Po igrzyskach olimpijskich i mistrzostwach świata to najbardziej prestiżowa i najchętniej oglądana impreza w skokach. Dziesięć lat temu wygrał ją Adam Małysz. Jubileusz chciałby uczcić powtórką, ale jak zwykle nie chce obiecać niczego poza tym, że będzie walczył. Bukmacherzy oceniają szanse 33-letniego Orła z Wisły wysoko, ale jeszcze lepiej stoją notowania Austriaków, którzy już - i wcale tego nie ukrywają - dzielą między siebie łupy.
Nie ma dla nich znaczenia, że na skoczniach brakuje najlepszego z nich w ostatnich dwóch sezonach, czyli Gregora Schlierenzauera. 21-latek leczy kontuzję, której doznał w połowie grudnia, kiedy zamiast na konkursy Pucharu Świata w Harrachovie pojechał trenować do Norwegii. Tam na jednym z pierwszych treningów upadł, skręcił nogę i naderwał więzadła w kolanie. Mówi się, że dwukrotny brązowy medalista igrzysk z Vancouver, triumfator PŚ w sezonie 08/09 i zwycięzca 32 konkursów pucharowych (Małysz ma 38 wygranych, rekordzista Matti Nykänen - 46) może wrócić na austriacką część 59. TCS. Na skoczniach w Oberstdorfie, Garmisch-Partenkirchen, Innsbrucku i Bischofshofen karty mają rozdawać jego rodacy Thomas Morgenstern i Andreas Kofler.
To oni prowadzą w klasyfikacji generalnej PŚ, Morgenstern wygrał cztery konkursy, Kofler - dwa. Tylko raz ten porządek zburzył Fin Ville Larinto, który zwyciężył w Kuopio. Bywało jednak - jak w Engelbergu przed świętami - że całe podium było w czerwono-biało-czerwonych barwach.
Ale właśnie w Szwajcarii budzący respekt wśród rywali pomruk wydał Małysz. Prowadził po pierwszej serii sobotniego konkursu, by w końcu przegrać z "Morgim". W niedzielę po pierwszym skoku Polak był 17. Drugi miał najlepszy ze wszystkich i przesunął się aż na trzecią lokatę. To był skok, którym pokazał, że Austriacy nie są niepokonani. - Skaczę nieźle, czasem bardzo dobrze, ale wciąż brakuje mi stabilnej formy. Lepiej niż na przełomie roku skacze mi się w lutym i marcu, ale tym razem jadę do Niemiec i Austrii z marzeniami o powtórce z 2001 roku - mówi Małysz. W niedzielę w Zakopanem po raz 21. został mistrzem Polski, ale na rywalach pewnie nie zrobi to wrażenia.
Przez 17 lat startów w TCS Adam wygrał tylko dwa konkursy - oba austriackie w 2001 roku. Dziś jednak starą skocznię w Innsbrucku zastąpiła nowiutka, podobnie jak tę w niemieckim Ga-Pa. Małysz był rekordzistą obu tych starych olimpijskich obiektów. Wyburzono je i w ich miejsce postawiono nowocześniejsze.
- Choćby dlatego nie można porównać tego, co było dziesięć lat temu, z tym, co czeka nas teraz - mówi trener kadry Łukasz Kruczek. Jego faworytami są Austriacy, a plany może pokrzyżować im Małysz i może "ktoś jeszcze". Czyli Norwegowie Johan-Remen Evensen i Tom Hilde albo najrówniej skaczący z Finów Matti Hautamäki.
Kruczek nie daje większych szans czterokrotnemu mistrzowi olimpijskiemu Simonowi Ammannowi, który przed sezonem zapowiedział, że TCS jest dla niego imprezą sezonu. W skokach wygrał już wszystko, w Turnieju najwyżej był drugi. - Szwajcar miał niezły początek, ale ostatnio skacze słabo. Nie ma formy na wygrywanie. Przypadkowo można się znaleźć na podium jednego czy dwóch konkursów, o wygraniu Turnieju nie ma mowy - uzasadnia Kruczek. Kolejnego rozdziału zwycięstw w TCS raczej nie napisze Fin Janne Ahonen, który triumfował aż pięciokrotnie.
Od dwóch lat najnowszą historię TCS piszą Austriacy - w 2009 roku wygrał Wolfgang Loitzl, w 2010 - Kofler. W historii tylko raz zdarzyło się, by trzy kolejne Turnieje wygrali skoczkowie z jednego kraju. W latach 1967-69 w Turnieju triumfował legendarny Norweg Bjoern Tore Wirkola. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, kibiców czeka hat trick Austriaków. W skokach nie da się jednak przewidzieć niczego, tym bardziej kiedy Małysz jest w formie.
źródło: bwin.com