Na sukces pracują setki. Miliony zgarniają nieliczni. Finansowa piramida w F1

Formuła 1 to jeden z najbardziej zespołowych sportów na świecie. Na sukces kierowcy pracują setki inżynierów i mechaników, a także - szefowie zespołów. To oni decydują o strategii, w ułamku sekund podejmują kluczowe decyzje podczas wyścigu. Zarabiają miliony, ale jednocześnie ułamki tego, co najlepsi kierowcy.

Formuła 1 to jedna z niewielu dziedzin, w których szefowie potężnych firm zarabiają mniej niż wybrani pracownicy. Dla porównania – najlepiej opłacany obecnie zawodnik Max Verstappen zarabia 55 mln dol rocznie z samej pensji, czyli ponad pięć razy więcej niż jego szef Christian Horner. Lewis Hamilton z Mercedesa zgarnia 35 mln dolarów, bo jego zarobki znacząco spadły, gdy przestał wygrywać wyścigi i zdobywać tytuły. Trzeci na liście Charles Leclerc z Ferrari wyceniany jest na 24 mln dolarów, a czwarty Lando Norris z McLarena – na 20 milionów.

Zobacz wideo "Nie możemy podchodzić treningowo". Adam Małysz po kiepskim dla Polaków konkursie na skoczni normalnej

Ten ostatni ze wspomnianą pensją 20 mln dol. zarabia dokładnie dwa razy więcej niż najlepiej opłacany szef zespołu. Jak prezentuje się ich czołówka klasyfikacji najlepiej zarabiających?

1. Christian Horner, Red Bull – 10 mln dol.

Szef najlepszej obecnie ekipy F1 zarabia najlepiej, choć nie jest ostatecznym władcą Red Bulla. Nad nim jest były kierowca Formuły 1 Helmut Marko, który – jak wieść niesie – po tym sezonie odejdzie z zespołu, bo po śmierci założyciela Red Bulla Dietricha Mateschitza nie może się dogadać z nowym prezesem. Inna sprawa, że pełną kontrolę nad teamem chce przejąć właśnie Horner. Co ciekawe Marko przyznał niedawno, że to jemu Christian zawdzięcza tak wysoką pensję. Była to cena zatrzymania go w składzie, gdy dostał propozycję przejścia do Ferrari.

Horner jest szefem teamu od początku jego istnienia, gdy w 2005 roku Red Bull kupił od Forda team Jaguara. Namówił m.in. najlepszego inżyniera Formuły 1 Adriana Neweya do przejścia z doskonale prosperującego wówczas teamu McLarena. Kilka lat później, w sezonach 2010-13 Red Bull całkowicie zdominował F1, zdobywając cztery tytuły MŚ kierowców z Sebastianem Vettelem. Zwycięska passa skończyła się w 2014 roku, gdy zmieniono przepisy silnikowe. Dominujący układ napędowy stworzył Mercedes, doskonale prowadzony przez swojego nowego szefa Toto Wolffa.

Po latach, gdy Red Bull namówił do współpracy Hondę, z doskonałym silnikiem i wyśmienitym Maxem Verstappenem za kółkiem, wrócił do świetności i znów dominuje, choć nie tak bardzo, jak na początku poprzedniej dekady. Co ciekawe Horner ma bardzo znaną żonę. Poślubił Geri Halliwell, czyli członkinię grupy Spice Girls.

2. Toto Wolff, Mercedes – 9 mln dol rocznie

Najlepszy moim zdaniem szef w Formule 1 zarabia ciut mniej od swojego wielkiego adwersarza – z Hornerem często kłócą się przed kamerami i na naradach szefów ekip) – ale jest współwłaścicielem teamu, który prowadzi w klasyfikacji generalnej obecnych mistrzostw. Austriak polsko-rumuńskiego pochodzenia, który całkiem dobrze mówi po polsku, posiada 33 proc. udziałów w Mercedesie i… tyle samo w teamie Williamsa. Ponadto jest zdecydowanie najbogatszym szefem teamu F1, a jego majątek „Forbes" oszacował ostatnio na miliardów dolarów. Fortuna szefa Red Bulla w wysokości 50 mln dolarów wygląda przy tym blado.

Wolff jest wyśmienitym biznesmenem i wybitnym strategiem, który rywalizację w F1 wprowadził na nowy poziom. Poprzez wpływy polityczne i naciski na ciało zarządzające FIA oraz zawiadowcę praw komercyjnych Liberty Media, a nawet przez wielkie kampanie medialne, mające na celu wykorzystanie opinii publicznej do wymuszania zmian regulaminowych na swoją korzyść. Jest najpotężniejszym szefem zespołu pośród wszystkich szefów w F1, choć w czasach, gdy Mercedes przestał dominować, a Lewis Hamilton – jego przyjaciel i ukochany kierowca – został pokonany przez Maxa Verstappena, jego wpływy wyraźnie osłabły.

Nie zmienia to faktu, że za jego rządów Mercedes zdobył rekordowe osiem tytułów mistrza świata konstruktorów z rzędu, a kierowcy Mercedesa – siedem. Wolff jest także menedżerem kierowców (m. in. Valtteriego Bottasa), który ostatnio stara się przywrócić do F1 Micka Schumachera, syna legendarnego Michaela. Jeśli ktoś jest w stanie uratować karierę tak słabego kierowcy, to jest to tylko Toto.

3. Andrea Stella, McLaren) – 6,5 mln dol.

W tym roku został awansowany na szefa ekipy w dość niespodziewany sposób, bo stanowisko opuścił Andreas Seidl, który przeszedł do Saubera (Alfy Romeo). Teraz Stella – były pracownik Ferrari – jest nową nadzieją ekipy, która pogrąża się w kryzysie. Nie ma jednak władzy absolutnej. Nad nim jest prezes całego McLarena Zak Brown i to może być największa przeszkoda w uratowaniu legendarnej brytyjskiej stajni.

4. Frederic Vasseur, Ferrari - 6,3 mln dol

Szefem Ferrari jest od tego sezonu, a jego nominacja była sporym zaskoczeniem. Ostatnio przewodził Alfie Romeo, z marnym skutkiem, a wcześniej był szefem Renault, którego też nie wprowadził na wyżyny, delikatnie pisząc. Ostatecznie dostał propozycję nie do odrzucenia – przynajmniej dla siebie, bo wcześniej odrzuciło ją kilku innych kandydatów, na czele z Hornerem.

Vasseur jest szarą eminencją sportów motorowych i cichym sojusznikiem Wolffa. Od wielu lat prowadzi renomowane ekipy w juniorskich kategoriach, jak Formuła 3 i Formuła 2. Gdy w 2020 roku Robert Kubica startował w DTM, także ludzie Vasseura obsługiwali maszynę Polaka. Także z marnym skutkiem.

Fred jest też poplecznikiem wielu kierowców. Valtteri Bottas to także i jego kierowca, stąd dogadał się z Wolffem, że przyjmie go do Alfy Romeo - do tego za 10 mln dol. rocznie, czyli za bardzo dobre pieniądze, możliwe nawet, że zbyt duże, jak na umiejętności tego zawodnika. Gdyby nie to, startujący przez lata Bottas nie znalazłby fotela w F1, co ośmieszyłoby nie tyle kierowcę, co Mercedesa, który przez tyle lat trzymał go u boku Hamiltona.

Także Nico Hulkenberg – rekordzista pod względem liczby startów w F1 bez żadnego podium (189 po GP Kanady) - swój zaskakujący powrót do F1 po czterech latach przerwy zawdzięcza Vasseurowi, który dogadał się z szefem Haasa Guntherem Steinerem. Trzeba wiedzieć, że Haas to zespół-wydmuszka, uzależniony od Ferrari. Teraz bardzo szybki, ale też wyjątkowo zawodny Niemiec marnuje szanse na kolejne punkty w amerykańskiej ekipie, dzięki poparciu Vasseura.

Więcej o: