Formuła 1. Grand Prix Hiszpanii. W Barcelonie wygrał Mark Webber z Red Bulla, Robert Kubica ósmy

Wewnętrzna liga Red Bulla. Gdyby w Formule 1 chodziło tylko o czasy, niebieskie bolidy Red Bulla byłyby na Marsie, jego rywale nie opuściliby orbity ziemskiej. Lewis Hamilton w szoku po stracie drugiego miejsca na ostatnim okrążeniu!

Tradycyjna trzytygodniowa przerwa między azjatycko-australijskim tournée a startami w Europie dawała nadzieję rywalom na doskoczenie do najszybszych. Ci jednak, którzy marzyli o zmniejszeniu przewagi najszybszych samochodów w stawce i ciężko pracowali od GP Chin, tracą teraz jeszcze więcej. Podczas niedzielnego wyścigu Sebastian Vettel i Mark Webber z Red Bulla długo zmieniali się w klasyfikacji najszybszego okrążenia. Jeśli Lewis Hamilton i Fernando Alonso wbili się do czołówki pod tym względem, to dlatego, że zwycięski Australijczyk w drugiej części wyścigu miał taką przewagę, że - jak pisał "Times" - mógł jechać, czytając gazetę, z nogami na kierownicy. Bardziej profesjonalnie - wolał zacząć oszczędzać opony.

Przewaga Red Bulla jeszcze bardziej widoczna była w kwalifikacjach, które Webber wygrał przed Vettelem. Webber miał prawie sekundę przewagi nad trzecim Hamiltonem. To na standardy Formuły 1 jest przepaść, Wielki Kanion. Kierowcy i inżynierowie zespołów rywali własnym oczom nie wierzyli, analizowali, dzielili się przypuszczeniami z dziennikarzami, co samo w sobie świadczy o szoku poznawczym, jaki przeżywają po nadgodzinach harówki w fabrykach, tunelach aerodynamicznych, przy komputerach.

- Przyjechaliśmy do Barcelony z myślą: "No, teraz to ich dopadniemy!". Trzeba się temu przyjrzeć - powiedział rozczarowany Nico Rosberg z Mercedesa. Jego słynny kolega z zespołu - Michael Schumacher - właściwie jeździ w zmodyfikowanej do imentu maszynie. Dało mu to przewagę, ale głównie nad Rosbergiem. To też coś, bo wcześniej z nim przegrywał.

Zagadka Red Bulla jest niewyjaśniona. Oczywiście w Formule 1 samochody cuda zdarzały się wcześniej - jak lotusy w latach 60., mclareny w końcówce lat 80., ferrari na początku nowego wieku, czy brawny rok temu.

Problem w tym, że trudno stwierdzić, dlaczego Red Bulle stanowią klasę dla siebie. Brawn w zeszłym roku miał swój podwójny dyfuzor, kiedyś McLaren wprowadził karoserię z włókien węglowych i miał turbosilnik hondy, Ferrari miał niezmierzony budżet, genialnych Schumachera za kółkiem i Rossa Brawna przy projektowaniu.

Co ma Red Bull?

Ross Brawn, dziś szef Mercedesa, mówi: - Wiem, gdzie w Barcelonie nam uciekali. Na dziewiątym zakręcie. Bardzo szybkim. Byli już i wcześniej dobrzy na szybkich zakrętach, ale tracili na wolnych. Teraz to nadrobili.. Ale dlaczego? Tego Brawn nie wyjaśnił. Wcześniej mówiono o magicznym systemie zawieszenia, który bez udziału człowieka zmienia ustawienie bolidu między kwalifikacjami a startem wyścigu. Czyli wtedy, gdy ingerencja jest zakazana. Jest jasne, że teraz ten system nie działa. Gdy nic nie wiadomo, pojawia się czarodziejskie słowo "pakiet", czyli idealne dopasowanie tysięcy klocków w skomplikowanej układance - bolidzie F1. Kluczem do sukcesu są aerodynamiczne pomysły głównego konstruktora Adriana Neweya, guru aerodynamików F1, który ma w nosie maksymalne prędkości - coś, czym upaja się McLaren. W kwalifikacjach na pomiarze czasu na końcu prostej kierowcy Red Bulla byli na 20. i 21. miejscu, tracąc niemal 10 km na godz. do Ferrari i McLarena! A na mecie okrążenia byli sekundę szybsi od rywali.

- Jestem trochę zaskoczony ich przewagą. Tył ich bolidu ma wspaniałą przyczepność. Mogą dzięki temu wytrzymać prędkość na zakręcie - mówił lider klasyfikacji i obrońca tytułu Jenson Button.

Zyskują nie tylko dzięki temu. Gdy jadą szybko na zakręcie, mają jeszcze większą niż inni prędkość na wyjściu z niego. To tu właśnie jest krytyczny moment, bo aby dogonić Red Bulla w tym momencie, nie wystarcza nawet 750 KM mocy.

Jednak weekend GP nie składa się z jazdy na czas na dystansie 4,6 km. Gdyby tylko o to chodziło, Vettel byłby królem sezonu po trzykrotnym zdobyciu pole position, jednym drugim miejscu i jednym trzecim w kwalifikacjach. A wygrał wyścig tylko raz i jest dopiero trzeci w klasyfikacji kierowców, tak jak Red Bull wśród konstruktorów.

Najważniejsze jest ściganie się 24 samochodów przez ponad 300 km. W grę wchodzą dwugodzinna koncentracja, równie długie utrzymanie zimnej krwi, rozsądku w zarządzaniu oponami. Wyważanie ryzyka przez cały ten dystans. Zwykła, ludzka dojrzałość. I nieprzewidziane okoliczności.

W niedzielę Webber rzeczywiście mógł czytać "Timesa". Ale za nim Hamilton z McLarenie grzał ostro, zapominając, że guma ma swoją wytrzymałość, szczególnie w jego samochodzie, zwłaszcza przy jego stylu jazdy na tym torze. Na ostatnim okrążeniu pękła lewa przednia opona jego McLarena. Brytyjczyk stracił drugie miejsce. Vettel - wyprzedzony przez Brytyjczyka szybszym pit stopem - wolał wcześniej zjechać i zmienić opony zniszczone przypadkowym zjazdem na żwir. Okazało się, że dzięki temu kompromisowi ocalił sobie podium, choć w momencie podejmowania decyzji wyglądało na coś wprost przeciwnego.

Zaś jeśli chodzi o nieprzewidziane okoliczności - tym razem szczęście opuściło Kubicę. W słonecznym wyścigu stracił trzy miejsca na starcie, trącony przez BMW Sauber Kamui Kobayashiego. W klasyfikacji kierowców spadł na ósme miejsce, za dwóch kierowców Ferrari, McLarena i Red Bulla oraz za Rosberga z Mercedesa.

Następny wyścig za tydzień - GP Monako.

Copyright © Agora SA