Tomasz Bartoś, szef Rajdu Polski: Nie, absolutnie wykluczone. Przed startem do każdego odcinka specjalnego stoją dwa samochody - ambulans reanimacyjny i wóz techniczno-ratunkowy straży pożarnej. Jeśli OS ma więcej niż 15 km, kolejna para ratunkowa jest w punkcie pośrednim trasy.
- W centrum kierowania rajdem - gdzie dyżuruje kierownik rajdu, lekarz, policjant i osoba nasłuchująca radio rajdu - są ekrany z mapami poszczególnych odcinków specjalnych oraz wielki ekran z mapą całego rajdu. GPS w każdym pojeździe podaje jego położenie z opóźnieniem 3-5 sekund. Gdy punkt symbol pojazdu na ekranie stanie, to znak, że coś się stało. Kierowca, który wypadł z trasy ma w swojej skrzynce nadawczej dwa przyciski - OK lub SOS. On lub jego pilot przyciska właściwy. My to widzimy.
- Jeśli samochód po prostu stanął na poboczu, a kierowcy i pilotowi nic się nie stało, pierwsza załoga, która mija stojący poza drogą pojazd, widzi białą tablicę z zielonym napisem OK. Każda załoga ją ma i w takim wypadku wywiesza. Gdy nie widać tej tablicy lub gdy następna załoga zauważy tablicę z czerwonym napisem SOS, ma obowiązek stanąć i sprawdzić, co się dzieje. Kolejna załoga mijająca miejsce wypadku musi przekazać informację do najbliższego punktu radiowego, które są rozstawione co 5 km OS-u. Tam czuwa jeden ze 100-150 licencjonowanych sędziów pracujących przy dużym rajdzie. On nas zawiadamia radiowo. Jeśli sytuacja jest krytyczna, sędziowie rozstawieni na trasie wstrzymują odcinek specjalny żółtymi flagami i wtedy może wyruszyć ekipa ratunkowa - nawet pod prąd, jeśli jest bliżej. Nie opowiadam bajek, tak się dzieje na trasach rajdów w Polsce.
- Wszystkie samochody mają GPS, wszędzie jest centrum kierowania rajdem, wszędzie są samochody ratownicze. Oczywiście, jeśli w trzecioligowym rajdzie jest jeden OS, który się pokonuje 3 lub 4 razy, to kierownik rajdu jest równocześnie kierownikiem odcinka specjalnego, centrum usytuowane jest na starcie/mecie. Jedynym ustępstwem dla rajdów 3-ligowych jest zwolnienie z obowiązku posiadania HANS (system ochrony odcinka szyjnego kręgosłupa, podobny jak w F1). Cała reszta obowiązuje. Rajdy najniższej kategorii nie mogą też organizować OS-ów dłuższych niż 5 km. Te procedury działają - w 2008 roku i 2009 roku miałem tego dowód w postaci akcji ratunkowych z udziałem śmigłowca. W Polsce nikt nie odważyłby się na zorganizowanie rajdu na takich zasadach jak we Włoszech.
- W Polsce rajdów eliminacji mistrzostw Polski, 2 - i 3-ligowych jest około 20. We Włoszech wszystkich rajdów jest pewnie blisko 50. W Ronde di Andora startowało, zdaje się, mniej więcej 160 załóg, w Polsce załóg w eliminacjach MP jest około 40, w drugiej lidze około 70. Więc nie jest to sport powszechny, ale też nie może być ze względu na specyfikę. Czy ekstremalny? Chyba tak, choć właśnie ze względu na ryzyko tak bardzo chuchamy na zasady bezpieczeństwa - od strony używanego przez kierowców sprzętu, od strony zabezpieczenia trasy, planów ratunkowych. Grubą książkę z mapami, planami na każdą ewentualność ma u nas każdy pojazd funkcyjny, śmigłowiec, jest w centrum rajdu. Minimalizujemy ryzyko, jak tylko się da, ale z całą pewnością ono wciąż jest.
- Prawdopodobnie z tego, że w Polsce mamy nowszy sprzęt medyczny w porównaniu z innymi krajami. Dlatego że wypadek Mariana Bublewicza otworzył nam oczy w 1993 roku - akcja trwała za długo, strażacy dysponowali gaśnicami i siekierami. Od tamtej pory zdarzały się wypadki śmiertelne, ale szybkość akcji ratunkowej nie miała tu nic do rzeczy.
Władze szpitala usunęły ekipę TVN 24 ?