Rajdy. Kubica: Wracam tylko dzięki pasji

- Jestem mocniejszy, bardziej głodny jazdy i startów. To może dziwnie zabrzmi, ale ten ciężki okres może mieć pozytywny wpływ na moją przyszłość - mówi Robert Kubica

Na czwartkowej konferencji prasowej, pierwszej w Polsce od wypadku w lutym 2011 roku, Kubica opowiadał o swoich tegorocznych planach. 28-letni kierowca wystartuje w zespole Citroëna w rajdowych mistrzostwach świata i Europy w kategorii WRC 2 dla aut nieco słabszej klasy niż te, w których od dziewięciu lat dominuje mistrz Sebastian Loeb.

Pierwszym startem Kubicy, którego pilotem został doświadczony Marcin Baran, będzie Rajd Wysp Kanaryjskich (21-23 marca). Polska załoga wystąpi w nim już pod szyldem Lotosu, który poinformował o początku współpracy z Kubicą.

Kierowca prezentował się świetnie. Był uśmiechnięty, rozmowny, cierpliwy. - Jak jeździłem w Formule 1, to nie lubiłem gadać. Ale teraz, w rajdach, lubię - dziwił się sam sobie. - Fajnie znów tu być, widzę wiele znajomych twarzy - mówił, rozglądając się po sali. I dodał: - Przepraszam, że nie odzywałem się dłuższy czas, ale było to spowodowane moim stanem zdrowia i nie tylko. Przechodziłem bardzo trudny okres.

Kubica wciąż ma problemy z wielokrotnie złamaną i rozharataną w wypadku prawą ręką. - Siła jest taka jak przedtem, ale gdyby to był jedyny problem, w dwa miesiące na siłowni udałoby mi się go rozwiązać. Problem jest z rotacją ramienia, mam też ograniczone możliwości, jeśli chodzi o palce. Nerwy potrzebują mnóstwa czasu - mówił niedawno w wywiadzie dla "F1 Racing".

Kubica trzymał mikrofon w lewej ręce, prawą niemal nie ruszał, przeważnie trzymał ją wzdłuż ciała zaczepioną kciukiem o kieszeń. Citroën DS3 RRC, którym będzie jeździł Kubica, zamiast drążka zmiany biegów obsługiwanego prawą ręką będzie miał specjalną łopatkę z lewej strony kierownicy. Na zmianę zgodziła się Międzynarodowa Federacja Samochodowa.

Łukasz Cegliński: Stoczył pan wielką walkę o powrót do zdrowia, do sprawności. Co było w niej najtrudniejsze?

Robert Kubica: Wiele rzeczy było - i jest - trudnych, ale najgorsze było to, że poza rehabilitacją i poza własną pracą nad ciałem nie mogłem nic zrobić. Musiałem zdać się na to, co mówili chirurdzy, lekarze, którzy stali się bardzo ważnymi osobami w moim życiu. Przeszedłem dużo operacji, dużo więcej, niż myślicie. Nie był to łatwy okres, ale musiałem go przejść. Krok po kroku wyznaczałem sobie nowe cele, z operacji na operację.

Powiedział pan ostatnio, że może wyglądać z zewnątrz na optymistę, ale czasem wcale nie jest tak pozytywnie.

- Nie ma sensu rozmawiać o tym, czego doświadczyłem. Ale rzeczy, które kiedyś nie sprawiały mi radości, do których nie przywiązywałem wagi, teraz mnie cieszą. To, co mamy, doceniamy wtedy, kiedy nam tego brakuje. Dla mnie dużym sukcesem jest dojście do miejsca, w którym jestem teraz - w tym sezonie będę mógł rywalizować, kontynuować moją pasję. Oczywiście zmieniłem dyscyplinę, bo można powiedzieć, że dla kierowcy przejście z wyścigów do rajdów, to jak dla koszykarza przerzucenie się na siatkówkę. Nie da się też porównywać przecież maratonu ze sprintem na 100 metrów. Tak samo jest z rajdami i wyścigami - niby też będę miał cztery koła i kierownicę, ale różnic jest wiele.

A największe?

- Rajdy mają wiele trudności i nie mówię tylko o szutrowej nawierzchni, na której jeszcze nie jeździłem. Te trudności dopiero odkryję. Wiem, że będzie ciężko, bo w rajdach doświadczenie ma dużo większe znaczenie niż w wyścigach. W Formule 1 miesiąc przed wyścigiem można wynająć tor w Barcelonie, jeździć do upadłego, nawet 600-700 km dziennie. Potem ustawiamy auto w odpowiedni sposób i nawet jak miesiąc później zmieni się pogoda, to kierowca wszystko wie. W rajdach wszystko jest dla mnie niewiadomą - moje odczucia i opinie mogą się zmienić już po pierwszym odcinku specjalnym. Myślę, że najcięższą rzeczą, jaka czeka mnie w tym sezonie, jest praca nad opisem trasy - dany odcinek najpierw przejeżdżamy powoli i w wielkiej koncentracji opisujemy go zakręt po zakręcie. Na błędy nie ma miejsca, ale pomyłki w opisach wyjdą dopiero podczas ostrego przejazdu.

