Rajd Dakar to jeden z najbardziej morderczych i wyczerpujących rajdów świata. Trudne warunki, niewygody, wszechobecny brud, kurz i pył. Fach mechanika w ręku. To środowisko, które raczej bliżej jest prawdziwym macho. Ale już w inauguracyjnym, szalonym Rajdzie Paryż-Dakar startowały panie, było ich dokładnie siedem, a ta liczba w kolejnych edycjach sukcesywnie rosła.
W imprezie startowała księżna Monako, a największe sukcesy kobiet to przełom wieków i starty Niemki Jutty Kleinschmidt. W 1997 roku jako pierwsza kobieta wygrała dakarowy etap, a cztery lata później wygrała całą imprezę. Takie wyniki pobudzają wyobraźnię.
Choć cały czas kobiety stanowią niewielki procent wszystkich startujących, to są wśród nich prawdziwe diamenty. W tym roku wszyscy mówią tylko o Lai Sanz. Debiutowała w 2011 roku i od razu wygrała klasyfikację kobiet. I tak było w trzech kolejnych edycjach. Przed rokiem zwróciła na siebie uwagę - była 16. w motocyklowej stawce, co zaowocowało, jako pierwszej kobiecie w historii, kontraktem z fabrycznym zespołem - w tym roku Sanz jest częścią ekipy Hondy.
30-latka z Katalonii jednak dość spokojnie podchodzi do oczekiwań otoczenia.- Nie jestem jeszcze na takim poziomie, by wygrać choćby etap Dakaru. Chyba musieliby wszyscy poodpadać - stwierdziła.
W tym roku wiele się ode mnie oczekuje, ludzie spodziewają się, że ukończę rajd w pierwszej dziesiątce. Z jednej strony to dobrze, bo to znaczy, że inni się ze mną liczą. Z drugiej strony nakłada to na mnie presję - mówi Sanz.
Sanz może realizować swój dakarowy sen w barwach fabrycznego zespołu, warunki pracy ma jak czołówka stawki. Jej rajdowe koleżanki o takim zapleczu mogą pomarzyć. Ale to ich nie zniechęca. Przyciąga przygoda.
46-letnia Szwedka Annie Seel ma już za sobą pięć startów jako motocyklistka (najlepszy wynik to 45. miejsce), w poprzedniej edycji przesiadła się na fotel pilota Garry'eo Connella (rajdu nie ukończyli), a teraz po raz pierwszy pojedzie jako kierowca. - Uwielbiam Dakar, ale prawdę mówiąc za wiele o samochodach nie wiem. Liczę na doświadczenie pilota i na niezawodne auto - powiedziała. Pojedzie Dessert Warriorem razem z pilotem Paulem Roundem, który samochody na Dakar przygotowuje od blisko dwóch dekad.
Różowe Isuzu o pieszczotliwym imieniu "Zouzou" pomylić z żadnym innym dakarowym autem nie sposób. To Catherine Houles i Sandrine Ridet - jedyna kobieca załoga w stawce 138 samochodów. - Łatwo na pewno nie będzie, spodziewamy się piekła - mówi Houles, której przygoda ze sportem zaczęła się od jeździectwa, terenowe szlify zbierała w marokańskim Rajdzie Gazel (impreza tylko dla kobiet), z sukcesami - pięć razy stawała na podium, w 2008 triumfowała.
Celem załogi różowej "Zouzou" jest meta. To spore wyzwanie. Odkąd Rajd Dakar przeniesiono do Ameryki Południowej, tylko jedna kobieca załoga go ukończyła (Florence Bourgnon- Clémence Joyeux w 2009 roku). Francuzki ze spokojem podchodzą do rywalizacji.
U nas jest tak samo jak w męskim zespole, z tą różnicą, że jesteśmy dziewczynami. Może nie jesteśmy tak silne fizycznie, ale to nas zmusi tylko do tego, żeby tak wybierać trasę, by unikać machania łopatą - mówi i zaraz dodaje: - Nie napędza nas testosteron, wiemy, co to cierpliwość.
Rajd Dakar rozpocznie się 4 stycznia w Buenos Aires. Zawodnicy będą mieli do pokonania ponad 9 tys. km przez terytoria Argentyny, Chile i Boliwii. Meta 17 stycznia też w Buenos Aires.
Jedyna taka talia kart! Stoch, Kowalczyk, Wlazły... [ZDJĘCIA]