Rajd Dolnośląski. Fatalny błąd w zabezpieczeniu wypadku

Załoga Paweł Roszek/Adam Jaroc (BMW 318) na pierwszym odcinku specjalnym 23. Rajdu Dolnośląskiego rozbiła samochód, uderzając w drzewo. Całe szczęście, że ich BMW nie rozjechało człowieka, który powinien dużo wcześniej zasygnalizować, że droga jest nieprzejezdna z powodu wypadku innej załogi.

Opisywana sytuacja rozpoczęła się od wypadku Igora Pawłowicza i Marcina Ścipienia. Ich Honda Civic Type-R wypadła z drogi i zatrzymała się na drzewie. Kierowca i pilot zostali przewiezieni do Specjalistycznego Centrum Medycznego w Polanicy-Zdroju.

Jadący zaraz za Pawłowiczem i Ścipieniem duet Michał Bachula/Mateusz Śliwa przebywał w swej stojącej na zatarasowanej drodze Hondzie Civic Type-R, kiedy nadjechali Roszek i Jaroc. W ostatnim momencie na środek drogi wskoczył ubrany w pomarańczową kamizelkę mężczyzna, którego obowiązkiem było zasygnalizowanie wypadku. Zrobił to tak późno, że omal nie został rozjechany. Roszek błyskawicznie wjechał do rowu. Dzięki temu nie zderzył się ze stojącym autem Bachuli i Śliwy, ale wpadł na drzewo. Ani on, ani jego pilot nie doznali obrażeń, ale BMW poważnie ucierpiało.

Pełen wulgaryzmów film z pokładu swego samochodu Roszek opublikował w serwisie YouTube.com

Wideo z przejazdu, wypadek od 4:40 ?

Na stronie Rajdowypuchar.pl Roszek komentuje informację o wydarzeniu. Nie zgadza się ze stwierdzeniem, że załoga Bachula/Śliwa prawidłowo przeprowadziła procedurę wypadkową i na potwierdzenie podaje, że dostała ona 10 minut kary. "Ale beemki to już nie wskrzesi, niestety - dodaje kierowca.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.