Robert Kubica na testach w Abu Zabi. "To nie sprawdzian Polaka, ale oswajanie się i uczenie samochodu"

- W przypadku Kubicy każdy dodatkowy dzień spędzony za kierownicą samochodu we współczesnej specyfikacji jest na wagę złota, bo testów w całym sezonie jest bardzo mało - mówi Michał Gąsiorowski, dziennikarz radiowej "Trójki" i komentator F1 w Eleven. Tłumaczy także, dlaczego zatrudnienie polskiego kierowcy może być dla zespołu Williamsa opłacalne.

Michał Owczarek: Czy to, że Robert Kubica będzie jeździł w F1 w przyszłym sezonie, jest Twoim zdaniem pewne?

Michał Gąsiorowski: Nie. Dopóki nie ma czegoś czarno na białym, to nie może być takiej pewności. F1 jest nieprzewidywalna. To nie jest żadna tajemnica, że Kubica miał już podpisaną wstępną umowę z Renault, natomiast, co dokładnie zawierała - nie wiadomo. Ale nic z tego nie wyszło. Przewrócił się jeden klocek domina, który pociągnął za sobą inne klocki i się wszystko posypało, a w Renault wylądował Carlos Sainz. Kubica miał też kiedyś podpisaną wstępną umowę z Ferrari, ale stało się to, co się stało i dla Ferrari nie jeździł. Dopóki nie stanie na starcie pierwszego wyścigu następnego sezonu, to nie będzie tej pewności.

Coraz więcej wskazuje na to, że Robert jest blisko miejsca w Williamsie. Pamiętajmy jednak, że oficjalne potwierdzenie to jedno, a domysły to coś zupełnie innego. A było już ich bardzo dużo, były bardzo różne. Nawet takie, które wręcz odbierały Polakowi wszelkie szanse na miejsce w Williamsie, bo wyląduje tam Pascal Wehrlein.

Jeden z najznamienitszych dziennikarzy od F1 Mark Hughes twierdzi, że szanse na powrót Kubicy ocenia na 98 procent. Dwa procent niepewności zostawia z przyzwoitości. Co Ty na to?

- To są bardzo mocne słowa. Przyglądam się od dawna, jak te szanse na powrót Roberta się zwiększają. Pamiętasz, jak to śledziliśmy i zastanawialiśmy się przy okazji prób z Renault w Spa czy z byKollesem w Bahrajnie, jak te liczby się zmieniały. Gdy testował z Renault to już było nawet 60 procent. A teraz mamy niemal 100-procentową pewność. Uważam, że szanse są naprawdę duże i wydaje mi się, że ważną rolę odegra Paddy Lowe, który do sprawy merytorycznie i technicznie podchodzi. Jemu zależy, by Williams się rozwinął. A wiadomo, że liczba informacji, które Kubica przekazuje mechanikom i jego wymagania to jest coś niesamowitego. Nawet jeden z mechaników wspomniał, że Polak może odrobinę złagodniał, ale znów dał im wycisk, bo chciał zrobić wszystko jak najlepiej.

W mediach trwa wyścig, kto poda pierwszy informację o powrocie Kubicy i wyjawi jak najwięcej szczegółów kontraktu. Często to doniesienia bardzo sprzeczne.

- Żądza powrotu Roberta do F1 jest ogromna. Wszyscy chcemy, by tam znów się ścigał. Ale to jest tak jak z piłkarskim okienkiem transferowym i Robertem Lewandowskim, gdzie plotek jest bez liku. Każdy chce coś wiedzieć i cokolwiek napisać, bo wiadomo, że to się dobrze sprzedaje.

Williams niezbyt dobrze zarządza całą sytuacją. Najlepszy przykład mieliśmy przy okazji wypowiedzi Paddy’ego Lowe’a, który w niemieckim Sky powiedział nie dość jednoznacznie, czy Kubica będzie testował z nimi w Abu Zabi na pewno czy jest to tylko możliwość. Z Mikołajem Sokołem przesłuchaliśmy tę wypowiedź ze sto razy i pada tam jedno słowo, które jest kluczowe, ale są różnice w tłumaczeniach. I robi się afera. I Williams musi wydać oficjalną notę.

Dopóki nie będzie oficjalnego oświadczenia w sprawie Kubicy, spekulacji będzie bez liku. To wciąż jest wróżenie z fusów, a do tego cały czas zdarzają się doniesienia kuriozalne. Ktoś napisał, że jedna z polskich rafinerii będzie dostarczać Williamsowi paliwo na testy. Kompletna bzdura, bo czy jeździliby na testach z innym paliwem niż w wyścigach?