Co jest w tym roku pańskim celem?

- Nauka, nauka i jeszcze raz nauka. Jednak też przygoda i emocje. Celów sportowych sobie nie stawiam, ale jak będę uczył się szybko... Wiadomo, że gdy staje się na starcie odcinka, to nie myśli się tylko o nauce. Będziemy podejmować ryzyko, lecz skalkulowane, kontrolowane i, w cudzysłowiu, bezpieczne. Stopniowo będziemy ustalać z Maćkiem, jak szybko jeździć. Ale kierowców jest dwóch - jeden to ten poza autem, który do wszystkiego podchodzi chłodno, tak jak ja teraz, i ten drugi, w aucie. On dąży do postępów i perfekcyjnych przejazdów. W rajdach ich nie ma, nawet w wyścigach perfekcyjne okrążenie udało mi się przejechać może dwa, trzy razy w karierze. To maniakalne dążenie do ideału z toru będę zmieniał teraz w doświadczenie oraz odchodzenie od rajdowej improwizacji do kontrolowania wszystkiego na trasie. Czeka mnie duże wyzwanie - nie tylko takie, by przejechać odcinek jak najszybciej. Najpierw muszę go przetrwać, dojechać do mety.

Powrót do Formuły 1 jest możliwy?

- Są małe światełka w tunelu, że kiedyś - może za rok, może dwa lata - będę mógł jeździć bolidem Formuły 1. Sądzę, że na torze w Barcelonie byłbym w stanie pojechać jutro i nie odczuwałbym przy prowadzeniu większych problemów związanych z moją prawą ręką. Ale w Monte Carlo byłoby to już niewykonalne. Najważniejsze jest to, że wracam do startów na możliwie jak najwyższym poziomie, choć wyścigów nie odpuściłem i bardzo możliwe, że w tym sezonie - jeśli pogodzę to z kalendarzem rajdów - bardzo często będę gościł na torach wyścigowych. Na testach, które będą ważnym elementem rehabilitacji i pozwolą mi się przekonać, czy mogę jeździć bolidami. Choć gdybym mógł wrócić tam, skąd pochodzę, czyli do F1, nie zastanawiałbym się dziesiątej części sekundy.

We wrześniu wystartuje pan w Rajdzie Polski. Czeka pan na to jakoś wyjątkowo?

- To będzie mój pierwszy start w Polsce po dłuższej przerwie. W 2004 roku wziąłem udział w Rajdzie Barbórki, ale to była raczej zabawa. Wcześniej, w latach 1995-98, startowałem za to w kartingowych mistrzostwach Polski i nie jest fair o tym zapominać. Miałem wtedy 11-12 lat i było to dla mnie bardzo ważne. Rajd Polski to dla mnie duże przeżycie. Do września, sądzę, będziemy jeździć szybciej, więc i sportowe nadzieje na ten występ będziemy mieli spore.

Co z pana ręką, w jakim stopniu ogranicza pana podczas jazdy?

- Dużo więcej ograniczeń mam w codziennym życiu niż w samochodzie. Akurat w rajdówce jest ich niewiele. Najważniejsze, że jest progres, rehabilitacja daje efekty. Postęp nie jest zbyt szybki, ale powrót do samochodu, na tor, do rajdów, bardzo mi pomógł. Za kierownicą zobaczyłem, że robię rzeczy, o których myślałem, że są niewykonalne. Dlatego łatwiej było mi podjąć decyzję o starcie w rajdach - wiem, że będę w stanie jeździć na odpowiednim poziomie.

W pierwszym wywiadzie po wypadku, jeszcze w szpitalu, dla "La Gazzetta dello Sport", powiedział pan, że po takim wydarzeniu nigdy nie wraca się takim samym. Ale można wrócić lepszym.

- Nie mogę porównywać się jako kierowca do tego sprzed trzech lat. Wiem jednak, że wracam mocniejszy, bardziej głodny jazdy i startów. To może dziwnie zabrzmi, ale ten ciężki okres może mieć pozytywny wpływ na moją przyszłość.

Świetnie zapowiadająca się kariera, może nawet jazda po mistrzostwo świata Formuły 1, została brutalnie przerwana w sekundę.

- Życie. Niestety. Nie było łatwo z tym sobie poradzić, ale moja pasja do sportów samochodowych jest wielka. Tylko dzięki niej wracam do rywalizacji na możliwie jak najwyższym poziomie.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.