Adam Małysz: Chcę wrócić na podium

- Nie wiem, czy to ostatnie w karierze konkursy na magicznej dla mnie Wielkiej Krokwi. Decyzję, czy skaczę dalej, ogłoszę w marcu po MŚ w Oslo. One są moim celem głównym - mówi najlepszy polski skoczek

Sport.pl na Facebooku! Sprawdź nas ?

W czwartek o godz. 18 kwalifikacje do piątkowego konkursu PŚ w Zakopanem. Relacja na Sport.pl. Po raz pierwszy na Wielkiej Krokwi zawodnicy będą rywalizować o punkty aż przez trzy dni - także w sobotę i niedzielę. Zakopane dostało prawo organizacji dodatkowego konkursu, bo w grudniu z powodu wiatru nie odbyły się skoki w Harrachovie.

Robert Błoński: Mówisz, że Zakopane to dla ciebie wyjątkowe miejsce. Jak sobie poradzisz z trzema konkursami dzień po dniu. Nie za dużo emocji i adrenaliny?

Adam Małysz: Dla kibiców to wielkie święto. Cztery dni zawodów, bo liczę też kwalifikacje, są męczące. Mogę trenować cztery razy dziennie, a i tak nie będę wyczerpany fizycznie i psychicznie tak jak po jednym konkursie. Ale już nie mogę się doczekać, bo zawsze było tak, że gdzie indziej mogłem skakać słabo, a w Zakopanem zawsze mi szło dobrze. Doping dodawał mi skrzydeł. To moje magiczne miejsce. Zastanawiałem się, jak to jest, że na Wielkiej Krokwi nie psułem skoków. Przecież zawsze jestem tu okropnie zdenerwowany. Nie da rady się tu wyciszyć, nie ma sekundy, w której nie słyszy się dopingu. Mnie to podnosi na duchu i wtedy lecę. Wytrzymam trzy konkursy.

Widziałem na własne oczy, jak jeden zawodnik w jednym sezonie w jednym miejscu wygrał trzy indywidualne konkursy Pucharu Świata dzień po dniu.

- ( śmiech ) Też znam jedną osobę, która tego dokonała.

W 2007 roku na mamucie w Planicy Adam Małysz wygrał trzy konkursy i zdobył czwarty w karierze Puchar Świata.

- Wtedy walczyłem o wszystko i tak naprawdę nie myślałem, ile tych konkursów będzie. Byłem w formie, był automatyzm, więc fruwałem. Nic mi wtedy nie przeszkadzało. Chciałbym, żeby nic mi nie przeszkadzało także w Zakopanem. Chciałbym wrócić tu na podium.

Ostatni raz stałeś na nim pod Wielką Krokwią 29 i 30 stycznia 2005 roku. Pierwszy konkurs wygrałeś ex aequo z Norwegiem Ljokelsoyem, drugi samodzielnie.

- Marzę o powtórce.

Trener Hannu Lepistö mówi, że konkursy w Zakopanem mogą być dla ciebie punktem zwrotnym w sezonie.

- Presja i oczekiwania na mojej skoczni będą większe. Każdy by chciał, żebym wygrał. Ja również. To mniej bardziej motywuje niż spina. Tu zaczynałem poważne skakanie, Zakopane zawsze będzie dla mnie szczególne, mocno sentymentalne i dobrze mi się kojarzyło.

Z konkursów PŚ w Sapporo wróciłeś przeziębiony, ale chyba zadowolony?

- Bolało mnie gardło i miałem katar. Mam jednak nadzieję, że najgorsze już za mną i będę w pełni sił. Nie żałuję wyjazdu do Azji. Trochę tylko szkoda, że drugi konkurs wygrał Andreas Kofler. Byłem od Austriaka dosłownie o włos, a tak wicelider PŚ powiększył przewagę w klasyfikacji PŚ [do 76 punktów, trzeci Simon Ammann ma o 58 punktów więcej, a lider Thomas Morgenstern aż o 528]. Decyzję o locie do Japonii podjąłem wspólnie z trenerem Lepistö. Nie był temu przeciwny, sam tylko nie za bardzo chciał polecieć. Nie ma między nami konfliktu czy nieporozumień. Wciąż sobie bardzo ufamy.

W obu japońskich konkursach - po pierwszej serii - byłeś lepszy od Morgensterna. Przewagi nie udawało się utrzymać, ale Austriak już nie odskakuje wszystkim o wiele metrów jak w grudniu.

- "Morgi" skacze dobrze, ale przestał być niezwyciężony. A ja? Bardzo mi się chce, nie przestałem być głodny sukcesów. Dążę do zwycięstwa z całych sił. Japońskie występy nie stępiły moich ambicji i celów. Dwa razy nie utrzymałem dobrego miejsca po pierwszej serii. To, że spadłem z pierwszego na trzecie miejsce, a w następnym konkursie z trzeciego na piąte, tylko mnie zmobilizowało. Bo wiem, że nie popełniałem błędów. O kolejności decydował wiatr.

Po powrocie nie miałeś problemów z aklimatyzacją?

- Żadnych. Zawsze gorzej reagowałem po powrocie i nie mogłem się przestawić. Do domu wróciłem we wtorek o trzeciej nad ranem i spałem do 11. Noc z wtorku na środę przespałem normalnie, obudziłem się wypoczęty. Wielkim plusem było to, że w obie strony leciałem klasą biznes. Austriacy mają zapisane w kodeksie Związku, że na tak długich trasach skoczkowie z pierwszej szóstki PŚ lecą klasą biznes. Mówił mi o tym "Morgi". Dlatego poszedłem do prezesa PZN Apoloniusza Tajnera i mówię, że "też jestem w czołowej szóstce i może dałoby się coś z tym zrobić". Prezes stanął na wysokości zadania i słowa dotrzymał. To była inna podróż niż dotychczasowe. Położyłem się wygodnie i spałem jak w łóżku. Aż żal mi się zrobiło reszty ekipy siedzącej z tyłu.

Trener Lepistö mówi: "Jestem przekonany, że w tym sezonie Adam stanie na najwyższym podium PŚ. Nie wiem gdzie, ale byłoby świetnie, gdyby stało się to w Polsce. Wyniki testów ma bardzo dobre, jest przygotowany pod każdym względem. Czasem tylko spóźnia odbicia, czasem o wyniku decyduje zły podmuch wiatru".

- Sto procent racji. Sam czuję, że forma jest wysoka. Tylko ten cholerny wiatr wszystko mi psuje i powoduje, że skoki są czasem takie a nie inne. Przy obecnych, bardzo ostrych przepisach dotyczących sprzętu odgrywa wielką rolę. Nawet niewielkie podmuchy powodują różnice w odległościach. Kombinezony są obcisłe, narty krótsze, bo zwiększył się wskaźnik BMI i musieliśmy przytyć. Co z tego, że na rozbiegu są większe prędkości, skoro ciasny kombinezon powoduje, że nośność jest mniejsza. Mając wiatr z tyłu, nie da się tak daleko skoczyć jak w luźniejszych kombinezonach sprzed siedmiu czy ośmiu laty. Do tego punkty dodawane za niekorzystny wiatr nie rekompensują straconych metrów. I my, zawodnicy, widzimy, że pomiary są niewymierne, niesprawiedliwe i niedopracowane. Nie skarżę się, ale szkoda kibiców, bo przez to skoki są dla nich mniej zrozumiałe i mniej interesujące.

Te 528 punktów straty do Morgensterna jest do odrobienia w jedenastu konkursach, które pozostały?

- Na tym w ogóle się nie koncentruję. Moim celem było i nadal jest, żeby przed lutowymi mistrzostwami świata zbliżyć się do "Morgiego" najbliżej jak się da. Tak samo chciałem zrobić przed olimpiadą w Vancouver, kiedy rywalizowałem z Simonem Ammannem i Gregorem Schlierenzauerem. "Morgi" jest już bardzo daleko, ale Kofler i Ammann są w zasięgu. Mam nadzieję, że w drugiej części sezonu będę skakał jeszcze lepiej niż ostatnio.

Nie zapytam, czy to twój ostatni start w Zakopanem w karierze...

-...bo naprawdę tego nie wiem.

Ale zapytam, czy miejsce na podium PŚ w klasyfikacji generalnej i medal albo medale w Oslo mogą spowodować, że będziesz skakał dalej.

- Tak. Ale mogą też spowodować, że skończę karierę. Celem nadrzędnym i najważniejszym są teraz MŚ w Oslo. Krok po kroku zmierzam do nich i wiem, że wszystko idzie w dobrym kierunku. O tym, czy skakać dalej, czy skończyć karierę, zastanawiam się od końca igrzysk w Kanadzie. Jakieś myśli chodzą mi po głowie, ale decyzji nie podjąłem. Postanowię po mistrzostwach. Dziś odsuwam od siebie te myśli jak najdalej. Żeby się skoncentrować na czymś, co jest dla mnie naprawdę ważne, inne rzeczy muszą pójść w odstawkę.

7 - Tyle razy - najwięcej w karierze - na podium PŚ Małysz stał w Zakopanem, Kuopio i Oslo

Hannu Lepistoe: ? Puchar Świata nie jest stracony

Więcej o:
Copyright © Agora SA