Apoloniusz Tajner: Nie ma konfliktu Małysz - Tajner

- Adam Małysz i ja nie jesteśmy w konflikcie. Uważam Adama za światową ikonę skoków narciarskich i nigdy nie stracę do niego wielkiego szacunku - mówi Apoloniusz Tajner, prezes Polskiego Związku Narciarskiego. Tajner odnosi się też do zarzutów, jakie w poniedziałek pod jego adresem skierował w ?Gazecie Wyborczej? i w portalu Sport.pl Adam Małysz.

Redaktor to dopiero jest kibic! Poznaj nas na profilu Facebook/Sportpl ?

Po konkursach Pucharu Świata w skokach narciarskich, które w piątek i w sobotę odbyły się w Zakopanem, nieobecny na zawodach Małysz powiedział : - Żałuję, że nie byłem w Zakopanem, szkoda mi rozczarowanych kibiców. Ale to naprawdę nie była moja wina, że nie pojechałem pod Wielką Krokiew. Nie pozwolę nikomu robić z siebie marionetki, wszystko można było załatwić inaczej. Nie będę "małpką" na każde zawołanie. Prezes Tajner w ogóle ze mną nie porozmawiał, tylko ogłosił swoje pomysły w prasie i internecie. Kolejność powinna być odwrotna.

Były mistrz skoków miał żal o to, że rzekomo prezes Tajner i inni przedstawiciele PZN zapowiadali nie tylko jego obecność na zakopiańskich konkursach, ale też występy w charakterze honorowego przedskoczka i osoby, która wręczy nagrody zwycięzcom.

Kuraś: Zakopane broni się mimo braku Małysza, Stochem

- Nigdy żadnemu dziennikarzowi nie mówiłem, co Adam mógłby robić podczas zakopiańskich konkursów. Nie przyszłoby mi do głowy, żeby planować jego czas. Może mediom coś na ten temat powiedział ktoś z komitetu organizacyjnego zawodów, a może to któryś z dziennikarzy uznał, że byłoby dobrze, gdyby Małysz skakał albo wręczał nagrody, i pytał, czy to możliwe - mówi Tajner.

- Jeszcze kiedy byłem trenerem Adama, umówiłem się z nim, że jeśli ktoś zapyta go o jakąś moją wypowiedź, która wyda mu się dziwna, on najpierw skontaktuje się ze mną, żeby sprawdzić, czy rzeczywiście coś takiego powiedziałem. Niestety, dziennikarze bywają różni - dodaje prezes PZN.

Nieporozumień między Małyszem i Tajnerem jest więcej. Były skoczek ma pretensje o sposób, w jaki został zaproszony do Zakopanego. - Dostałem sms od prezesa Tajnera dosłownie kilka minut po tym, jak telewizja wyemitowała moją wypowiedź dotyczącą przyjazdu do Zakopanego. O wszystkim można było porozmawiać jeszcze w grudniu, przed moim wyjazdem na Dakar. Podczas rajdu też miałem włączony telefon - mówi Małysz.

Czy w zbyt późnym i nieoficjalnym zaproszeniu legendy polskich skoków na zakopiańskie zawody Tajner nie widzi nic niestosownego? - Trudno mi odpowiadać za tę sytuację, bo o konkursy Pucharu Świata w Zakopanem dba komitet organizacyjny, który działa w oderwaniu od PZN. Zresztą, nie było mnie w kraju, przebywałem z naszymi sportowcami w Innsbrucku, na Zimowych Igrzyskach Olimpijskich Młodzieży. Kiedy wróciłem, zapytałem Andrzeja Kozaka z komitetu, czy Adam Małysz został zaproszony. Okazało się, że nie. Tego samego dnia zobaczyłem w telewizorze, że Adam wrócił z Rajdu Dakar, więc napisałem do niego - relacjonuje Tajner. - Sms brzmiał mniej więcej tak: "Cześć Adam, wiem, że już wróciłeś do Polski, wobec tego w porozumieniu z komitetem organizacyjnym konkursów w Zakopanem zapraszam na zawody Ciebie i Twoją rodzinę". Adam na wiadomość nie odpowiedział, w ogóle mam problem ze skontaktowaniem się z nim, myślałem nawet, że może zmienił numer telefonu - wyjaśnia Tajner.

Szef polskiego narciarstwa tłumaczy również, dlaczego to on odebrał nagrodę dla Małysza za zajęcie trzeciego miejsca w plebiscycie "Przeglądu Sportowego" i TVP na dziesięciu najlepszych sportowców Polski 2011 roku. - Zanosiło się na to, że w "dziesiątce" będzie aż troje narciarzy i tak było, dlatego zostałem zaproszony jako prezes Polskiego Związku Narciarskiego. Później jeden z redaktorów wchodzących w skład kapituły konkursu, a także Włodzimierz Szaranowicz uznali, że to ja odbiorę nagrodę dla Adama. Zrobiłem to nie jako jego trener, czy ktoś specjalny, ale jako szef PZN - mówi Tajner.

Małysz ma za złe swemu byłemu szkoleniowcowi, że w chwili odbioru statuetki, prezes szczególnie dużo uwagi poświęcił Kamilowi Stochowi. - Nie zadzwoniono ani do mojej żony, ani rodziców. Nie było zaproszenia na bal. Nagrodę, w moim imieniu, odebrał Apoloniusz Tajner. Dziękując, więcej niż o mnie powiedział o Kamilu Stochu. Przykro, że tak się to wszystko potoczyło - skarży się Małysz. A Tajner zapewnia, że niesłusznie.

- Może telewizja tego nie pokazała, ale przed tą najważniejszą statuetką, odbierałem inną, którą przyznano Adamowi. Na odbiór nagrody za to, że Adam tak szybko po zakończeniu kariery narciarskiej odnalazł się w innej dyscyplinie sportu, przygotowałem sobie specjalne przemówienie dotyczące Małysza. Później rzeczywiście poświęciłem kilka ciepłych słów Kamilowi, bo nie chciałem się powtarzać - tłumaczy prezes.

Tajner podkreśla też, że nie ma za złe Małyszowi jego pretensji i nie uważa, by sytuację między nimi można było nazwać konfliktem. - Adam i ja nie jesteśmy w konflikcie. Jeśli będę miał okazję się z nim spotkać, na pewno to zrobię. Uważam, że Małysz jest ikoną światowych skoków narciarskich i nigdy nie stracę do niego wielkiego szacunku - przekonuje prezes PZN.

Małysz: ja przedskoczkiem w PS w Zakopanem? Nie chcę robić za małpkę

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.