Robert Kubica za kółkiem. Z czym mierzy się niepełnosprawny kierowca rajdowy

Auto mknie, trzeba co chwila zmieniać biegi, kręcić kierownicą, hamować ręcznym. Do tego dochodzą zawrotna prędkość i spore przeciążenia. I tak przez 100 kilometrów dziennie. To trudne i wyczerpujące nawet dla zupełnie sprawnego rajdowca. A co dopiero dla kogoś, kto prawą ręką nie jest w stanie odkręcić butelki?

- Jesteś gotowy? - spytał Andreas Mikkelsen, kierowca fabrycznego teamu Volkswagena i zwycięzca Rajdu Katalonii. Siedziałem na prawym fotelu jego Polo R WRC i właśnie ruszyliśmy na przejażdżkę po szutrowej drodze wokół jednego z katalońskich pagórków.

Gdy kończyłem mówić "tak", on już miał pedał gazu wciśnięty w ziemię. Droga przed naszymi oczami zwęziła się do rozmiarów spaghetti. Z prawej strony krzaki, kilka metrów niżej pole, z lewej zbocze i drzewa. Słyszę, jak blacha ociera się o gałęzie, kamienie walą o podwozie. Auto co chwilę ustawia się bokiem to w jedną, to w drugą stronę. Drzewa zbliżają się piekielnie szybko. Wydaje mi się, że jedziemy ze 150 km/h. Potem okazało się, że to "ledwie" 60 km/h, a tylko na prostych odcinkach wskazówka prędkościomierza przekraczała liczbę 100.

Trasa jest krótka, ale kręta. Zakręt w prawo, potem w lewo, znów w prawo, chwila prostej, nawrót. I tak dalej. Mikkelsen, czołowy kierowca świata, ze spokojem kręci kierownicą, zmienia biegi, zaciąga hamulec ręczny. Ruchy są płynne, jakby w zwolnionym tempie.

Mam świadomość, że nie daje z siebie wszystkiego. Gdyby zamiast mnie obok siedział jego pilot Ola Floene, a odcinek był częścią rajdu, 26-letni Norweg wycisnąłby z Polo ostatnie soki, cięcia zakrętów byłyby głębsze, prędkości większe, a czas lepszy.

Ale ten krótki co-drive i tak pozwolił mi w pełni docenić pracę kierowców i pilotów.

 

Ruszyć się nie możesz, a wycisk dostaniesz

Owszem, masz auto za 300 tys. euro, grubo ponad 360KM pod prawym butem, ale siedzisz w przylegającym do ciała kombinezonie, pod spodem masz bieliznę niepalną, w której bardzo łatwo się zgrzać. Na głowie kask przymocowany do systemu HANS, przez co ruchy głową są ograniczone. Do ustawionego milimetry nad podłogą fotela jesteś przygwożdżony pięciopunktowymi pasami, trudno o jakikolwiek ruch.

W środku jest piekielnie głośno - silnik wyje, kamienie obijają blachę, wszystko w środku rezonuje, a auto nie jest w ogóle wygłuszone, przecież to zbędne kilogramy. Nie ma klimatyzacji, okna się nie otwierają. Jak na zewnątrz jest gorąco, to w środku jest ukrop. Z kolei gdy jest zimno, w środku też zmarzniesz, bo ogrzewania nie uświadczysz. Do środka dostają się kurz, woda, pył.

Ciało też dostaje spory wycisk: ciągłe przyspieszanie i hamowanie, zmiany kierunków jazdy, sunięcie bokiem - przeciążenia grubo powyżej jednego G nie są niczym nadzwyczajnym.

Dwoma jest ciężką. A jedną?

Nagle coś mnie tknęło. Mikkelsen na krótkim odcinku wokół pagórka miał sporo roboty. Skręt w lewo, w prawo. Kontra. Do tego zmiany biegów, hamowanie ręcznym. I tak bez przerwy. Wszystko w aucie pędzącym przynajmniej kilkadziesiąt kilometrów na godzinę. Norweg cały czas trzymał kierownicę obiema rękami. A jak wtedy radzi sobie Kubica? Przecież jego prawa ręka po wypadku z 2011 roku nie odzyskała i raczej nie odzyska sprawności.

Zrozumiałem, że Robert musi mieć talent nie z tej ziemi, żeby de facto jedną ręką prowadzić tak szybko samochód wcale nie z najwyższej półki. A przecież Polak tempem dorównuje czołówce.

- Prowadzi w zasadzie jedną ręką i wychodzi mu to nadspodziewanie dobrze, ale uwierz mi, on ciągle nie pokazał prawdziwego potencjału - mówił mi pod koniec przejazdu Mikkelsen, gdy zapytałem go o Kubicę.

Pamiętam, jak w zeszłym roku Kubica zmieniał koło na torze w Mikołajkach. Wszystko robił lewą ręką. Prawą nie jest w stanie odkręcić butelki z napojem czy otworzyć zatrzasków na masce auta, by dostać się do uszkodzonego reflektora, jak to było na przegrupowaniu w Katalonii.

Ręka ograniczeniem, ale nie wymówką

Podczas jazdy największym problemem dla Kubicy są ostre zakręty czy nawroty, zwłaszcza w lewą stronę. To tam Kubica traci najwięcej. - Dlatego w niektórych sytuacjach nie może zachować się tak, jak trzeba. Tego nie da się przeskoczyć, więc musi się nauczyć jak radzić sobie w takich sytuacjach. Gdy nauczy się prowadzić auto np. w ciasnych nawrotach, gdzie trzeba odpowiednio ustawić samochód, naprawdę zacznie wygrywać rajdy - mówił mi Colin Clark z radia WRC, gdy pytałem go o niepełnosprawność Kubicy.

Zmiana biegów, hamulec ręczny i kręcenie kółkiem przy sporych prędkościach i przeciążeniach, przez długie godziny i kilometry. Prawa ręka niewiele pomaga, lewa ma więcej roboty. - Gdybym miał w pełni sprawną rękę, pewnych wpadek bym uniknął. Ale muszę zaakceptować tę sytuację - mówił Kubica, gdy rozmawialiśmy przed Rajdem Polski.

Kubica nie traktuje niepełnosprawnej ręki jako wymówki. - Wiem, że muszę pracować więcej i zakładać większy margines błędu, właśnie ze względu na rękę. Ważne jest, aby nauka rajdów przychodziła naturalnie. Jak osiągnę wysoki poziom swobody, jak wszystkie czynności podczas jazdy będę wykonywał z łatwością, to moje ograniczenia będą miały mniejszy wpływ - stwierdził.

Szanowałem Roberta Kubicę i podziwiałem za jego walkę o powrót do motorsportu, postęp i wyniki, które osiąga, ale dopiero krótka przejażdżka na prawym fotelu auta WRC uświadomiła mi, jak potwornie trudne jest zadanie, które sobie wyznaczył. Mimo ograniczeń nie tylko swojego zespołu, ale przede wszystkim ciała.

Najbogatsi kierowcy w historii Formuły 1 [TOP 10]

Więcej o:
Copyright © Agora SA