Kubica: Wszyscy zaskoczeni, że jeździmy tak szybko

- Będziemy mieli kilka nowych części w Australii - mówi Robert Kubica po Grand Prix Bahrajnu, w którym zajął 11 miejsce. - Teraz trwa walka z czasem, trzeba szybko poprawiać samochód. Red Bull i Ferrari są poza zasięgiem. Ale chyba wszyscy byli pozytywnie zaskoczeni, że jeździmy tak szybko.

Radosław Leniarski: Co się stało na pierwszym zakręcie w Bahrajnie?

Robert Kubica: Co się działo? Start wyszedł mi słabo. Ale potem pojechałem do wewnętrznej linii toru, dobrze wyszedłem z zakrętu, liczyłem na wyprzedzenie Webbera, może jeszcze na coś. Wtedy z bolidu Australiczyka buchnął dym. Prawdopodobnie na zakręcie olej dostał się na układ wydechowy. Ten sam problem był na okrążeniu instalacyjnym, kilka minut wcześniej.

Musiałem odpuścić gaz, ratowałem się i wtedy mój bolid dotknął się z bolidem Adriana Sutila. Nic nie widziałem, bo byłem najbliżej dymiącego Webbera. Sutil też pewnie niewiele widział, ale on nie odpuścił. Lubi kończyć wyścigi na pierwszych okrążeniach [akurat w niedzielę dojechał za Kubicą]. Ja nie lubię. Zwłaszcza pierwszego w sezonie.

Pechowy początek Kubicy, ale dobry bolid?

Po zderzeniu stanąłem pod prąd. Miałem szczęście, że nikt we mnie nie uderzył. Musiałem obrócić się o 180 stopni. Próbowałem uślizgiem, ale się nie udało. W efekcie było mnóstwo dymu, bo spaliłem oponę. No i wyjechałem z drugiego zakrętu przedostatni.

Wygląda na to, że w środku wyścigu bolid nie ustępował nawet tym najszybszym?

- Udało się kilku kierowców wyprzedzić. Jestem zadowolony zwłaszcza z wyprzedzenia Pedro de la Rosy (BMW Sauber), ładne to było. Z Sebastianem Buemi (Toro Rosso) było łatwiej. Wcześniej wyprzedziłem kilku, ale ze słabszych zespołów. Faktycznie, gdy byłem sam na torze - i pomijając ostatnie 10-15 okrążeń, kiedy zdaliśmy sobie sprawę, że dojść do Rubensa Barrichello się nie uda i postanowiliśmy oszczędzać silniki - mieliśmy szybkość porównywalną do Mercedesa, McLarena Jensona Buttona a nawet Ferrari Felipe Massy.

Gdyby nie sznur samochodów za którym jechał pan, gdyby nie utknął pan za Pedro de la Rosą, to Barrichello byłby do złapania?

- Byłoby to bardzo trudne, bo rywale z przodu mieli wszystko pod kontrolą. Mogli decydować, kiedy zjechać do pit stopu. Kiedy jechałem na miękkich oponach, czekaliśmy ze zmianą, aby jak najmniej zostało dystansu do przejechania na twardszych. Żeby nie jechać 40 okrążeń na jednym komplecie. Czekałem, a i tak zmieniłem je jako drugi. Wszyscy zauważyli, że na nowych oponach można jechać bardzo szybko. I na trzech okrążeniach wszyscy nagle to zrobili. Miałem tylko jedno okrążenie przewagi.

Realistycznie, mieliśmy rytm jak Mercedes. Źle nie jest. Gdyby nie pierwszy zakręt, wyścig byłby dobry. Była sznasa na punkty i to dobre punkty.

Powiedział pan, że ten wyścig nie uwypukla dobrych stron samochodu, i że w Australii będzie łatwiej. Dlaczego?

- Po prostu bardziej odpowiada nam tor w Melbourne. Tutaj samochód bardzo dobrze sprawował się w nowej, krętej, wąskiej części toru, bo mamy dobrą przyczepność mechaniczną i zawieszenie. Tor w Melbourne wygląda podobnie. Z drugiej strony jest pewna wątpliwość. Używaliśmy tutaj największego docisku jakim dysponujemy, a przecież tor aż tak wolny nie jest. A jeszcze nam brakowało.

Będziemy mieli kilka nowych części w Australii, które być może pomogą tak, jak dyfuzor, który zamontowaliśmy tutaj. Teraz trwa walka z czasem, trzeba szybko poprawiać samochód. Teraz Red Bull i Ferrari są poza zasięgiem, a jeszcze będą pracować i poprawiać. Zwłaszcza tak doświadczony zespół jak Ferrari.

Ale chyba wszyscy byli pozytywnie zaskoczeni, że jeździmy tak szybko.

Podoba się panu ściganie się bez tankowania?

- Eeee, czy ja wiem? Jest wolniejsze tempo. Jest też duży znak zapytania związany ze strategią. Jaka strategia? Gdy zobaczyli, że jadę szybko po zmianie opon, to wszyscy zjechali. Nikt na pewno nie planował tak wczesnej zmiany opon przed wyścigiem. A my zmieniliśmy je, bo nie mieliśmy nic do stracenia. Każdy po prostu obserwuje innego. Nic z tymi oponami nie wiadomo, nic się nie da przewidzieć.

Wielki Schumacher wystartował po trzyletniej przerwie i przegrywa nie tylko z innymi wspaniałymi kierowcami, ale też ze swoim młodszym kolegą z Mercedesa Nico Rosbergiem. Był szósty. Czy to dla pana rozczarowanie?

- Są jakieś przyczyny. Może bolid bardziej pasuje Rosbergowi. Albo Schumacher jeszcze nie nabrał właściwego rytmu wyścigowego. Przerwa była długa, więc powrót nie jest łatwy. Poza tym, poziom nowych kierowców, a w każdym razie nie starych, nie jest aż tak znowu niski. Wielu się spodziewało, że Schumacher wróci i sobie łatwo poradzi ze wszystkimi. Poszło poniżej jego oczekiwań i oczekiwań innych.

Cieszy się pan, że z wielkiego powrotu Ferrari?

- Cieszyłbym się bardziej, gdybym był przed nimi. Ferrari musiało wrócić. Oni nawet jak się mylą - tak jak w zeszłym roku - to budują bolid, który może wygrywać.

Zwycięstwo Alonso, Kubica 11. - w GP Bahrajnu ?

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.