Transfer wszech czasów stał się faktem. Przywitali go jak papieża

Sebastian Vettel miał rację, twierdząc, że nawet jeśli ktoś mówi, że nie jest kibicem Ferrari, to i tak nim jest. To marka, która ma w sobie coś magnetycznego. Magnetyzm działał na Lewisa Hamiltona od dziecka. W tym tygodniu Brytyjczyk zaczął spełniać dziecięce marzenie. Włosi, którzy nie znosili go przez lata, bo z nimi regularnie wygrywał, dziś pokochali go jak swojego.

Lewis Hamilton i Ferrari zszokowali świat, ogłaszając przed rokiem, że Brytyjczyk będzie kierowcą włoskiego zespołu od sezonu 2025. To jeden z największych transferów w historii sportu, bez podziału na dyscypliny. Jeden z najlepszych kierowców wszech czasów dołączył do marki, która w Formule 1 jest od zawsze. Pierwsze dni Hamiltona w Maranello są wręcz ikoniczne i pokazane z wielką klasą.

Zobacz wideo Czy Wojciech Szczęsny wskoczy na stałe do bramki Barcelony? "On musi być głównym aktorem"

Marzenie, które stało się rzeczywistością. Vettel miał rację

Ferrari od dłuższego czasu próbowało namówić Hamiltona na transfer, ale on był związany świetnym kontraktem z Mercedesem, który dawał mu mistrzowski bolid. Ale w ostatnich trzech sezonach był to trzeci, a nawet czwarty zespół stawki, co nie zadowalało Hamiltona. Postanowił więc przejść do Ferrari, mimo że kilka miesięcy wcześniej przedłużył z Niemcami umowę. Czuł, że to ostatnia szansa na spełnienie marzenia z dzieciństwa. Coś go tam cały czas ciągnęło.

Sebastian Vettel powiedział kiedyś: - Każdy jest kibicem Ferrari. Nawet jeśli mówią, że nie są, to tak naprawdę są. Nawet jeśli pójdziesz do Mercedesa i powiedzą: "Tak, Mercedes jest największą marką świata", to są kibicami Ferrari.

W kontekście Hamiltona i jego transferu te słowa są zasadne. Brytyjczyk prawie cały czas bił się o najważniejsze tytuły głównie z Ferrari, potrzebował Włochów do rywalizacji - czy to w McLarenie, czy to w Mercedesie. Potrzebował rywala z renomą, historią i dziedzictwem. Musiał im kibicować, żeby byli blisko.

Dziś Hamilton pisze swoją historię w Ferrari - jako kierowca i kibic, który od dziecka czuł sympatię do włoskiego zespołu. Ale wszystkim obserwatorom F1 trudno uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Hamilton i Ferrari to było połączenie nierealne, nieosiągalne.

Włosi oszaleli. Przywitali Hamiltona jak papieża

Takiego szaleństwa wśród tifosi nie było od czasu mistrzowskich sezonów Michaela Schumachera na początku XXI w. Wszystko zaczęło się od zdjęcia Hamiltona na tle siedziby Ferrari i legendarnego modelu F40, które zostało opublikowane w poniedziałek. Brytyjczyk ubrany w elegancki płaszcz i garnitur zrobił wrażenie. Stał się bohaterem bardzo sympatycznych memów, które wrzucały go w uniwersum trylogii "Ojca Chrzestnego" i serialu "Peaky Blinders". Pasował jak ulał. Takiej prezentacji nie dostali ani Sebastian Vettel, ani Fernando Alonso. To zdjęcie zdobyło najwięcej polubień na Instagramie w historii Formuły 1 (ponad 5,4 mln). Przebiło wynik selfie Charlesa Leclerca z podium po wygraniu Grand Prix Włoch na torze w Monzy w zeszłym roku.

 

W samym Maranello zebrała się grupa kibiców, która oczekiwała Hamiltona jak na zbawiciela, gwiazdę rocka czy papieża. Niósł nadzieję. Pragnienie tytułu we Włoszech jest ogromne. Hamiltonowi taki szum nie wadzi. W pierwszych dniach wyglądał na zadowolonego ze wszystkiego, co się dzieje wewnątrz i na zewnątrz siedziby zespołu.

Gdy Hamilton wychodził z budynków Ferrari po dniu spędzonym na zwiedzaniu i integracji, fani wręcz rzucili się do robienia zdjęć i zbierania autografów. Brytyjczyk chętnie pozował, podpisywał koszulki, czapki i inne gadżety. Nawet rozmawiał z nimi po włosku. Wystarczyło kilka prostych zdań, by kupił sympatię Włochów.

Poziom fascynacji wzrósł w kolejnych dniach, kiedy Hamilton pokazał się w czerwonym kombinezonie Ferrari i zaprezentował żółty kask. Ten widok był wręcz trudny do wyobrażenia, ale gdy Brytyjczyk wrzucił zdjęcie, nagle spowodował on uśmiech na twarzy każdego fana F1. Zdjęcie kasku? Od razu pojawiły się nawiązania do początku Hamiltona w F1 oraz pierwszych lat w Mercedesie. To rozbudziło wyobraźnię.

W środę Brytyjczyk wyjechał na tor testowy Ferrari w Fiorano. Pierwszy raz zasiadł za kierownicą czerwonego bolidu. Kibice koczowali wokół toru od świtu, we mgle, potem w deszczu. Pogoda nie odebrała im chęci. Tak bardzo chcieli zobaczyć siedmiokrotnego mistrza świata w bolidzie Ferrari. Gdy przejeżdżał blisko, wiwatowali tak głośno, jakby ścigał się o zwycięstwo w wyścigu. Hamilton pomachał im, pozdrowił. Nawet wyszedł pod płot. Towarzyszyła mu jego mama. Obecność bliskiej osoby tylko podkreśla, jak ważny okres zaczął się w życiu Hamiltona. F1 i Ferrari publikowała posty z pierwszego przejazdu Brytyjczyka, w komentarzach była kontynuacja tego szaleństwa.

Fenomen socjologiczny, którym nie sposób się nie ekscytować

Jesteśmy świadkami fenomenu. Żaden inny kierowca w żadnym innym zespole nie generował takiego zainteresowania jak Hamilton w Ferrari. Poza tym w mgnieniu oka zmieniła się optyka wobec Brytyjczyka, przynajmniej wśród tifosi. Przez lata nienawidzony, bo uchodził za trudnego człowieka i regularnie przyjeżdżał przed Ferrari, a gdy wygrywał na Monzy, krzyczeli pod podium: "P****ol się, Hamilton". Dzisiaj jest częścią rodziny Ferrari, jednym z tifosi, nowym idolem Włochów.

"Rozpoczęła się era Hamiltona" - tak pisała "La Gazzetta dello Sport". Nie sposób się z tym nie zgodzić, bo motorsportową Italię ogarnęła "hamiltonomania". Tifosi chcą go motywować do jak najcięższej pracy już na początku tej przygody. I sam Hamilton wręcz pali się do roboty. Już pierwszego dnia poprosił o to, by mógł jak najwięcej czasu spędzić w symulatorze. Im szybciej zrozumie różnice między Ferrari a Mercedesem, tym lepiej.

Sam Hamilton mówi, że to początek nowej ery. I to czuć wokół Ferrari bardzo mocno - zarówno w sieci, jak i samych Włoszech. Wisienką na torcie będzie mistrzostwo świata Brytyjczyka w czerwonej maszynie - jego ósme, rekordowe, a pierwsze Ferrari od kilkunastu lat (Kimi Raikkonen był najlepszy wśród kierowców w 2007 r., Ferrari jako zespół w 2008 r.). Apetyty kibiców już na sezon 2025 są bardzo ogromne. Nie ma powodu, by się nie ekscytować tym, co już się dzieje i będzie się działo.

Zobacz też: Absolutna sensacja! 9-latek pokonał Magnusa Carlsena. Geniusz

19 lutego Ferrari będzie miało własną prezentację bolidu na 2025, wtedy też nowa maszyna pierwszy raz wyjedzie na tor. Jeśli już teraz jest tak wysoki poziom ekscytacji, to strach pomyśleć, co się wydarzy za niespełna miesiąc.

- Są dni, które wiesz, że zapamiętasz na zawsze, a dzisiaj, mój pierwszy raz w roli kierowcy Ferrari, jest jednym z nich. Prowadzenie Ferrari po raz pierwszy było jednym z najlepszych uczuć w moim życiu. Kiedy odpaliłem samochód i wyjechałem z garażu, miałem na twarzy ogromny uśmiech - stwierdził Hamilton, przed którym z pewnością więcej takich pamiętnych momentów.

Więcej o: