Kilkanaście godzin temu informowaliśmy o tym, że Rosjanie niejako obrazili się na władze F1 za brak umieszczenia wyścigu Soczi Grand Prix w kalendarzu na 2023 rok. To już drugi rok z rzędu, kiedy dowodzony przez Władimira Putina kraj nie będzie gospodarzem jednej z części mistrzostw świata F1. Ostatni wyścig w Rosji miał miejsce w 2021 roku, kiedy na torze w Soczi zwyciężył Lewis Hamilton
- Bardzo dużo zarabialiśmy na Grand Prix w Soczi, gdyż Rosjanie nie patrzyli na koszty. Po prostu chcieli mieć F1 u siebie. Nie mamy jednak zamiaru korzystać z ich budżetów. Formuła 1 nigdy nie wróci do Rosji, nie będziemy z nimi negocjować - zakomunikował szef F1 Stefano Domenicali w rozmowie z "Bildem".
Wobec agresji państwa rosyjskiego na Ukrainę władze F1 zdecydowały się na radykalne kroki i postanowiły zerwać umowę na organizację wyścigów z krajem barbarzyńcy. Pomimo tego Rosja zdążyła już wcześniej wpłacić opłatę licencyjną za możliwość przeprowadzenia wydarzenia w Soczi. Oczywiście, pieniądze do tej pory nie zostały zwrócone, natomiast Rosjanie cały czas domagają się zwrotu.
- Są nam winni pieniądze. Kolejny raz zwracamy się do Formuły 1 o ich zwrot. Zapłaciliśmy, ale nie mogliśmy zorganizować wydarzenia - zakomunikował w rozmowie z agencją TASS szef firmy Rosgonka, głównego promotora GP Rosji, Aleksiej Titow.
Więcej podobnych treści znajdziesz na Gazeta.pl
Titow ma nadzieję, że władze F1 zwrócą im zaległe pieniądze. - Przyznali nam, że dług istnieje, dlatego nie ma między nami sporu. Powiedzieli, że na razie nie są w stanie zwrócić pieniędzy z przyczyn technicznych. Kiedyś byliśmy kontrolowani przez VTB Bank, sponsora wyścigu, przez co pojawiły się bariery, uniemożliwiające zwrot wpłaconej kwoty - podsumował.
VTB Bank został objęty sankcjami z powodu wybuchu wojny na Ukrainie. Jak nieoficjalnie poinformował portal sportsrush.com, władze Soczi Grand Prix płaciły rocznie nawet 50 milionów dolarów za organizację wyścigu. Umowa opiewała na cztery takie cykle, czyli łącznie kwotę 200 milionów dolarów.