Pięciu mistrzów świata Kubicy nam nie zastąpi

Grand Prix Australii obejrzało w Polsacie o połowę mniej widzów niż w zeszłym roku, gdy Robert Kubica wywalczył drugie miejsce.

Sport.pl na Facebooku! Najświeższe informacje ?

28 marca 2010 roku Kubica ruszył ze startu fantastycznie, przebijając się na pierwszych dwóch zakrętach z 9. miejsca na czwarte. Według firmy Nielsen Audience Measurement (NAM) średnia oglądalność ponaddwuipółgodzinnej relacji w otwartym Polsacie wyniosła wówczas 1 824 600 widzów.

W tym roku wyścig w Australii był hitem - jako pierwsze GP sezonu, ponieważ wyścig w Bahrajnie odwołano z powodu zamieszek.

Inauguracja zazwyczaj jest najwyższa w sezonie - chyba że ostatni wyścig decyduje o tytule.

Niedzielny wyścig Robert Kubica obejrzał w szpitalnym łóżku w Pietra Ligure, gdzie lekarze pracują, aby wrócił do zdrowia po koszmarnej kraksie w rajdzie z 6 lutego. Nie chcą jednak zadeklarować, czy powrót Kubicy do F1 będzie możliwy.

Pod jego nieobecność GP Australii oglądało (według NAM) 948 831 osób. Udział w rynku, czyli procent telewidzów, którzy wybrali Polsat, wyniósł 16,54, rok temu - 28,50.

Vettel jak chłodny mistrz, ale to McLaren największym zwycięzcą GP Australii

 

Co na to Polsat, który przed wypadkiem Kubicy kupił prawa do transmisji na najbliższe trzy sezony? Jak do tej pory wpływy z reklam przy relacjach z F1 rosły rok w rok: 17,4 mln zł w 2008, 18,35 mln zł w 2009 i w zeszłym roku - jak podaje "Rzeczpospolita" - 30 mln zł!

- Optymistycznie patrzymy w przyszłość. Polsat osiągnął bardzo dobry wynik pod nieobecność Roberta. Stacja wychowała dużą grupę kibiców F1, którzy interesują się sportem bez względu na to, czy startuje polski zawodnik. Świadczy o tym spory udział w rynku. Spadki są tendencją ogólną, bo widzowie mają do wyboru coraz więcej kanałów tematycznych - mówi Piotr Pykel, wiceszef sportu w Polsacie.

Na całym świecie oglądalność F1 rośnie. W 2010 roku wzrosła z 520 mln do 527 mln na wyścig. Nadawcy dziewięciu z 11 największych rynków zanotowali wzrost oglądalności.

To dzięki temu, że na starcie w 2010 roku stanęło czterech mistrzów świata, w tym ikona Formuły 1 Michael Schumacher, w brytyjskim gwiazdorskim zespole jeździł Lewis Hamilton i Jenson Button, czyli dwaj kolejni mistrzowie świata z lat 2008 i 2009, oraz dlatego, że rekordowo długo szanse na tytuł miało aż pięciu kierowców.

W tym roku zapewne nie będzie inaczej. Odbędzie się przecież Grand Prix Indii - pierwsze na tym miliardowym, rosnącym rynku - zaś wśród startujących jest aż pięciu ostatnich mistrzów świata. F1 coraz bardziej podróżuje po świecie. Pierwszy sezon odbywał się niemal wyłącznie w Europie, w tym aż 12 z 20 wyścigów (o ile dojdzie do skutku GP Bahrajnu) odbędzie się poza nią.

Ale i świat wdziera się do F1. Gdyby nie dyskwalifikacja dwóch kierowców teamu Sauber za nieistotne przekroczenie regulaminu, wśród 10 najszybszych kierowców w Grand Prix Australii byli reprezentanci dziewięciu krajów.

Co w Australii osiągnąłby Robert Kubica? 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.