"Zabiłam panu syna". Rodzina Janusza Kuliga nie chciała dwóch trupów

Demon prędkości na trasie, fan bezpiecznej jazdy na co dzień. Choć był jednym z najlepszych i najbardziej cenionych polskich kierowców, w życiu jeździł bardzo ostrożnie. I nawet to nie uchroniło go przed tragiczną śmiercią na drodze. 18 lat temu w wypadku na przejeździe kolejowym w Rzezawie zginął znakomity polski rajdowiec, Janusz Kulig.

Jeszcze zanim środowisko motosportu w Polsce dowiedział się o Robercie Kubicy, na przełomie XX i XXI wieku żył rywalizacją Janusza Kuliga, Leszka Kuzaja, Krzysztofa Hołowczyca czy Tomasza Kuchara. Cała czwórka ścigała się z sukcesami, mówiło się nawet o złotym czasie polskich rajdów samochodowych. 

Zobacz wideo Tak trenuje Mamed Chalidow

Trzy mistrzostwa Polski (1997, 2000, 2001), dwa wicemistrzostwa (1998, 1999), wicemistrzostwo Europy (2002), dwa mistrzostwa Europy Centralnej (1998, 1999) czy mistrzostwo Słowacji (2001) - to najlepsze wyniki znakomitego kierowcy rajdowego, jakim był Janusz Kulig. Jeździł w eliminacjach mistrzostw świata, mało tego, w 2003 roku zwyciężył nawet w Rajdzie Szwecji w klasie samochodów produkcyjnych, jednak później został zdyskwalifikowany za niezgodne z homologacją koło zamachowe swojego samochodu.

W jego karierze nie zawsze było kolorowo. W 2003 roku zaczął mieć problemy ze sponsorami, co spowodowało, że rozważał krok wstecz - wycofanie się z WRC i ściganie się w niższej kategorii. I kto wie, czy sukcesów nie byłoby o wiele więcej, gdyby jego kariera i jego życie nie zostały przerwane przez tragiczny wypadek 13 lutego 2004 roku. 

"Zabiłam panu syna"

Trudne warunki, kiepska widoczność i niezwykle kosztowny błąd dróżniczki. To wszystko sprawiło, że dokładnie 18 lat temu miał miejsce jeden z najbardziej tragicznych dni w historii polskiego motosportu. 34-letni Janusz Kulig wjechał swoim Fiatem Stilo na strzeżony przejazd kolejowy w Rzezawie w Małopolsce prosto pod nadjeżdżający pociąg. Choć na drodze pokonywał już wielu rywali, tym razem nie miał szans, zginął. 

Dróżniczka Michalina K., która nie opuściła szlabanu i nie włączyła sygnalizacji świetlnej, została skazana na dwa lata pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata. Ponadto orzeczono względem niej zakaz wykonywania zawodu dróżniczki przez okres pięciu lat.

Portal WP SportoweFakty, na podstawie książki "Niedokończona historia" o historii Janusza Kuliga, rok temu wspominał o spotkaniu ojca rajdowca, Jana Kuliga, z Michaliną K., które odbyło się dzień po wypadku.

- Zabiłam panu syna, zabiłam panu syna - miała mówić zrozpaczona dróżniczka do Kuliga seniora. Ten jej tego samego dnia wybaczył. W sądzie także rodzina rajdowca nie starała się o jak najwyższy wyrok dla kobiety. - Dlaczego tak szybko wybaczyłem? Nie wiem, Janusz pewnie też by wybaczył. Dwa trupy w tej całej sytuacji nie były potrzebne - tłumaczył Jan Kulig.

Jak dodawał ojciec Janusza Kuliga, syn na co dzień jeździł bardzo ostrożnie. "Jeździł jak baba" - śmiał się Jan Kulig. Mówiąc o jego fatalnym w skutkach wjeździe na przejazd w Rzezawie (obecnie obsługiwany przez automat) też nie można mówić o brawurze. Jego auto zderzyło się z pociągiem przy prędkości 40 km/h. Sam Kulig zachęcał też do bezpiecznej jazdy. W 1999 roku przy szkole w jego rodzinnym Łapanowie powstało miasteczko ruchu drogowego z inicjatywy sportowca.

Córka "totalną kopią", trumnę nieśli rywale z trasy

Kulig był szanowany przez wszystkich w jego otoczeniu. Dobrze powodziło się mu także w życiu prywatnym. Zostawił będącą w ciąży żonę Agnieszkę i siedmioletnią córkę Paulinę. Druga córka, Julia, urodziła się pięć miesięcy po wypadku. Nie miała już możliwości poznać ojca, jest za to do niego bardzo podobna.

- Julia jest tak podobna do naszego taty, że ja nie muszę odtwarzać jego sylwetki, bo tata jest ze mną cały czas w postaci siostry, która jest jego totalną kopią . Bardzo ją kocham i gdy widzę jej oczy, jej spojrzenie pełne błysku, to zdecydowanie przypominają mi się tamte czasy - wspominała starsza córka rajdowca, Paulina Kulig, w reportażu "Dzień Dobry TVN".

Na jego pogrzeb przyszły tłumy, mówi się nawet o siedmiu tysiącach osób. Trumnę nieśli jego rywale z tras rajdowych, m.in. Krzysztof Hołowczyc, Leszek Kuzaj, Maciej Baran, Maciej Wisławski. Przed orszakiem żałobnym jechał Mitsubishi Lancer ze zdjęciami Kuliga oraz wypisanymi tytułami, które zdobył. 

Od 2007 roku w Wieliczce organizowany jest Memoriał Janusza Kuliga i Mariana Bublewicza. Ten drugi zginął w wypadku podczas Zimowego Rajdu Dolnośląskiego. Gdyby pomoc dotarła szybciej, z pewnością by żył. W 2008 roku odsłonięto pomnik w Walimiu, mający upamiętnić obydwu tragicznie zmarłych kierowców.

Pomnik w Walimiu upamiętniający Janusza Kuliga i Mariana Bublewicza
Pomnik w Walimiu upamiętniający Janusza Kuliga i Mariana Bublewicza Jacek Halicki/WikiMedia
Więcej o: