Małysz drugi na Velikance, czyli jest nadzieja na Vancouver

Adam Małysz był o metr od zwycięstwa w konkursie lotów na największej skoczni świata. Wyprzedził go tylko fenomen z Austrii Gregor Schlierenzauer - zaledwie o 1,1 pkt

ZCzuba.tv: Małysz drugi w Planicy (wideo) ?

Małysz prowadził, gdy 19-letni triumfator Pucharu Świata jako ostatni stawał na rozbiegu Velikanki. Ważyły się losy konkursu, bo wiadomo było, że z powodu wiatru druga seria zostanie odwołana. Wspaniały lot Polaka na 202,5 m dawał mu realną nadzieję na zwycięstwo. Pobił nim wszystkich rywali...

Prawie wszystkich. Schlierenzauer, który wygrał w tym sezonie 13 konkursów i zapewnił już sobie Kryształową Kulę, poleciał o pół metra dalej. Uzyskał notę o 1,1 pkt lepszą od Polaka. Małysz musiał się pogodzić z miejscem za jego plecami, ale zrobił to z szerokim uśmiechem. Bo to jego najlepszy wynik od dwóch lat.

Choć forma Polaka rosła, to piątkowe drugie miejsce jest niespodziewane. Przecież Małysz nigdy nie był najlepszym lotnikiem, medal mistrzostw świata na mamucie to jedyne trofeum, jakiego nie ma. W 2007 roku na zakończenie sezonu Pucharu Świata Polak wygrał na Velikance trzy razy, ale było to w czasach, gdy jego forma była kosmiczna. Potem przyszły dwa lata chude. A już ten obecny sezon jest wręcz kryzysowy. Małysz miewał kłopoty, by awansować do serii finałowej, a miejsca w trzeciej lub drugiej dziesiątce stały się czymś normalnym.

Polak dwa razy przerywał starty w Pucharze Świata, by na małych skoczniach w samotności pracować nad techniką. Wracał i znów było źle lub przeciętnie. Zdesperowany mistrz poprosił o pomoc swojego starego trenera Hannu Lepistö, ale przełom nie zdarzył się nawet w Zakopanem. Wtedy powstał team Małysz z Lepistö na czele mający na celu ratowanie kariery czterokrotnego mistrza świata.

Dopiero w przedolimpijskiej próbie w Vancouver Polak znalazł się w czołówce. By zaraz z niej wypaść. Obrona tytułu na mistrzostwach świata w Libercu też zakończyła się porażką. Wreszcie w końcówce sezonu, 10 marca, w Kuopio Małysz stanął na podium. Po 716 dniach oczekiwania pierwszy raz od pamiętnych dni chwały na Velikance.

W piątek największa skocznia świata znów była miejscem, gdzie rywale musieli sobie przypomnieć starego mistrza. W przerywanym podmuchami silnego wiatru konkursie skoczkowie lądowali blisko. Granica 200 m była marzeniem ściętej głowy. Do czasu, gdy na skoczni pojawił się Małysz. Wylądował 2,5 metra poza nią. Potem ponad 200 m poleciał jeszcze Rosjanin Dmitrij Wasiliew. Jasne było, że Polak będzie w konkursie bardzo wysoko.

Już w Kuopio Małysz żałował, że sezon się kończy, bo forma właśnie przyszła. W czwartkowych kwalifikacjach na Velikance był trzeci, ale tam nie startowało dziesięciu najlepszych skoczków. "Uczymy się latać" - mówił Małysz o sobie i kolegach z reprezentacji. W piątek Kamil Stoch był 10., a Łukasz Rutkowski - 18. Jednak znów najlepiej skakał Małysz.

Stanął na podium 76. raz w karierze, zrównując się z Matti Nykänenem. Ale nie ten wynik legendarnego Fina był głównym celem Małysza. Do niedawna wydawało się, że to Polak ma największe szanse na pobicie rekordu Nykänena, który zawody Pucharu Świata wygrywał aż 46 razy. 32-letni Małysz ma 38 triumfów, ale za jego plecami jest austriacki fenomen Schlierenzauer. 19-letni zawodnik w trzecim roku startów uzbierał aż 24 zwycięstwa, a będzie skakał jeszcze z dziesięć lat.

Co oznacza sukces Małysza w zawodach, w których odwołano drugą serię? Polak wie, że zwyżka formy nie daje mu gwarancji powrotu do czołówki w kolejnym, olimpijskim sezonie, który ma być ukoronowaniem bogatej kariery. - Ale sprawia, że będę się do niego szykował z większą nadzieją - mówi.

W sobotę konkurs drużynowy, w niedzielę indywidualny kończący sezon Pucharu Świata.

Małysz: Szkoda, że forma rośnie tak późno - czytaj tutaj ?

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.