Kuba Przygoński: Tak, a w tym roku wyjątkowe, bo rajd odbywa się w jednym kraju, co do tej pory się nie zdarzało. W moich dotychczasowych startach ścigałem się po trasach, z których około 25 procent było po piasku i wydmach, w tym roku czeka nas 70 procent wydm. A jazda po piasku samochodem jest stresująca. Łatwo się zakopać i stracić mnóstwo czasu, ale z drugiej strony można wiele zyskać.
- Lubię wydmy i dobrze się na nich czuję, ale jest stres w związku z tym, że można się zakopać, czy zawisnąć na szczycie. Trzeba jechać gładko. Wystarczy się raz zakopać i może być po dobrym wyniku. A do zakopania w piasku wiele nie trzeba. To może być drobny błąd jak np. nie dodasz gazu przez ułamek sekundy, czy na moment się zawahasz, gdzie dalej jechać. Dodatkowo, trasa jest krótsza, ale rajd na pewno nie będzie łatwiejszy przez to, ile jest wydm. Wolałbym się ścigać przez więcej dni, bo jest więcej czasu na naprawienie błędów.
- Nie lubię się czuć faworytem. Na pewno jesteśmy mocni i silni, ale moim faworytem jest Nasser Al-Attiyah, który wyróżnia się bardziej, jest superszybki, ma większe doświadczenie ode mnie na pustyni. Z resztą zawodników będziemy walczyć. Czołowa piętnastka będzie walczyć od samego początku. A konkurencję mamy naprawdę mocną. Carlos Sainz jest w superformie, Sebastien Loeb jest piekielnie szybki oraz na starcie będzie też wielu innych, jak choćby Stephane Peterhansel, którzy od lat wiedzą, jak trzymać gaz.
- W poprzednim Dakarze byliśmy na piątym miejscu i to jest nasze minimum. Dakar to jednak trudny rajd, który wymaga dużej ilości szczęścia. Jest tyle zmiennych, które mogą nas do mety doprowadzić, ale też wiele rzeczy, które mogą nam zabrać szansę na sukces jak awaria auta, błąd mechanika, pilota czy wreszcie mój błąd. Ale jesteśmy w dobrej formie. Zwycięstwo w Pucharze Świata dało nam pewność i mnóstwo kilometrów. W tym roku ścigaliśmy się już ponad 100 godzin. Jedziemy na Dakar i celem jest walka o podium. To wyzwanie, ale będę walczył o to, żeby być jak najszybszym.
- Tak, mamy do dyspozycji czteronapędowe Mini. To taki pustynny czołg. Przejechaliśmy nim po wydmach cztery tysiące kilometrów, więc znamy je dobrze. Auto zostało poprawione w porównaniu z tym, którym ścigaliśmy się w Pucharze Świata, ale nie będziemy testowali w nim nowych części, a to ważne, bo nie będzie ryzyka, że jakaś nowość zawiedzie. Nie chciałbym usiąść na piasku w cieniu auta i czekać na helikopter, który nas zabierze z wydmy do hotelu.
- W tej chwili jestem w mocnym treningu fizycznym. Mam biegowy trening interwałowy, do tego ćwiczenia na siłowni np. pompki z obciążeniem ciała. Do tego dochodzi jazda w symulatorze, a przed nami jeszcze testy w Abu Zabi, żebyśmy dobrze poczuli się na wydmach tuż przed startem.