- Odcinek był wyjątkowo szybki i bardzo dużo czasu spędziłem, jadąc z pedałem gazu wbitym w podłogę i stałą prędkością 140 km/h. To była jednocześnie bardzo przyjemna trasa. Mało wyboista, z długimi łukami, czasem poprzecinana krótkimi zakrętami, wijąca się to w górę, to w dół - mówił Robin Szustkowski, który tego dnia siedział za kierownicą.
Jarek Kazberuk jak zawsze chwalił swojego ucznia za coraz bardziej dojrzałą jazdę, a także za to, jak poradził sobie w końcówce trasy.
- Czekała tam na nas pułapka z fesz feszu, na którą złapało się kilku kierowców. Jeden z nich zakopał się, blokując trasę, i musieliśmy go wyciągać. Prawdopodobnie dostaniemy za to zwrot kilku minut - mówił starszy z duetu Szkoły Mistrzów LOTTO.
Ze względu na niewielkie różnice pomiędzy zawodnikami te kilka minut może oznaczać awans nawet o dziesięć pozycji w górę. Oddany czas będzie miał również znaczenie w klasyfikacji, w której do polskiej załogi niebezpiecznie zbliżył się Frits van Eeerd.
- Mamy na plecach Holendra, ale naszym celem jest miejsce w pierwszej dwudziestce, więc nie będziemy za wszelką cenę walczyć o 18. pozycję. Niech Holender jedzie swoim tempem, a my będziemy jechać swoim - tonuje nastroje Kazberuk.
Wrogiem zawodników na czwartkowym etapie była również temperatura, która przypomniała o ostatnich przeżyciach Robina Szustkowskiego.
- Wciąż jestem osłabiony. Muszę codziennie bardzo dbać o regenerację, bo po etapach źle się czuję. Najwyraźniej upał i wysiłek w połączeniu z gorączką tak wycieńczają organizm, że potem dochodzi się do siebie kilka dni - mówił zmęczony, ale uśmiechnięty rajdowiec.
Od mety Polaków dzielą już tylko dwa etapy. W piątek będą mieli jednak do pokonania ponad 1000 km, w tym 300 km oesu.
- To będzie ciężki dzień. Na razie tylko jednym okiem rzuciłem w roadbok i widziałem szybką, ale zdecydowanie bardziej offroadową trasę, sprzyjającą przebiciu opony. Nie będzie już tak miękko i przyjemnie jak dziś - zakończył Szustkowski.