Wypadek Kubicy. Pytania o przyszłość Polaka

Zastanawia mnie, dlaczego przez ostatnie 48 godzin wszyscy pytają i odpowiadają, kiedy Robert Kubica wróci do Formuły 1, nie zastanawiając się przy tym, czy w ogóle wróci w pełni do zdrowia i jak bardzo zagrożone było jego życie - pisze na blogu Przemysław Iwańczyk.

Wejdź na iwanczyk.blox.pl

Zdaje mi się, że nie umiemy słuchać, albo słuchać nie chcemy. Zresztą trudno się dziwić, bo w potoku wypowiedzi wszelkiej maści fachowców trudno łowić te wartościowe. Media, zwłaszcza telewizyjne, tropią ekspertów, gdzie się da. Najczęściej wśród kierowców rajdowych, ale ci widzą świat z perspektywy kierownicy, skupiając się na technicznych niuansach, wierząc przy tym w nadludzką samoregenerację Kubicy. Konstruktorzy aut perorują o strefach zgniotu, właściwościach rajdowego fotela, czy ochraniaczach na kark. Fani Formuły 1 z kolei odliczają dni do pierwszego wyścigu sezonu 2011 oraz - z wielką nadzieją - do pierwszego z udziałem Kubicy.

Z medycznych informacji dostajemy przy tym ukrytą w kilku słowach informację, że chodzi o rękę i nogę, ot członki, bez których w ostateczności da się żyć. Lekarze, czyli ci, których opinia jest w tym momencie najważniejsza, wypowiadają się z rzadka. I choć to oni wiedzą i wyjaśnić potrafią, co tak naprawdę oznacza przetoczenie kilku litrów krwi, operacja w podrzędnym włoskim szpitaliku oraz wypowiadana oficjalnie przez lekarzy prowadzących akcję - z reguły przecież powściągliwych - informacja o "stanie krytycznym pacjenta", to i tak wszystkich zajmuje jedynie zagadka, kiedy Kubica znów zasiądzie w bolidzie.

Rozmawiałem z Robertem Śmigielskim, chirurgiem ortopedą. Otóż medyk ów (ma za sobą kilka tysięcy operacji i chyba drugie tyle znajomości w świecie pokancerowanych kończyn) kontaktował się na bieżąco z lekarzem, który Kubicę operował. Może nie wprost, ale między wierszami dr Śmigielski przekonał mnie, że tu nie o powrót Kubicy do F1 rzecz idzie/szła, a o to, czy w ogóle będzie sprawny, i jak bardzo zagrożone było jego życie.

Nie wykonuje się tak poważnej i precyzyjnej operacji ratowania dłoni kierowcy F1 (ilu jest takich na świecie?) w peryferyjnym szpitalu Santa Corona, skoro specjalna klinika chirurgii ręki mieści się w Mediolanie. To tak - cytuję dr. Śmigielskiego - jakby w Polsce operować rannego Carlosa Sainza w powiatowym ZOZ-ie. Zdecydowano się na taki krok, bo życie Kubicy było zagrożone. Bo każda minuta była ważna, bo o dłuższym transporcie nie było mowy - całą notkę czytaj na blogu iwanczyk.blox.pl.

Kubica nie musi być w stu procentach sprawny, żeby wrócić do sportu

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.