Dragomira Okukę. Serbski trener w trudnych chwilach pod Wawelem bardzo chciał mieć przy sobie swojego ulubionego napastnika. Tym samym jednak popsuł mocno wrażenie jakie zostawił po sobie w Polsce Stanko. W Legii był bożyszczem kibiców, nieruchawym napadziorem, który strzelał bramki z każdej pozycji, zdobywając dla siebie koronę króla strzelców (2003) i pomagając klubowi wywalczyć mistrzostwo (2002). W Wiśle natomiast sprawiał wrażenie schorowanego emeryta, któremu kości trzeszczą nawet podczas wiązania sobie sznurowadeł. Bilans: Legia (60-40) i Wisła (2).