W 1997 roku Francuz zdobył alpejski Puchar Świata i zakończył karierę narciarza. Zaczął startować w Rajdzie Dakar - w ósmym podejściu zajął drugie miejsce, w dziewiątym, w 2006 roku, zwyciężył.
Czy polski mistrz narciarstwa pójdzie w jego ślady? Kilkanaście dni temu Adam Małysz ogłosił, że wystartuje w najbliższej edycji Dakaru, który od 1 do 15 stycznia przejedzie przez Argentynę, Chile i Peru. - Traktuję to jak wielką przygodę i pokonanie samego siebie. Rajd Dakar to zupełne przeciwieństwo tego, co działo się przy okazji skoków. Nikt niczego nie poda mi na talerzu, wszystko wypracuję sam z pilotem. To ogromnie motywuje - mówi Małysz.
Luc Alphand: - Nigdy nie poznałem go osobiście, ale oglądałem na igrzyskach i w konkursach Pucharu Świata.
- Zaskoczony? Zgadzam się w 100 proc. z taką decyzją. Zrobiłem to samo i wydaje mi się, że byli alpejczycy, a także skoczkowie, mogą spokojnie startować w rajdach czy wyścigach, mogą z wyczuciem prowadzić samochód przy dużych prędkościach. Jeśli skaczesz na nartach po 100-200 metrów, to znaczy, że jesteś wystarczająco szalony, by także jeździć szybko samochodem. Ale by robić to dobrze, trzeba się oczywiście bardzo dużo uczyć - najpierw dowiedzieć się, jak w ogóle funkcjonują rajdy czy wyścigi, a potem poznać np. wszystkie aspekty techniczne.
- Utrzymanie koncentracji. Adam jest pod tym względem punktem odniesienia, ale pamiętajmy, że skoczkowie koncentrują się na chwilę, na kilkanaście sekund. Po lądowaniu całe napięcie mija, możesz się rozluźnić. Ja w konkurencjach alpejskich koncentrowałem się też najwyżej na dwie minuty, a w Rajdzie Dakar musiałem utrzymywać wysoki poziom skupienia przez kilka godzin dziennie przez ponad dwa tygodnie, kierując samochodem w trudnym terenie i przy dużej prędkości. Fizycznie Adam to wytrzyma, ale mentalnie będzie się musiał bardzo przestawić.
- Najważniejsze to mieć silne mięśnie karku, które utrzymują głowę w kasku, ręce, które utrzymują kierownicę na niełatwej nawierzchni oraz lewą nogę, która często musi mocno wciskać hamulec - pamiętajmy, że to wszystko trzeba robić przez kilka godzin dziennie. Jedzenie w samochodzie, cała ta pustynna otoczka poza etapami - to też jest trudne, ale jeśli jesteś sportowcem, który wiele czasu spędza na ciężkich przygotowaniach, to się do tego przyzwyczaisz.
- Niełatwo się do tego przyzwyczaić, ale z drugiej strony, kiedy ja zaczynałem w Dakarze, musiałem się tyle uczyć - o samochodach, technice jazdy, funkcjonowaniu imprezy, pustyni, wydmach, instrukcjach pilota, nawigacji - że po jakimś czasie zrozumiałem, że ode mnie też zależy, czy mogę pojechać szybciej. Codziennie, etap po etapie, wiedziałem więcej i umiałem lepiej z tej wiedzy korzystać.
- Pierwszy Dakar trzeba po prostu ukończyć - to najważniejszy cel. Jeśli zaczniesz za szybko, to się w końcu rozkraczysz. Nauka zajmuje jedną, dwie, może nawet trzy edycje... A w zasadzie to cztery, a nawet pięć, bo ja dopiero po swoim piątym rajdzie stałem się kierowcą zespołu fabrycznego, w pierwszych trzech jechałem jako kompletny amator. Samochód jest bardzo ważny, bo jak masz dobrego dostawcę i walczysz o zwycięstwo, Dakar jest dla ciebie zupełnie inną imprezą. Na początku liczy się jednak to, żeby mieć solidną ekipę, być dobrze przygotowanym i mieć odpowiedni samochód, żeby dojechać do mety.
