Rajdy samochodowe. Sebastien Loeb, czyli mózg stworzony wyłącznie do rajdów

?Można by sądzić, że mój mózg ukształtował się specjalnie do rajdów. Bo jeśli chodzi o inne rzeczy, jestem dość roztargnionym człowiekiem. Problem polega na tym, że mam bardzo wybiórczą pamięć. Tak było w szkole i tak jest do dziś, ku rozpaczy mojej żony, która denerwuje się, kiedy zapomnę o rocznicy naszego ślubu. Za to podczas rajdu jestem w stanie wyrecytować z pamięci i w całości cały przebieg trasy o długości trzydziestu kilometrów, co do najmniejszego zakrętu - czytamy w książce "Sebastien Loeb - mój styl jazdy". Premiera już 19 czerwca.

Sebastien Loeb już jako dziecko zakochał się w prędkości i zwyciężaniu. Rzucił szkołę, imał się różnych dorywczych prac, a wolny czas spędzał na szaleńczych rajdach z kolegami, najpierw na motorowerze, później za kierownicą samochodu. Miał tylko jedno marzenie - jechać coraz szybciej i dzięki temu być zawsze pierwszym.

Jego rajdowy debiut okazał się prawdziwym objawieniem. Wkrótce pod swoje skrzydła wziął go Citroën, a zdolny rajdowiec samouk odkrył ciemne strony tego wymagającego sportu. Dziś to absolutny rekordzista Rajdowych Mistrzostw Świata, ulubiony sportowiec Francuzów, po raz pierwszy opowiada tak otwarcie o swoim życiu. Jego autobiografia kryje wiele niespodzianek.

Cz. II: Mózg stworzony wyłącznie do rajdów

"Z czasem zdałem sobie sprawę, że mam jeszcze inny atut. Z łatwością zapamiętuję drogę. Na początku sądziłem, że jest to dla kierowcy normalne. Rozmawiając z innymi, dowiedziałem się jednak, że nie dla wszystkich jest to takie proste. Można by sądzić, że mój mózg ukształtował się specjalnie do rajdów. Bo jeśli chodzi o inne rzeczy, jestem dość roztargnionym człowiekiem. A prawdę mówiąc, niczego nie potrafię zapamiętać. Ani nazwisk, ani dat, a jeszcze gorzej jest z ważnymi wydarzeniami, czy to w życiu codziennym, czy nawet w moim ukochanym sporcie. Na przykład trudno mi przypomnieć sobie rajdy, w których brałem udział rok wcześniej. Problem polega na tym, że mam bardzo wybiórczą pamięć. Tak było w szkole i tak jest do dziś, ku rozpaczy mojej żony, która denerwuje się, kiedy zapomnę o rocznicy naszego ślubu. Na szczęście istnieją elektroniczne organizery!

Za to podczas rajdu jestem w stanie wyrecytować z pamięci i w całości cały przebieg trasy o długości trzydziestu kilometrów, co do najmniejszego zakrętu. Dani Sordo, drugi kierowca w naszym zespole, nie umie czegoś takiego zrobić nawet po trzecim przejeździe tym samym oesem! Kiedy mówię mu na briefingu o konkretnym miejscu, potrafi pomylić je z zakrętem, który był wcześniej albo później. Mnie się to nigdy nie zdarza. Nie potrzebuję notatek, by pamiętać trasę. Widzę w pamięci precyzyjnie łuk, hamowanie przed łukiem, kąt, kamień na drodze, który trzeba ominąć, jak bardzo mogę ściąć zakręt i w którym dokładnie miejscu przy trasie przejazdu stoją moi znajomi (jeśli dobrze je opisali). W Niemczech, gdzie jestem chyba rozluźniony trochę bardziej niż gdzie indziej, mrugam do nich nawet czasem światłami.

Przy kolejnych przejazdach - dziś rajdy są zorganizowane tak, że dwukrotnie przejeżdża się te same odcinki specjalne, przed południem i po południu - wiem dokładnie, gdzie przejechałem za ostro, pamiętam wszystkie drobne błędy i umiem je poprawić. Według "Centuriona" wyjaśnieniem jest moje kinestetyczne odbieranie rzeczywistości. Wyczuwam to, co poprzednio robiłem - moi rywale nie do końca sobie z tym radzą. Być może. Zapewne dlatego właśnie udaje mi się uzyskiwać znaczną przewagę w fatalną pogodę. Gęsta mgła bynajmniej nie hamuje mojego entuzjazmu. Inni instynktownie zwalniają ze względu na gorszą widoczność i słabnącą pewność siebie, ja zaś utrzymuję szybsze tempo jazdy. Bardziej wyczuwam drogę, niż ją widzę. A raczej wizualizuję ją poprzez obraz, który mam w głowie - jak gdyby przed maską samochodu rozrywała mi się biała zasłona.

A jednak w tych niebezpiecznych chwilach, kiedy niebo i ziemia zlewają się w jednolitą masę, ja też się gubię. Z braku punktów orientacyjnych mam wrażenie, że jadę bardzo wolno, że tracę przewagę. Na początku rzucałem okiem w lusterko wsteczne, ze strachu, że samochód, który wystartował minutę czy dwie po mnie, wreszcie mnie dopędzi. Nigdy jednak do tego nie doszło. Wręcz przeciwnie, zdarzało mi się dogonić samochód, który wystartował przede mną".

Więcej o:
Copyright © Agora SA