Niedzielne Grand Prix Australii miało szalony przebieg. W wyścigu ostatecznie triumfował Max Verstappen, ale linię mety przekroczyło zaledwie 12 zawodników. Bardzo szybko z rywalizacji odpadli Charles Leclerc, George Russell czy Alex Albon. Sędziowie aż trzykrotnie wywieszali czerwoną flagę po kolizjach. Do największego chaosu doszło jednak na jedno okrążenie przed końcem wyścigu, a zapoczątkował go Kevin Magnussen. Okazuje się, że nie tylko kierowca Haasa był poszkodowanym w tej sytuacji. Ucierpiał również... kibic.
Do incydentu doszło w 2. zakręcie toru Albert Park. Duńczyk stracił panowanie nad bolidem i z dużym impetem uderzył w barierę, urywając koło. Na linię wyścigową posypało się mnóstwo szczątków samochodu. Okazuje się, że jeden z fragmentów uszkodzonego bolidu wylądował też na trybunach okalających tor i...uderzył w ramię australijskiego fana.
Mężczyzna został trafiony niemal metrowym metalowym elementem, a z rany natychmiast polała się krew. Na szczęście rozcięcie nie okazało się poważne, a kilka godzin później kibic pojawił się w programie "Sunrise" i opowiedział o całym zdarzeniu.
- Nie jestem pewien, co właściwie się stało. Widziałem jak Magnussen wjechał w drugi zakręt, bo śledziłem go wzrokiem. Później uderzył w barierę i najprawdopodobniej jeden z kawałków bolidu przeleciał nad płotem. Osoby wokół mnie dostrzegły niebezpieczeństwo i zrobiły unik. Mi się to nie udało i odłamek uderzył mnie prosto w ramię. Miałem akurat podniesioną rękę, na dodatek miałem słuchawkę w uchu - relacjonował kibic.
Okazuje się, że nie tylko on, ale i jego narzeczona mieli sporo szczęścia w tej sytuacji. Gdyby odłamek uderzył któregoś z nich w głowę, mogłoby to skończyć się tragicznie. - Szczerze mówiąc, czuję się całkiem zadowolony. Myślę, że miałem wielkie szczęście, ponieważ wszystko mogło zakończyć się o wiele gorzej. Fragment bolidu był dość duży, a tuż obok mnie stała moja narzeczona, która jest trochę niższa ode mnie. Więc jeśli odłamek leciałby na takiej samej wysokości, ale w jej kierunku, to uderzyłby ją w głowę. Oboje mieliśmy wielkie szczęście - kontynuował. Kibic nie mógł zachować fragmentu bolidu Haasa na pamiątkę. Co więcej, nikt z władz F1 nie skontaktował się z nim i nie zainteresował jego stanem zdrowia.
Więcej treści sportowych na stronie głównej Gazeta.pl
Ostatecznie wyścig wznowiono, ale po przejechaniu dwóch zakrętów ponownie go przerwano. Pierre Gasly zablokował koło i zderzył się z Estebanem Oconem, Carlos Sainz uderzył w Fernando Alonso, a Logan Sargeant wpadł w tył bolidu Nycka de Vriesa. Po tym chaosie została podjęta decyzja, że kierowcy, którzy się nie rozbili, wracają do kolejności przed restartem, po czym pokonali jedno okrążenie za samochodem bezpieczeństwa i właśnie tym sposobem wyścig został zakończony.