F1. GP Korei nie tak interesujące, jak zakładano?

Nowy tor F1 w Korei Południowej jest w stanie pomieścić 120 tysięcy widzów, ale na tę chwilę sprzedano zaledwie 60-70 tysięcy wejściówek. Być może jest to wina regionalnej rywalizacji wewnątrz państwa.

Po trzech latach ciężkiej pracy, po wydaniu na budowę toru 275 milionów dolarów, po nerwowym oczekiwaniu do ostatniej chwili na decyzję władz F1 rozpoczyna się historyczne Grand Prix Korei Południowej. Już w piątek pierwszy treningi, w sobotę kwalifikacje, a w niedzielę wyścig.

Szef F1 Bernie Ecclestone przewiduje, że świat zobaczy wspaniały wyścig, na wspaniałym torze, który jest mieszanką długich prostych, pozwalających na wyprzedzanie, i ciasnych zakrętów, gdzie można popisać się techniczną jazdą.

Ale bilety nie sprzedają się jak ciepłe bułeczki. Tor jest w stanie pomieścić 120 tysięcy widzów, a do tej pory sprzedano tylko 60-70 tysięcy. Także sponsorzy nie kwapią się do podpisywania wielomilionowych kontraktów. Dlaczego?

Mówi się, że duży wpływ na mniejsze zainteresowanie wyścigiem F1 w samej Korei ma zróżnicowanie regionalne.

- To dobra inwestycja dla prowincji Yeongam (gdzie zbudowano tor - red.), ale wielu ludzi w innych regionach ma inne zdanie - mówi 51-letni taksówkarz Kim Song-Moon.

Tor w Korei wciąż w budowie - kliknij w zdjęcie>

 

Poza tym Koreańczycy są zdegustowani tempem prac i faktem, że na kilka dni przed wyścigiem tor wciąż wygląda jak wielki plac budowy.

- Tor powinien być zbudowany już dawno - mówi Lee Phil-Soon, 45-letni właściciel restauracji.

- Uważam, że rząd nie dał nam pełnego wsparcia przy budowie toru, bo odbędzie się on tutaj, w tej prowincji. Inaczej by było, gdyby budowano go np. w Busan - dodaje.

- To wstyd, bo przyjezdni myślą, że nie jesteśmy przygotowani - zakończył Lee Phil-Soon.

Nierówny asfalt i wielki plac budowy, czyli tor w Korei. Ciekawe ilu dojedzie?

Pasuje nam ten tor - mówi Pietrow

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.