Rajd Dakar. Rafał Marton: Adam Małysz nie jest "bykiem", ale jest silny

- Trudność nie polega na tym, że ktoś jedzie po raz pierwszy. Może wynikać z charakteru kierowcy. W przypadku Adama wiem, że problemów nie będzie, bo on jest zawsze w stu procentach skoncentrowany. Ma rzadką zdolność słuchania - mówi Rafał Marton, który podczas styczniowego Rajdu Dakar będzie pilotem Adama Małysza.

Profil Sport.pl na Facebooku - 32 tysiące fanów. Plus jeden? 

Kuba Dybalski: Co ciągnie na Dakar kogoś, kto będzie jechał już po raz siódmy?

Rafał Marton: Bardzo koleguję się z Andy'm Schultzem, który przejechał już dwadzieścia dakarów. W zeszłym roku powiedział, że każdy kolejny rajd czegoś go uczy, ten dwudziesty też go nauczył czegoś nowego i jest przekonany, że z kolejnego również czegoś się nauczy. Dakar jest tak wielkim i trudnym przedsięwzięciem, tak wiele niespodzianek czeka na startujących, że niezależnie od tego jak wiele razy w nim wystartuję, nie będę mógł powiedzieć, że znam go w całości.

Trudno się jedzie z Adamem Małyszem, który na pewno bardzo chce, ale nie ma doświadczenia?

- Trudność nie polega na tym, że ktoś jedzie po raz pierwszy. Może wynikać z charakteru kierowcy. W przypadku Adama wiem, że problemów nie będzie, bo on jest zawsze w stu procentach skoncentrowany. Ma rzadką zdolność słuchania. Żaden inny kierowca, z którym jeździłem nigdy do końca nie słuchał tego co mówiłem. Czasem miał własny pomysł, własną interpretację tego co się dzieje na trasie. Problemy, które nas spotykały zwykle właśnie z tego wynikały. W przypadku Adama jestem spokojny. Mamy do siebie wzajemne zaufanie. On w pełni realizuje to, co sobie założymy przed odcinkiem i to co mówię na trasie.

Adam zawsze kojarzył się ze sportowcem niewielkim i chudym. Wytrzyma dwa tygodnie tak trudnego rajdu?

- Faktycznie nie jest "bykiem", ale jest bardzo silnym człowiekiem. Trenując skoki miał bardzo mocne nogi, choć "góra" pewnie była słabsza. Ale po kilku miesiącach treningu jest równomiernie wysportowany. On bardzo sumiennie podchodził do treningów. Codziennie ćwiczył obręcz barkową. Jestem absolutnie przekonany, że fizycznie nie będzie żadnych problemów.

Nie znacie trasy, w roadbooku macie tylko podstawowe informacje o trasie, a pilot musi być skoncentrowany przez kilkaset kilometrów...

- Koncentracja na czytaniu roadbooka była dla mnie największą trudnością podczas pierwszego rajdu. Potem było już łatwiej. Pomiędzy kolejnymi dakarami przejechałem kilkadziesiąt rajdów maratońskich, gdzie trasa liczyła kilka tysięcy kilometrów. Teraz potrafię skupić uwagę na czytaniu mapy niezależnie od tego jak długi będzie etap. Nie będzie sytuacji, gdy będziemy na trasie ponad dobę. Najtrudniejszy odcinek jaki pamiętam zajął nam 25 godzin i jakoś się udało. Oczywiście nie jechaliśmy 25 godzin, zatrzymywały nas kłopoty techniczne, ale cały czas byliśmy w akcji i nie popełniliśmy żadnego błędu. W ostatnich dwóch latach jechałem ciężarówką. Dwa lata temu na środku Atakamy, między Iquique a Antofagastą, musieliśmy wymieniać 300-kilogramową skrzynię biegów w maszynie pochylonej na wydmie pod kątem kilkudziesięciu stopni. Zrobiliśmy to we trzech w ciągu sześciu godzin, bez dźwigów i podnośników. W zeszłym roku z Grzegorzem Baranem jechaliśmy we dwóch, choć zwykle ciężarówki mają trzyosobową załogę. Paliły się nam hamulce. Zmienialiśmy je przez całą noc, spaliśmy po godzinę, dwie. A na następnym etapie znów się paliły. I tak przez dziesięć dni. Dlatego wiem, że na Rajdzie Dakar nie spotka mnie już nic gorszego i się nie boję.

Na odcinkach dojazdowych obowiązuje was ograniczenie prędkości do 110 km na godzinę. Podczas długich etapów możecie dojeżdżać na biwak późnym wieczorem. To kłopot?

- To martwi, bo będziemy kończyć etapy dużo później. Nie mam doświadczenia jako organizator takich imprez, ale z mojego punktu widzenia to niebezpieczne. Uczestnicy będą kończyć kilkusetkilometrowy odcinek specjalny i drugie tyle będą musieli dojechać do mety etapu, często w sytuacji gdy zapada zmrok. Wtedy przychodzi zwykle kryzys. Jazda szeroką asfaltową drogą, a w Chile i Argentynie często jedzie się 30-40 kilometrów prosto, z prędkością 110 km potrafi uśpić. Nie pamiętam, żeby kierowcy w terenie zabudowanym, albo w ogóle tam gdzie są kibice i gdzie może to być niebezpieczne, rażąco przekraczali prędkość. Nie chcę, żeby to było jakieś proroctwo, ale może być tak, że ograniczenie prędkości na dojazdach spowoduje więcej kłopotów niż gdyby prędkość była otwarta.

Po odcinku specjalnym będziecie się z Adamem zamieniali fotelami?

- Z całą pewnością. Na tych najdłuższych odcinkach dojazdowych po odcinkach specjalnych będziemy się pewnie zmieniać nawet kilka razy. Dla mnie przejechanie 400 km po zmroku ze stałą prędkością, jest dużo bardziej nużące i trudniejsze, niż jazda na odcinku specjalnym.

Co wiecie o odcinkach peruwiańskich, które przejedziecie po raz pierwszy? Czy ktoś z teamu je oglądał?

- Nie wiemy o nich nic. Rozmawiałem z moimi kolegami pilotami, którzy są bliżej organizatorów i są lepiej poinformowani. Mówią, że nawierzchnia będzie potwornie trudna i one mogą być decydujące.

Rajd Dakar. Marc Coma: Pustynię poznaje się całe życie

Nasser Al-Attiyah ? jednak na starcie

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.