Gdy Kubica był blisko z Renault można było odnieść wrażenie, że im na tym rozgłosie zależy nie tylko ze względów sportowych czy marketingowych, ale i „politycznych”. Gdy okazało się, że postawili na Sainza, był pewien niesmak. Williams robi to samo?

- Rozgrywanie polityczne różnych kontraktów w F1 to temat na wielką książkę. Agenci kierowców podrzucają mediom informacje, zespoły też, co powoduje kolejne implikacje i odzew ze strony innych teamów.

Pamiętajmy też, że w Williamsie są różne wpływy na szczytach władzy. Jest Claire Williams, jest Paddy Lowe, ale jest też Lawrence Stroll, który wnosi spore pieniądze do budżetu i chce mieć wpływ na to, z kim będzie jeździł jego syn. Jemu zależy na tym, by Lance miał się od kogo uczyć, ale pewnie nie jest to idealna sytuacja, gdyby z nowym kierowcą przegrywał o sekundę, jak to było w trakcie sezonu w zespołach Renault, gdzie Nico Hulkenberg objeżdżał Joylona Palmera czy w McLarenie, gdzie Stoffel Vondoorne nie miał szans z Fernando Alonso.

Lista kierowców dostępnych na przyszły sezon nie jest długa. Daniił Kwiat jest ryzykiem, bo dostał już wiele szans i sobie nie poradził. Williamsa też nie wzniesie choćby na odrobinę wyższy poziom. Pascal Wehrlein to sympatyczny gość z dużymi ambicjami, ale ścigał się z niezbyt wymagającym rywalem, jakim jest Marcus Ericsson, i ta rywalizacja wyglądała różnie. Nie mam wątpliwości, że jeśli Kubica jest na takim poziomie, o jakim mówi, to nie ma dla Williamsa lepszej opcji.

F1 to jednak też wielka polityka i biznes. Czy nie obawiasz się, że wsparcie wielkich sponsorów zadecyduje np. na korzyść Kwiata czy Wehrleina?

- Tu się ściera kilka wątków. Williams w najbliższym czasie traci kilku sponsorów. Pieniądze są ważne, ale zespół chciałby też się rozwijać. Budżet mają całkiem niezły, do tego dochodzi znakomite zaplecze i chciałby zrobić krok naprzód. Więcej pieniędzy ale gorsi kierowcy tego nie zapewnią.

Kubica gwarantuje też marketingowy szum, na którym zależy każdej stajni. Dla sponsorów ekspozycja logotypów jest niesamowicie ważna i wiadomo, że artykułów i materiałów w mediach o Kubicy będzie więcej niż o Wehrleinie czy Kwiacie. Firmy potrafią wyliczyć, ile można na tym zarobić.

Poza tym o budżet można walczyć na różne sposoby. Albo poprzez sponsorów, ale też poprzez miejsce w klasyfikacji generalnej konstruktorów i to też coś daje. Ambicje Williamsa są wysokie, ale ten zespół kolejny sezon przegrywa walkę z Force India o czwarte miejsce, choć zapowiadano walkę z Red Bullem o czołową trójkę. Williams jest bardzo zmobilizowany do tego, by mieć lepsze wyniki. Ze słabym kierowcą tego nie osiągną.

Ross Brawn w swojej książce napisał, że w zespole mieli pewne wyliczenia w sprawie usprawnień, które się opłacają, a które się nie. Granicą było 100 tys. funtów na jedną dziesiątą sekundy. A przecież dzięki kierowcy, który dobrze dogaduje się z inżynierami bez specjalnych inwestycji można zrobić postęp o kilka dziesiątych sekundy. Warto to sobie uświadomić, bo wątek budżetowy może się uwypuklać w kilku różnych miejscach.

Była taka historia z Nikim Laudą, który przychodząc do Ferrari powiedział Enzo Ferrariemu, że auto do niczego się nie nadaje. Ale jak je ustawią tak, jak on im powie, to pojedzie 0,5 sekundy szybciej na okrążeniu. Ferrari powiedział: ok, jak pojedziesz 0,5 sekundy, to masz kontrakt. Jak nie, to do widzenia. Lauda pojechał 0,8 sekundy szybciej.

Polityka Williamsa do tej pory była taka, że nie zatrudniali gwiazd.

