• Link został skopiowany

O włos od tragedii podczas wyścigu F1. Fani zrobili to, czego nie powinni

Grand Prix Australii w Formule 1 mogło zakończyć się tragedią. Duża grupa kibiców wdrapała się na ogrodzenie i wbiegła na tor, kiedy jeszcze przebywały na nim samochody. O sytuacji informował Lewis Hamilton, a teraz władze FIA i organizatorzy wyścigu badają sprawę i zapewniają podjęcie stosownych kroków.
Kibice na torze podczas Grand Prix Australii w Formule 1
screenshot Twitter: @RedBullUpdates

Trzecia runda tegorocznej Formuły 1 zawitała na Albert Park Circuit w australijskim Melbourne. Wyścig dostarczył skrajnych emocji, ponieważ wielu zawodników wypadło z rywalizacji. Aż trzykrotnie pojawiała się czerwona flaga, która przerywała wyścig. Ostatecznie triumfował mistrz świata Max Verstappen, wyprzedzając Lewisa Hamiltona i Fernando Alonso. Po zakończeniu wyścigu mogło dojść do tragedii. 

Zobacz wideo Szymon Kołecki typuje starcie Artura Szpilki z Mariuszem Pudzianowskim. "Szanse 65 proc. do 35"

Skandalicznie zachowanie kibiców Formuły 1 w Australii. Mogło dojść do tragedii 

Na 57. okrążeniu wyścigu nastąpił restart po zjeździe samochodu bezpieczeństwa. Wtedy doszło do gigantycznego chaosu, w którym Pierre Gasly zablokował koła, Carlos Sainz uderzył w Fernando Alonso, a Logan Sargeant staranował Nycka de Vriesa. Sędziowie zdecydowali o trzeciej czerwonej fladze, a ściganie zakończyło się za samochodem bezpieczeństwa w kolejności sprzed wznowienia.

Najwyraźniej spore zamieszanie udzieliło się również dużym grupom kibiców. Po ostatnim okrążeniu zaczęli wdrapywać się na ogrodzenie i wchodzić na tor, kiedy nadal pozostawały na nim samochody. Nieodpowiedzialna grupa zbliżyła się nawet do samochodu Nico Hulkenberga, który uległ awarii już po fladze w szachownice. Przez radio o niebezpieczniej sytuacji informował Lewis Hamilton. 

"Na torze są ludzie. Człowieku, niektórzy fani się wdarli" - raportował inżynierowi Peterowi Bonningtonowi siedmiokrotny mistrz świata. Na szczęście po zakończeniu wyścigu kierowcy jechali powoli i nikomu nic się nie stało, ale nawet drobna nieuwaga mogła doprowadzić do tragedii. Podczas większości wyścigów na całym świecie kibice są wpuszczani na tor, ale dopiero wtedy, kiedy każdy z samochodów zjedzie już do alei serwisowej. Na niebezpieczną sytuację zareagowało już FIA

Więcej podobnych treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl. 

"Środki bezpieczeństwa i protokoły, które miały obowiązywać podczas imprezy, nie były egzekwowane. Spowodowało to niebezpieczne środowisko dla widzów, kierowców i urzędników wyścigowych" - przekazała Międzynarodowa Federacja Samochodowa w oświadczeniu. Ponadto zażądała "formalnego planu naprawczego" od organizatorów wyścigu. Ci z kolei obiecują śledztwo. 

"Widzowie przekroczyli granice. Nie wiemy jeszcze, jak to się stało. Mamy dużo kamer i ogromną ilość materiału, który będziemy musieli analizować przez następne kilka tygodni. Zawsze istniała kontrolowana ilość osób wpuszczanych na tor, ale dopiero po zjeździe kierowców i samochodu bezpieczeństwa. Nie wiemy, dlaczego to się stało. Widzowie Formuły 1 to dobrze wychowany tłum i nikt nigdy nie robił nic złego w sportach motorowych" - przekazał dyrektor generalny Australian Grand Prix Corporation, Andrew Westacott, cytowany przez "ABC". 

Kolejny weekend wyścigowy rozpocznie się 28 kwietnia na ulicznym torze w Baku, stolicy Azerbejdżanu. 

Więcej o: