Legendarny Marek Torzewski, polski Pavarotti i Andrea Bocelli w jednym, porywająca melodia, ten patos baletu, te piruety ułańśkie po horyzont, ten rozmach frazy i to "oooooooo", czyli wielka piosenka i wielkie nadzieje przed Mistrzostwami Świata w 2002 roku. Może gdyby rzeczywiście, jak obiecywał tenor Torzewski aksamitnym, miodowy głosem "Wygrana była nasza", słuchalibyśmy tej piosenki inaczej, ale...
No cóż zonk, zero dwa z Koreirą.
Mundial 2002 kojarzy się też z Edytą Górniak i jej niefortunnym wykonaniem hymnu polskiego. Jednak najpiękniejsza diva polskich najtisów zapisała się w historii sportu już wcześniej, piosenką na Igrzyska Olimpijskie w Atlancie, które były akurat dla polskich sportowców całkiem udane, czego akurat o tej piosence powiedzieć się nie da...
W ogóle piosenki olimpijskie nie były naszą specjalnością, nawet słynni Skaldowie się wyłożyli przed olimpiadą w Moskwie w 1980 roku.
To była zresztą część większego projektu "Tryptyk Olimpijski". Budka Suflera też się wyłożyła (jak wytrzymacie minutę filmu poniżej to gratulujemy), a legendy głoszą, że panowie Lipko z Mogielnickim konsekwentnie wykupowali cały nakład i niszczyli swoje dzieło. Niestety YouTube pamięta.
Tryptyku dopełniał zespół Breakout, może i najlepszy z trójki, ale w wykonaniach olimpijskich tez nie za bardzo nadający się do słuchania.
No więc właśnie, piosenki olimpijskie. Ta z Sydney jest po prostu najgorsza i kumuluje w sobie chyba wszystkie grzechy taki piosenek. "Znani i lubiani" wykonawcy, nieznośny patos, męcząca melodia, pompowanie balonika, coś o nadziei, coś o biało-czerwonych, nachalne demonstrowanie, że ma się tę skalę i ten tembr, wolimy sobie nie wyobrażać min panów śpiewających...
Słynny bard Janusz Laskowski opiewał nie tylko "kolorowe jarmarki", ale także dokonania ukochanej Jagiellonii Białystok. Na zgubę naszych uszu.
a
Popis (wokalny) lokalnego patriotyzmu dał też Krzysztof Cugowski, a rym "Łęczna - wdzięczna" i ta melodia i to zaangażowanie i ten chór i to wszystko, sprawiają, że natychmiast mamy ochotę przedzierzgnąć się z zakompleksionych gimnazjalistów stażystów redaktorów w ultrasów Górnika, który zawsze "dobrze kończy i zaczyna", bo "każdy mecz, to po prostu piękna rzecz".
Od wyrażenia wokalnie miłości do ukochanego klubu nie ustrzegł się także Maciej Maleńczuk. Sama piosenka nie jest zła i zawiera wzruszające zdanie "kochałem Cię w okręgówce i w pierwszej lidze też", ale "wykon" Maleńczuka to po prostu klasyczne męczenie buły.
Był Grzegorz Markowski, jest Patrycja Markowska i przynajmniej jest trochę dynamiczniej, no i jest Marcin Urbaś, to zdecydowanie najlepsza z najgorszych.
No to teraz zespół "Wilki" wprowadzi nas w obszar piosenek piłkarskich. Zrobi to za pomocą męczącej melodii, a właściwie męczący brak melodii, rymó częstochowskich, lirycznego zbióru komunałów (serio, cały czas musimy się odwoływać do lat 70-tych?) i mocnego udowodnienia tezy, że Robert Gawliński skończył się na Kill 'em All Eli lama sabachtani.
W porównaniu z Gawlińskim Norbi jest przynajmniej bezpretensjonalny i ma fajnych "koleżków".
Jak się nie ma pomysłu na piosenkę piłkarską (nasi muzycy ostatnio coś nie za bardzo mają), to zawsze można odgrzać kotleta. Smacznego!
A propos braku pomysłów i zapaści nie tylko polskiego futbolu, ale i polskiej muzyki "rozrywkowej", pamiętacie jeszcze "skandal" z zespołem Jarzębina i piosenką "Koko Europ spoko", która wygrała w głosowaniu kibiców? Sympatyczne panie obnażyły słabość konkurencji i wygrały trochę na zasadzie "skoro jest tak źle to przynajmniej nie udawajmy, że jest dobrze". No i brawo dla nich.
sww
Bo przecież tamte mistrzostwa, pamiętacie (pewnie nie pamiętacie i znienawidzicie nas za to, że Wam przypominamy), miały też swoją oficjalną piosenkę, która leciała tak:
Tak, to się dzieje naprawdę.
W zestawieniu nie może zabraknąć naszego sportu narodowego czyli skoków narciarskich. Hymn Pucharu Świata AD 2010 to 100% polskości w Polsce: jest wzruszająco, jest patetycznie, jest biało-czerwono, są góry (polskie góry), orzeł (polski orzeł), kibice (zjednoczeni), pod Giewontem (gdzie stoi krzyż) i jakbyście się jeszcze nie zdążyli zorientować, to Puchar Świata jest "na naszej ziemi". I go "nie oddamy". A to wszystko w zaledwie 1/3 piosenki.
I kończymy na czasie, czyli ostatnim dokonaniem polskiej myśli piosenkowo-szkoleniowej. Hymn mistrzostw świata w siatkówce w wykonaniu Margaret nie jest jakiś specjalnie zły, nie będziemy się czepiać ani tekstu, ani wykonawczyni, ale jest tak doskonale nijaki i pozbawiony właściwości, że chyba dobrze podsumowuje, że z polską piosenką sportową jest coś nie tak.
ee