- Nie stać ich na Alonso, nie stać ich na Vettela. W przypadku Kubicy sytuacja jest ciekawa, bo jest to gwiazda, którą można pozyskać za zdecydowanie mniejsze pieniądze. Dla nich to sytuacja wydaje się idealna, jeżeli Robert jeździ na takim poziomie, jak mówi.

Warto Kubicy w tej kwestii zaufać. On bardzo chce jeździć w F1, ale nie robi tego za wszelką cenę. Kiedy wracał do zdrowia, a potem jeździł w rajdach i z nimi skończył, długo nie czuł się gotowy do jazdy w F1. Sam przyznał, coś zmieniło się w jego sposobie myślenia i operowania ramieniem, co sprawiło, że jest w stanie jeździć tym samochodem. Sam zrobił ten krok naprzód i zdecydował się na testy z Renault. Ale też bierze na siebie sporą odpowiedzialność. Jeśli podczas pierwszego wyścigu zobaczylibyśmy go kompletnie odstającego od reszty, to jakie on sam o sobie wystawiłby świadectwo? Miałeś też do czynienia z Robertem i wiesz, że on chce wszystko robić na absolutnie najwyższym poziomie i jeśli nie jest w stanie tego robić na takim poziomie, to tego robił nie będzie.

Patrząc na te ostatnie miesiące od zerwania kontraktu z byKollesem, to od tamtej pory robił wszystko w kierunku tego, by jednak do F1 wrócić. Tak to wygląda z perspektywy. GP3, Formuła E, auto z 2012 roku i dopiero samochód z 2017 roku.

- A w międzyczasie miał szansę sprawdzić się na symulatorach. Coś tam się w nim musiało zmienić, że powstał plan i podjął próbę powrotu. Renault mu to umożliwiło mu w pewien sposób. Ta ścieżka była jasna, oczywista i trzeba mu w tym zaufać. Bo on na szali kładzie swoją reputację, zdrowie swoje i innych kierowców.

Duże ryzyko ponosi Kubica wracając do F1?

- Znając go i patrząc na to, jak układa swoją karierę, to on ryzyko minimalizuje. Jeśli mówi, że da sobie radę, to znaczy, że tego ryzyka niemal nie ma. Nie mam żadnego powodu, by mu nie wierzyć. To zbyt poważna sprawa, by podchodzić do niej lekko. A on do wszystkiego podchodzi niesamowicie profesjonalnie, czy to są wyścigi czy treningi. Pamiętamy z rajdów, gdzie chciał mieć kontrolę nad wszystkim nawet do tego stopnia, że sprawdzał, gdzie nocuje i jak dojeżdża jego ekipa, ale tego tak się tam nie dało osiągnąć bez wsparcia zespołu fabrycznego. Wszystko co robi, robi maksymalnie profesjonalnie.

Czego możemy oczekiwać od testów w Abu Zabi?

- Pamiętajmy, że to są testy opon, a nie zespołów. Pirelli ma do zrealizowania swój plan. W przypadku Kubicy każdy dodatkowy dzień spędzony za kierownicą samochodu we współczesnej specyfikacji jest na wagę złota, bo testów w całym sezonie jest bardzo mało. Ja oczekiwałem nawet, że Robert przejedzie też jeden trening przed Grand Prix Abu Zabi, bo przecież Williams nie ma już nic do stracenia. Wiadomo, że Massa już odchodzi, a zespół ani nie poprawi, ani nie straci piątego miejsca w klasyfikacji generalnej. Robert podczas sierpniowych testów na Hungaroringu mówił, że największy postęp zrobił po przerwie obiadowej. Bo poukładał sobie w głowie pewne rzeczy.

Przecież musi się nauczyć tego samochodu, który jest znacznie cięższy od aut, którymi jeździł wcześnie, inaczej się prowadzi, trzeba inaczej nim zarządzać ze względu na systemy odzyskiwania energii. To kompletnie inny samochód. Wspominał też o wyzbywaniu się pewnych nawyków, więc każdy kilometr jest bardzo cenny. To nie będzie próba sprawdzenia Roberta, a raczej oswajania się z tym samochodem i uczenia się go.

Kiedy możemy spodziewać się ogłoszenia podpisania kontraktu z Kubicą?

Nie wiem. Widzisz sam, co się dzieje w Williamsie. Nie wiadomo, jak oni będą chcieli to rozegrać, jak też Robert do tego podejdzie, bo od niego też coś zależy. Zmiennych jest dużo, ale po ogłoszeniu kierowców do testów w Abu Zabi, rzeczywiście wygląda na to że Williams podjął już decyzję.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.