MŚ 2010. Niemcy zjedli angielskiego lwa

Żadna reprezentacja na mundialu w RPA nie rozbija rywali tak spektakularnie jak niemiecka. Wicemistrzowie Europy prowadzeni przez Joachima Loewa w fantastycznym stylu wygrali 4:1 i zmiażdżyli angielskie marzenia o mistrzowie świata

Sromotna porażka wielkiego trenera Fabia Capello, najgorsze mecze Wayne'a Rooneya i rażąca niesprawiedliwość, gdy sędzia nie uznał prawidłowego gola w kluczowym momencie meczu. Ale nikt nie ma wątpliwości, że młoda niemiecka drużyna w pełni zasłużyła na awans do ćwierćfinału

- Niemcy grali świetnie przez 25 minut, strzelili dwa gole. Potem zdobyliśmy bramkę i rywale zaczęli się gubić. Gdyby gol na 2:2 został uznany, mecz ułożyłby się inaczej. To był kluczowy moment meczu, nie zdajecie sobie sprawy, jak ważny dla psychiki piłkarzy. Potem Niemcy mogli kontratakować i świetnie im to wychodziło, a my od stanu 1:3 przestaliśmy grać w piłkę - tłumaczył dziennikarzom trener pokonanych Fabio Capello. - Niesamowite, że wciąż nie korzystamy z technologii, które pozwalają unikać takich pomyłek - dodał Włoch.

Niemcy - Anglia 4:1. Bramki z meczu

Zatrudniając Capello z rekordową roczną pensją 6,5 mln funtów, Anglicy mieli nadzieję, że z Rooneyem, Lampardem, Gerrardem i Terrym znów sięgną po mistrzostwo świata.

Niemcy sławą na razie nie dorównują angielskim gwiazdom. Ich bohater Thomas Müller dopiero zaczyna zbierać klubowe triumfy, Anglicy nie mieszczą trofeów w szafach.

Ale takie porównania przydają się w grach komputerowych i kawiarnianych dyskusjach, na mundialu nie mają znaczenia.

Żadna reprezentacja w RPA nie rozbija rywali tak spektakularnie jak niemiecka. Niemcy nie fałszują, grają melodię, do której przywykliśmy, oglądając koncerty ligomistrzowe. Potrafią wymienić kilka podań z pierwszej piłki, co na mundialu, wśród drużyn, które nie przebywają ze sobą na co dzień, jest wyjątkowo rzadkim zjawiskiem. W tej orkiestrze wszyscy wiedzą, jakie mają obowiązki i świetnie się z nich wywiązują.

W niedzielę starali się dopieścić każdy ruch na boisku. Ich podania lądowały dokładnie w tym miejscu, w którym wylądować miały, a defensywa samym ustawianiem się i przesuwaniem wprawiała rywali w rozpacz. Żaden z Niemców nie odstawał od drugiego, każdy gwarantował minimum umiejętności, których wymagał Joachima Loew, żaden nie straszył spektakularnymi błędami. 50-letni szkoleniowiec zaczyna wyrastać na jednego z najlepszych fachowców w RPA.

Anglicy mogą narzekać na brak szczęścia, ale zrozumienia nie znajdą. Ich marzenia o podbiciu RPA nie miały się na czym oprzeć. Przegrali, bo trener Fabio Capello oprócz gwiazd musiał zabrać na mundial piłkarzy, których nie można podejrzewać o klasę pozwalającą bić się o mistrzostwo świata. Przez kontuzje z niektórych skorzystał. Matthew Upson z broniącego się przed spadkiem West Hamu strzelił jedynego gola dla Anglików, ale przy pierwszym dla Niemców zawinił.

Anglicy mieli nadzieję, że niedoskonałości przeciętniaków zatrą gwiazdy. Ale Rooney, na którego liczyli najbardziej, zagrał w RPA cztery najgorsze mecze z rzędu od lat. W drugiej połowie pracował jako rozgrywający, z nowego zadania wywiązywał się nieźle, ale obecność Rooneya w środku pola oznacza, że nie ma go w ataku. Równie fatalny mundial, kolejny raz, zagrali Gerrard i Lampard. Typowany na lidera pomocy Gareth Barry był chyba jeszcze gorszy. Gdyby jakiś szaleniec próbował wybrać najlepszego angielskiego piłkarza na mundialu, musiałby postawić na... bramkarza Davida Jamesa.

Gdyby nie 40-letni piłkarz Portsmouth tylko przed przerwą Niemcy powinni strzelić cztery gole. Na początku wydawało się, że każdy ruch angielskiego piłkarza spętany jest przez setki artykułów, telewizyjnych analiz i próśb kibiców stęsknionych za międzynarodowym sukcesem. Z takim tobołem oczekiwań piłkarze Capello nie wiedzieli, jak się poruszać, o dryblingu czy strzałach nie wspominając.

Obudzili się na chwilę, ale później znów razili niechlujstwem i boiskowym barbarzyństwem, starali się dotrzeć na pole karne najprostszymi sposobami. Strzały Lamparda i Defoe w poprzeczkę nie wynikały z wymyślnych zagrań czy pomysłu, ale akcji prostych jak linia bramkowa. Pierwszą finezyjną sklecili tuż przed końcem, gdy wynik był już przesądzony.

Gdy wychodziłem ze stadionu, królowa Elżbieta II ze łzami w oczach przybijała piątkę z równie smutnym kibicem. Za angielską władczynię przebrał się mężczyzna w okolicach trzydziestki. Założył szykowną różową suknię, korale i specjalną maskę, nóg nie ogolił. Zapomniał o koronie. Bo korona Anglikom na mundialu się nie należy.

Wrażenia naszych specjalnych wysłanników do RPA - znajdziesz na blogach Rafała Steca i Michała Pola

Wszystko o meczu. Niemcy - Anglia  ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.