Adam Małysz nie jest najlepiej zarabiającym sportowcem nawet w Polsce. Tym bardziej daleko mu więc do zarobków gwiazd sportu z Zachodu (nie znalazł się nawet na liście najlepiej zarabiających sportowców na igrzyskach w Vancouver - królują tu amerykański snowboardzista Shaun White i koreańska łyżwiarka figurowa Kim Yu-na z dochodami rocznymi szacowanymi na 8 mln dol.). Wedle różnych szacunków Małysz zajmuje miejsce pod koniec pierwszej połowy, a może nawet w połowie drugiej dziesiątki listy najwyżej wynagradzanych polskich zawodników. Przed nim są m.in. Robert Kubica (F1), Marcin Gortat (NBA), Agnieszka Radwańska (tenis), Sebastian Janikowski (NFL), Artur Boruc, Jerzy Dudek, Łukasz Fabiański i Ireneusz Jeleń (piłka nożna), Tomasz Gollob (żużel)... Ale Małysz na topie utrzymuje się prawie nieprzerwanie od dziesięciu lat. Ba, właśnie po raz kolejny podbił swoją wartość na rynku reklamowym, zdobywając dwa srebrne medale na igrzyskach olimpijskich w Vancouver.
Ale początki nie były łatwe. Małysz zadebiutował w Pucharze Świata w połowie lat 90. I choć w dwóch pierwszych sezonach wypadł przyzwoicie (7. i 10. miejsce w klasyfikacji łącznej), to wygrane w konkursach można było policzyć na palcach jednej ręki (3). Nasz skoczek ożenił się, urodziła mu się córka. Skoki zeszły na plan dalszy. W kolejnych dwóch sezonach Adam Małysz osunął się odpowiednio na 46. i 28. pozycję w klasyfikacji łącznej.
I nagle w sezonie 2000/01 forma Małysza eksplodowała. Wygrał prestiżowy Turniej Czterech Skoczni, wywalczył Kryształową Kulę za triumf w klasyfikacji łącznej Pucharu Świata - wygrał wtedy 11 konkursów, 14 razy stawał na podium. Według serwisu Wynagrodzenia.pl dzięki premiom za zwycięstwa w Pucharze Świata i letnim Grand Prix nasz skoczek zarobił wtedy 1,1 mln zł. Do tego doszło warte 200 tys. zł audi A4 quattro, które było nagrodą w Turnieju Czterech Skoczni. Małysz otrzymał też stypendium z Urzędu Kultury Fizycznej i Sportu (40 tys. zł). Ponadto dostał premie od UKFiS i Polskiego Związku Narciarskiego na łączną sumę 70 tys. zł. Znacznie więcej, bo aż 3,8 mln zł, miał jednak zarobić dzięki kontraktom reklamowym.
Także kolejne dwa sezony należały do niego. Wygrywał konkursy, bił rekordy skoczni, przyciągał tłumy na skocznie i przed telewizory. Jako pierwszy skoczek w historii zdobył trzy razy z rzędu Kryształową Kulę. W Polsce rozpoczęła się małyszomania.
Jak z rogu obfitości posypały się kontrakty reklamowe. Małysz zachwalał komórki Idea, kleje Atlas, czekoladę Goplana, był ambasadorem marki Audi, sławił producenta zup w proszku i przypraw Winiary, Pocztę Polską, napoje Red Bulla, ubezpieczyciela Generali, okna Veka, koncern paliwowy Lotos... Na nartach orła z Wisły reklamowała się też jedna z bulwarówek. Na jego konto płynęły kolejne miliony. O konkretnych kwotach trudno mówić, bo Małysz nie lubi rozmawiać o swoich pieniądzach. Ba, ponoć początkowo bardzo się denerwował, gdy w mediach próbowano szacować jego zarobki. A te były wysokie.
Sezon w sezon nasz skoczek zarabiał setki tysięcy złotych jako premie za wyniki w zawodach Pucharu Świata. Nawet w kiepskim jak na naszego mistrza sezonie 2008/09 na skoczniach w konkursach Pucharu Świata zarobił 61,5 tys. franków szwajcarskich, czyli blisko 200 tys. zł (najlepszy wtedy Gregor Schlierenzauer zarobił przeszło pół miliona franków). Gratyfikacje finansowe dostawało wówczas dziesięciu najlepszych skoczków w konkursie (teraz premie są mniejsze, ale dostaje je 30 najlepszych zawodników).
Z usług naszego asa skoczni nie rezygnowali też reklamodawcy. Mówiło się, że jako pierwszy polski sportowiec Małysz dostał za udział w kampanii reklamowej (Winiary) 1 mln zł. Podobno - to też informacje nieoficjalne - pierwsza umowa Małysza z Red Bullem opiewała na 800 tys. euro. Menedżer skoczka nie chciał zdradzić szczegółów, ale przyznał, że reklama producenta napojów energetycznych na kasku naszego orła była najdroższa. Za zareklamowanie się na kombinezonie skoczka firmy miały ponoć płacić od 500 do 700 tys. zł. Media szacowały, że począwszy od sezonu 2000/01 i przełomowego Turnieju Czterech Skoczni, w ciągu trzech sezonów na skoczniach i kontraktach reklamowych Małysz zarobił w sumie 13 mln zł. Jego łączne zarobki za kolejny sezon oceniano na 4 mln zł.
I choć z czasem fala małyszomanii powoli opadała, a sam skoczek miał coraz większe kłopoty z utrzymaniem się najpierw na podium Pucharu Świata, potem nawet w pierwszej dziesiątce cyklu, to ciągle jest atrakcyjny dla reklamodawców. Zawody z udziałem Małysza przyciągają przed ekrany miliony Polaków i tysiące widzów pod skocznie.
A sam Małysz jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych marek w naszym kraju. Wszak do tej pory nasz najlepszy skoczek w historii wystąpił w przeszło 300 konkursach Pucharu Świata. 38 z nich wygrał. 79 razy stawał na podium konkursów z tego cyklu. Cztery razy triumfował w klasyfikacji łącznej Pucharu Świata (tyle samo ile legendarny Fin Matti Nykänen). Do tego wypada doliczyć cztery medale olimpijskie (srebrny i brązowy w Salt Lake City, dwa srebrne w Vancouver), cztery tytuły mistrza świata, dziesięć wygranych w letnim Grand Prix, przeszło 20 triumfów w mistrzostwach Polski... Cztery razy Małysz wygrywał plebiscyty "Przeglądu Sportowego" na najlepszego polskiego sportowca roku i pewnie w dziesiątkach, jeśli nie setkach różnych innych konkursów, gdzie czasami nagrodami były samochody.
W 2008 r. na rynku pojawiła się pierwsza kolekcja ubrań sygnowanych nazwiskiem Adama Małysza. Znalazły się w niej T-shirty, krótkie i długie spodenki, bluzy, kurtka, plecaki, a nawet torba podróżna. Stroje wyprodukowała polska firma 4F Sport Performance (oficjalny partner Polskiego Związku Narciarskiego), a Małysz miał podobno swój wkład w ostateczny wizerunek ubrań. Były też inne kolekcje, także ubrań na zimę. Duże pieniądze Małysz zarabia ponadto na gadżetach i pamiątkach - czapkach, szalikach, smyczach czy kubkach ze swoim wizerunkiem.
Doszło do tego, że na tę reklamową wszechobecność skoczka zaczęli narzekać eksperci od marketingu. Ich zdaniem źle się stało, że żadna z firm nie jest jednoznacznie kojarzona z polskim skoczkiem. Tak jak np. Roger Federer z producentem zegarków Rolex, Michael Jordan z firmą produkującą odzież sportową Nike czy Tiger Woods do niedawna z producentem zegarków Tag Heuer.
W niedawnym rankingu wartości marketingowej polskich sportowców przygotowanym przez dziennik "Metro" i firmę Pentagon Research Małysz zajął trzecie miejsce - za Kubicą i Agnieszką Radwańską. Oceniano, że za kampanię reklamową z jego udziałem firma musi zapłacić co najmniej 400 tys. zł. A przecież coraz częściej niż o sukcesach w Pucharze Świata mówiło się już o końcu kariery naszego najlepszego skoczka.
A Małysz znów zaskoczył. I to podwójnie. Najpierw zapowiedział, że po igrzyskach w Kanadzie nie zamierza kończyć kariery. Tydzień temu wywalczył tam srebrny medal na skoczni normalnej. Polski Komitet Olimpijski wypłaci mu 150 tys. zł za drugie miejsce. W tę sobotę dołożył do tego kolejne 150 tys. zł - za srebro na dużej skoczni. A przed nami jeszcze dzisiejszy konkurs drużynowy.
Po pierwszym sukcesie na olimpiadzie w Vancouver "Puls Biznesu" wycenił wartość kampanii reklamowej z udziałem Małysza na 300 tys. zł. Teraz z pewnością posypią się kolejne oferty kontraktów reklamowych.
- Moim zdaniem wszelkie kwoty za działania reklamowe pojawiające się w mediach są przeszacowane. Jednak Adam Małysz był chyba pierwszym polskim sportowcem, którego gaża za kampanię reklamową przekroczyła 1 mln zł - powiedział "Gazecie" Piotr Pietrzak, ekspert od marketingu sportowego.
Jedno jest pewne - duże pieniądze nie zepsuły Małysza. Ciągle jest skromnym, sympatycznym, uśmiechniętym chłopakiem z Wisły. Może być spokojny o przyszłość materialną swoją i rodziny. Nawet jeśli, jak spekulowały media, 20 proc. dochodów skoczek oddaje swemu austriackiemu menedżerowi Eddiemu Federerowi. Wiadomo, że Małysz już wkrótce dostanie tzw. emeryturę olimpijską za medale zdobyte na igrzyskach w USA i Kanadzie (otrzymują ją medaliści olimpijscy po ukończeniu 35 lat i zakończeniu kariery). Ostatnio w reklamie serków Bakomy wystąpiła jego mama. Wcześniej producenci preparatu Valerin zaangażowali do jego promocji żonę skoczka Izabelę.
I pomyśleć, że na przełomie wieków Adam Małysz myślał o zakończeniu kariery sportowej i powrocie do wyuczonego zawodu dekarza.