F1. Zamieszki w Bahrajnie. Start sezonu zagrożony?

Właściciele zespołów Formuły 1 z niepokojem patrzą na sytuacje w Bahrajnie. Tłumy wyległy na ulice i żądają dymisji premiera Chalifa ibn Salman Al-Chalifa, który szefem rządu jest od 30 lat. - Zagrożenie jest oczywiste - mówi szef F1 Bernie Ecclestone.

Tysiące protestantów wyległy na ulice stolicy Bahrajnu Manamy we wtorek po tym, jak podczas pogrzebu zastrzelonego miesiąc wcześniej opozycjonisty w starciach miedzy policją a żałobnikami jeden z nich zginął.

Protestujący domagają się dymisji premiera Chalifa ibn Salman Al-Chalifa, który rządzi Bahrajnem odkąd kraj ogłosił niepodległość, czyli 1971 roku.

- Z uwagą śledzimy bieg wydarzeń. Będziemy polegać na tym, co przekażą nam lokalne władze - powiedział Ecclestone w rozmowie z "Daily Telegraph". - Zagrożenie jest oczywiste. Gdyby chcieli zyskać światowy rozgłos, byłoby to niesłychanie łatwe. Wystarczy, że ktoś dostanie się na start i już pokażą go wszystkie telewizje świata - dodał.

13 marca Grand Prix Bahrajnu na torze Sakhir zainauguruje nowy sezon Formuły 1. Tydzień wcześniej na tym samym obiekcie odbędą się ostatnie testy. - Do tej pory nie mieliśmy tu żadnych problemów, ale świat się zmienia, nie wiadomo, co nas czeka - mówi Ecclestone.

Kubica woli Liuzziego od Heidfelda? 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.