Rafał Kot: Lepistoe jest wielkim trenerem

Największą niespodzianką w kadrze polskich skoczków na sezon 2010/2011 jest rezygnacja Rafała Kota, który przez ostatnie sześć lat nieprzerwanie pełnił funkcję fizjoterapeuty Adama Małysza oraz pozostałych zawodników kadry A.

Co wpłynęło na Pana decyzję o rezygnacji ze stanowiska fizjoterapeuty kadry A polskich skoczków?

- Od roku 2004, kiedy to rozpocząłem współpracę z kadrą byłem ciągle poza domem. To męczy, chciałbym wreszcie trochę pomieszkać z rodziną. Przez te sześć lat otrzymywałem bezpłatny urlop w klinice ortopedycznej, której jestem pracownikiem. Muszę jednak wrócić wreszcie do stałej pracy. W moim wieku trzeba już myśleć o czymś stabilnym. Poza tym zostałem również szefem przychodni służb mundurowych w Zakopanem. Jest to pewien rodzaj wyzwania, zgodnego z moim zawodem i ambicjami. Pora, aby na moje miejsce przyszedł ktoś młodszy. Łukasza Gębalę, który mnie zastąpił, dobrze znam, wcześniej pracował w Szczyrku, w tamtejszym COSie i myślę, że powinien sobie poradzić. W razie czego służę pomocą.

- Może również dla moich synów będzie lepiej, jeśli nie będę z nimi cały czas? Zobaczymy jak to wszystko się potoczy. Czy konsultował Pan tę decyzję z PZN oraz polskim sztabem szkoleniowym?

- Przed odejściem najpierw poinformowałem o tym Łukasza, a następnie rozmawiałem z prezesem Tajnerem. Moją decyzję obaj zaakceptowali, zrozumieli moje argumenty i zaproponowali dalszą współpracę, za co jestem im wdzięczny. Jestem nadal do ich dyspozycji, gdy kadra będzie trenowała w Polsce, zawsze mogę pomóc i doradzić. Gdyby zaszła sytuacja, że np. nie ma kto z drużyną wyjechać za granicę, wówczas pojedynczy wyjazd również mogę obstawić. Kontakt z ekipą cały czas podtrzymuję. Dodatkowo nadal współpracuję z Adamem Małyszem, jednak na takiej luźnej zasadzie, głównie na miejscu. Nie będę z nim wszędzie jeździł, jednak gdy Adam ma gdzieś w kraju zgrupowanie, wówczas nie ma problemu, abym podjechał do niego i zrobił mu odnowę biologiczną czy masaż.

To była decyzja podjęta nagle, czy dojrzewała już od dłuższego czasu?

- Już przed sezonem olimpijskim myślałem o rezygnacji. Jednak podczas tych Igrzysk Olimpijskich chciałem być jeszcze z drużyną. Bardzo zależało mi również, aby pomóc tam Adamowi. Już pod koniec tego sezonu miałem świadomość, że kończę współpracę, jednak nikomu nie chciałem jeszcze o tym mówić, bo mogłoby to niekorzystnie wpłynąć na atmosferę w drużynie. Oficjalnie decyzję ogłosiłem po zakończeniu sezonu.

Co będzie Pan najbardziej wspominał z tego okresu współpracy ze skoczkami?

- Miałem przyjemność pracować aż z trójką trenerów - najpierw dwa lata z Heinzem Kuttinem, potem dwa lata z Hannu Lepistoe, a następnie z Łukaszem Kruczkiem. Każdy z tych szkoleniowców był inny, jednak każdego darzę szacunkiem. Bardzo dobrze współpracowało mi się z Hannu, jest dla mnie wielkim trenerem, co udowodnił chociażby medalami Adama na IO w Vancouver. Dlatego też między innymi chcę w miarę możliwości z Adamem jeszcze popracować, bardzo dobrze się rozumiemy. Jest on jedynym zawodnikiem, który przez te sześć lat cały czas był ze mną w kadrze. Z pewnością wiąże mnie z nim wiele. Mogę powiedzieć, że jest moim przyjacielem i bardzo to sobie cenię, że tak wielki sportowiec, od którego wszyscy mogą się wiele nauczyć, zarówno jeśli chodzi o postępowanie sportowe, jak i pozasportowe, był ze mną przez te sześć lat i nigdy nie mieliśmy żadnych nieporozumień.

Wszystko o skokach narciarskich - czytaj na Skijumping.pl ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.