- Jak wielkie gówno! Rany, ale było ciężko! Debiutowałem akurat w 20. edycji imprezy, która była naprawdę trudnym afrykańskim rajdem. Spędzaliśmy godziny na pustyni, odkopując samochód - nigdy się nie zgubiliśmy w trasie, ale mieliśmy problemy techniczne, więc traciliśmy mnóstwo czasu, grzebiąc się w wydmach. W końcu, dwa dni przed końcem musieliśmy się wycofać, samochód nie mógł dalej jechać. Po tej wielkiej pracy, którą wkładaliśmy w dojeżdżanie do mety każdego etapu, po noclegach na pustyni... Zresztą, jakich noclegach, skoro w nocy trzeba było przygotowywać samochód do kolejnego etapu? To był wielki zawód.
- O przygotowaniu fizycznym i mentalnym mówiłem - o to drugie, trudniejsze w przypadku Adama, bardzo bym się nie martwił, bo mistrzowie potrafią sprostać takim wyzwaniom. Sportowiec wie, że by osiągnąć dobry wynik, musi ciężko pracować, czasem musi cierpieć. Niełatwo jest jednak znaleźć odpowiednią prędkość i rytm jazdy, by dojeżdżać codziennie do mety - nie za późno, ale także nie za wcześnie. W rajdzie czas liczy się bardzo, ale w takiej imprezie jak Dakar trzeba także umieć oszczędzać samochód na kolejne wyczerpujące dni czy tygodnie. Powtarzam: w debiucie trzeba mieć samochód odpowiedni do tego, by start ukończyć.
- Rajd jest otwarty dla wszystkich i to właśnie ci amatorzy są sercem tej imprezy - to oni tworzą niepowtarzalną atmosferę. Mistrzowie to jedno, ale dziesiątki pasjonatów chcących doświadczyć marzenia, to drugie. Przeżyć, przejechać Dakar, to coś niesamowitego.
- Adrenalina napędza i uzależnia, ale o ryzyku nigdy się nie myśli. Nie można o nim myśleć, nie można przypominać sobie, jak niebezpieczne rzeczy się robi - trzeba pamiętać o tym, że to, co robisz, sprawia ci przyjemność. Po zakończeniu kariery na stoku przejechałem dziewięć razy 24-godzinny wyścig w LeMans, 11 edycji Dakaru - za każdym razem czułem się szczęśliwy. Ściganie się, szybka rywalizacja to moje życie. Nawet teraz, po wypadku na motorze, kiedy już nie mogę się ścigać samochodami, rywalizuję w wyścigach żeglarskich na morzu.
- Byłem niemal sparaliżowany. Miałem złamane trzy kręgi, nie czułem ciała powyżej klatki piersiowej. Musiałem przejść poważną operację, bałem się jej, to był najstraszniejszy moment mojego życia. Uświadomiłem sobie, że do końca życia mogę jeździć na wózku. Dla mnie, dla sportowca, dla którego ciało jest jak biuro dla urzędnika, byłaby to katastrofa. Operacja się na szczęście udała, mogę chodzić. Ściganie się samochodami jest już wykluczone, ale przyjaciele namówili mnie na regaty na monokadłubowcach. Tworzę załogę z Markiem Thiercelinem i jako załoga DCNS 1000 w październiku wystartujemy w wyścigu Transat Jacques Vabre, którego trasa prowadzi z Francji do Kostaryki.
- Jeżdżenie na nartach miałem we krwi, urodziłem się w górach, zjeżdżałem z nich od dziecka, to było dla mnie naturalne. Ale kiedy po kilku startach w Dakarze dostałem się w końcu do fabrycznej ekipy i mogłem rywalizować o zwycięstwo w rajdzie, też czułem się fantastycznie. Rajdy traktuję jednak jako bonus do mojej wcześniejszej, narciarskiej kariery.
- Siedź cicho, ucz się, słuchaj pilota, jedź równym tempem. Nie zaczynaj zbyt szybko, bo to długi rajd i lepiej nie przeszarżować na początku. Życzę ci, żebyś dojechał do mety.
Dakar mnie wciąga - Adam Małysz >