Sport.pl na Facebooku! Sprawdź nas ?
Robert Kubica: - Dane są dobre, ale nie znamy danych rywali, co jest fundamentalne w ocenie szans. Dopóki nie odkryją kart, nie jesteśmy w stanie określić naszych możliwości. To wyklucza gdybanie o przyszłe wyniki. Może się okazać, że będziemy wygrywali czy walczyli o podium, ale też, że kresem naszych możliwości jest pozycja nr 8.
- Dam się ponieść, jeśli w piątek (11 marca) w Bahrajnie przed pierwszym Grand Prix będziemy walczyć o to, o czym mówimy dziś. Pięć lat temu może i bym dał się ponieść natychmiast. Ostatnie lata sporo mnie jednak nauczyły tego, jak szybko optymistyczne dane mogą się zmienić w brutalną rzeczywistość. I vice versa. W 2008 roku po trzech dniach testów w Walencji humory nie były w BMW najlepsze, bo dostawaliśmy od rywali po dwie sekundy na okrążeniu. Wróżyło to trzy i pół sekundy w Spa Francorchamps. Półtora miesiąca później w Australii stałem na starcie w pierwszym rzędzie.
- Właśnie. F1 jest nieprzewidywalna. Z drugiej strony, każdy zespół próbuje napompować balon zainteresowania najbardziej jak się tylko da. Stąd przed sezonem jest zwykle pięć zespołów, które wróżą sobie zwycięstwa, a w sezonie wygrywają dwa, trzy.
Cieszę się, że nadchodzi czas tego, co lubię najbardziej, czyli jazdy. Siedzenie w domu mnie już dręczyło, miałem dość. Fajnie, że się zaczyna wszystko od nowa. Fajnie, że zespół wygląda lepiej niż 12 miesięcy temu, co jestem w stanie ocenić. Między listopadem, grudniem, styczniem 2010 i 2011 jest różnica jak między niebem a ziemią. Wtedy w tunelu aerodynamicznym nie było bolidu, tylko kurz.
- Inżynierowie mogą być zadowoleni, ale nie mogą mieć gwarancji, jak to ich ustrojstwo będzie działać. Testy w Walencji będą więc ważne nie pod względem szukania osiągów, ale tego, czy wszystkie podzespoły działają. Im szybciej się z tym uporamy, tym szybciej zaczniemy praca nad szukaniem szybkości.
- Zgadza się, dużo. Im więcej przycisków, tym łatwiej się zdekoncentrować. Nawet, jeśli po dwóch, trzech dniach testów będziemy wszystko robić nie patrząc na kierownicę, to jednak w f1 decydują ułamki sekund. Wiadomo przecież, że nie chodzi o to, aby przycisnąć przycisk dla samego przyciskania. Trzeba wiedzieć kiedy to zrobić, aby dało skutek i aby było zgodne z przepisami. Czyli wiedzieć na jakim odcinku okrążenia użyć przycisku np. KERS, przez ile sekund ma być aktywny. Te rzeczy mogą przynieść olbrzymi zysk lub stratę - same regulowane tylne skrzydła dadzą różnicę około 15-20 km na godz. Tymczasem kierowca w trakcie wyścigu nie jest w stanie zaplanować wydarzeń, nie wie jak zachowa się inny bolid. Dochodzą różne warunki atmosferyczne, takie jak na przykład deszcz.
Jednak prawdziwym wariactwem było to, co się działo w ostatnich sześciu, siedmiu wyścigach zeszłego sezonu z kanałem F [kierowcy zatykali łokciem, ramieniem lub kolanem kanał powietrzny i dzięki temu bolid na prostej mógł szybciej jechać - rl]. Zdarzało się, że 70 procent okrążenia prowadziłem bolid jedną ręką. Więc teraz dwa przyciski więcej nie powinny stanowić problemu.
- Nie. Projektujemy ją, tu jej nie mamy. Ogólnie, będą dwa dodatkowe przyciski i dwie dodatkowe łopatki [dojda do około 30 innych pokręteł, guzików, łopatek i przełączników - rl]. Luz.
- Nie mam, bo nigdy w życiu nie siedziałem w profesjonalnym symulatorze. Chyba że za taki można uznać moją domową kanapę, czy fotel, na których siedzę, gdy gram na komputerze w wyścigi. Znam kierowców, którzy z powodu choroby nie mogą używać symulatorów. Profesjonalne urządzenia ruszają się tylko trochę, więc nie jest to to samo, co jazda bolidem. Wcale nie jestem zdziwiony, że istnieje taki problem.
- Tak, to stawia nas w gorszej sytuacji. I to nie tylko kierowców, bo akurat nie sądzę, aby aż tak dużo nam dawał. Na pewno więcej danych i informacji symulator daje inżynierom i technikom. Używając go, można przetestować coś wcześniej niż na torze. Automatycznie zyskuje się czas.
- Nie wiem. Nie jest to takie łatwe. Kosztowne. Profesjonalny symulator kosztuje sporo wszystko zależy od tego jakie się ma priorytety i jaki budżet [nie najnowszy już symulator w centrum Toyoty w Kolonii kosztował ok. 1 mln dol - rl]. Nasz budżet jest znacząco mniejszy niż czołowych zespołów [zapytany później przeze mnie Eric Boulleir powiedział, że zespół już zbudował własny symulator, ale jeszcze nie jest on gotowy do użytku. Planowe uruchomienie w trakcie przygotowań do sezonu 2012 - rl].
- Mam nadzieję. Sytuacja Witalija jest łatwiejsza niż w zeszłym roku dzięki większemu doświadczeniu. Ale nadal będziemy musieli mocno pracować, aby dowiadywać się od niego, jak nowe rzeczy działają i nie zdobędziemy 100-procentowej pewności.
- Jest tak samo, jak w zeszłym roku. Jak zespół chce wygrywać, to Witalija punkty są też potrzebne. Normalne, że zespół traktuje kierowców równo.
Lotus Renault ? pokazał nowy bolid