W czasach, gdy rządzą młodzi i ambitni. Nagle wchodzi on i znów chce sięgnąć po tytuł w F1

- Mówili, że jest za stary. Że nie jest graczem zespołowym. Co za bzdury - wzdryga się Flavio Briatore, ekscentryczny były szef zespołów Formuły 1. Włoch jest dziś menedżerem Fernando Alonso, byłego dwukrotnego mistrza świata i najstarszego zawodnika w stawce, który w tym roku wrócił do czołówki F1. I to w wielkim stylu, rozbudzając nadzieje na mistrzostwo i doścignięcie dominującego Red Bulla.

Choć Hiszpan nie wygrał wyścigu od niemal dziesięciu lat, po przejściu do Astona Martina pokazał, że Maxowi Verstappenowi nie ustępuje niemal niczym – oprócz sprzętu. – Dajcie mu tylko szybki bolid, a on wyciśnie z niego wynik. W wieku 41 lat wydaje się być młodszy od kierowców, którzy mają po dwadzieścia kilka – dowodzi „Boski Flavio", podczas gdy jego zawodnik nie schodzi z podium.

Zobacz wideo "Polski Thomas Mueller". Lewandowski wreszcie będzie miał partnera

I czyni to w epoce Formuły 1, gdy – w teorii – liczy się tylko młodość. W czasach, gdy rządzą młodzi, superszybcy i ambitni Verstappen, Charles Leclerc, Lando Norris czy George Russell, który w zeszłym roku wyraźnie pokonał 38-letniego Lewisa Hamiltona w jego własnym zespole.

Serce Alonso bije dla Formuły 1

A jednak – okazuje się, że oprócz młodzieńczej fantazji liczy się też doskonały refleks i instynkt. Alonso posiada niewiarygodne wręcz, naturalne wyczucie bolidu. To umiejętność umieszczania maszyny w najlepszych możliwych miejscach na torze. Fernando, najstarszy kierowca w stawce Formuły 1, nie zardzewiał. Przeciwnie - błyszczy. I wciąż może jeszcze zdobyć wymarzone, trzecie mistrzostwo świata.

Niewiele brakowało, a świat by o nim zapomniał. Przez 15 lat od ostatniego mistrzostwa w 2006 r. nie udało mu się zgarnąć tytułu ani z McLarenem, ani z Ferrari, choć trzy razy był niezwykle blisko. Rozgoryczony pasmem niepowodzeń w 2019 r. pożegnał Formułę 1, aby szukać szczęścia w innych kategoriach. Startował w amerykańskim klasyku Indianapolis 500, w Długodystansowych Mistrzostwach Świata (wygrywając dwukrotnie 24-godzinny wyścig w Le Mans i mistrzostwo świata), a nawet w Rajdzie Dakar, aby zdać sobie sprawę, że jego serce wciąż bije dla Formuły 1. Mocniej niż nieubłagany zegar.

Po dwóch latach przerwy drzwi w drodze powrotnej otworzyło mu Renault (zmieniając równocześnie nazwę na Alpine), ale nawet tam w ciągu dwóch lat Hiszpan – to jego znak firmowy – zdążył popaść w konflikt w szefami. Zirytowany propozycją rocznego kontraktu – władze tłumaczyły, że na dłuższy jest „za stary" – zaskoczył team, z dnia na dzień podpisując kontrakt z Astonem Martinem. Fani z niedowierzaniem kiwali głowami: znowu?

Jak Aston wykorzystał zranioną dumę Alonso

Dziś, po pierwszych dwóch tegorocznych wyścigach, gdy brytyjska legenda niespodziewanie stała się drugą – po Red Bullu – siłą w Formule 1, wiemy już, że był to strzał w dziesiątkę. A jednak w dniu zawarcia umowy, w środku wakacji 2022 Aston był pośmiewiskiem padoku. Wydawało się, że będzie to kolejna z niekończącej się serii chybionych decyzji transferowych Alonso, podyktowana bardziej dumą i portfelem. – To było ryzykowne, ale warte tego ryzyka – ocenia dziś Briatore. – Zaoferowali nam dwuletni kontrakt, podczas gdy inni tylko roczny, wymawiając się wiekiem Fernando. Wiedzieliśmy jednak, że Lawrence Stroll (właściciel Astona) buduje wspaniały team. Widzieliśmy to pragnienie zmian na lepsze, którego brakowało na przykład w Alpine – dodaje menedżer Hiszpana.

To transakcja wiązana. Alonso zaryzykował, ale zyskał bardzo prężny, ambitny i rosnący w siłę team. Aston zyskał pewniaka i lidera. Kierowcę o ogromnym talencie, prędkości i doświadczeniu oraz – przede wszystkim – z wolą walki. To miła odmiana po chimerycznym, zazwyczaj skwaszonym, rozpieszczonym czterema łatwymi tytułami Sebastianie Vettelu, który pomimo lepszych statystyk nigdy nie dorównywał klasą kierowcom takim jak Alonso, czy bardziej utytułowany Lewis Hamilton. – Fernando wniósł ze sobą entuzjazm i ambicje, których nigdy wcześniej nie widzieli. Nieporównywalne z tym, co wnosił Vettel. A tego także potrzebujesz, aby pokonać Ferrari i Mercedesa – podkreśla Briatore. – Jeśli dostanie szansę wygrania wyścigu, nie wypuści jej – dodaje Włoch i to ostatnie zdanie oddaje istotę wartości, jaką w wieku 41 lat wnosi do składu „dziadek" Alonso.

Oczywiście nie mniej zyskuje sam Fernando, którego nie chciała już w składzie żadna z największych ekip (pukał m.in. do drzwi Red Bulla, Mercedesa czy Ferrari), ze względu na zaszłości czy też nie najlepszą reputację w środowisku, jeśli chodzi o współpracę z zespołami. Hiszpan poszedł tam, gdzie go chcieli i docenili. Do najbardziej ambitnej i przyszłościowej ekipy Formuły 1, której zazdrości samo Ferrari, podziwia Mercedes, a Red Bull powoli zaczyna się obawiać. To Aston Martin z roku na rok zrobił szokujący postęp, którego nie potrafiły wykonać tuzy tego sportu. Z pozycji siódmego teamu w sezonie 2022, stali się tym drugim. Jak to się mogło wydarzyć?

Gdy w 2018 roku stery nad bankrutującą ekipą Force India przejmował kanadyjski biznesmen ze świata mody, wielu sądziło, że robił to dla swojego syna-kierowcy F1 Lance’a. Lawrence Stroll to jednak wielki pasjonat motoryzacji, Formuły 1 oraz wyśmienity zarządca z ambicjami. I wizjoner. Fenomenalnym posunięciem było już kupienie kontrolnych udziałów w podupadającym Astonie Martinie, co pozwoliło na zmianę nazwy ekipy. A nazwa ma znaczenie i wagę – jeśli nie sportową, to na pewno wizerunkową i polityczną. Gdy chcesz walczyć z Mercedesem, Ferrari czy Red Bullem, nie możesz się nazywać Racing Point. Poważny brand to siła przebicia.

Ale szyld to nie wszystko. W tym roku w Silverstone zbudowali bardzo szybki bolid inspirowany zeszłorocznym, mistrzowskim modelem Red Bulla. Obstawili stanowiska właściwymi ludźmi, podkupując ich od właściwych ekip. I tak na przykład dyrektorem technicznym Astona jest Dan Fallows – wcześniej szef działu aerodynamiki Red Bulla.

Aston Martin ma wszystko, by zdobyć tytuł

Reszta to kwestia gruntownej reorganizacji oraz inwestycji. Trwa rozruch nowej, ultranowoczesnej bazy w Silverstone, a wkrótce ruszy także nowy tunel aerodynamiczny. – On podkupił ludzi z Red Bulla oraz innych ekip. Ludzi, którzy byli w nich numerami dwa lub trzy, a teraz dostali ważniejsze obowiązki. Zainwestował w nową fabrykę i tunel aerodynamiczny. Jeśli chcesz się rozwijać, musisz tak robić – podkreśla Flavio. I właśnie to bezkompromisowe podejście zaczyna działać.

Nowy lider składu, senior Alonso, wrócił do czołówki. Wskoczył na podium, więc kolejnym krokiem – zanim obudzą się nadzieje na mistrzostwo – musi być zwycięstwo. Odniesione niekoniecznie tylko własnymi siłami. Na to jeszcze za wcześnie. – Potrzebujemy ich (Red Bulla – red.) pomocy, ale to się w końcu stanie – zapewnia Alonso. – Nie mogą zawsze dojeżdżać do mety na dwóch pierwszych miejscach. Pewnego dnia zdarzy się nieudany pit stop. Pewnego dnia nawali skrzynia biegów… Będą tory, na których awaria czy coś innego może nam pomóc i mam nadzieję, że w tych wyścigach wykorzystamy okazję – dodaje weteran Formuły 1.

Aston Martin ma budżet, zaplecze, doskonały, zaprawiony w bojach personel, a w składzie superszybkiego, zdeterminowanego, doświadczonego lidera. Jednego z najlepszych kierowców w historii Formuły 1, głodnego sukcesu nie mniej, niż 20 lat temu. To dziś największa nadzieja królowej sportów motorowych. Nadzieja na to, że prędzej, czy później dominujący dziś Red Bull zostanie doścignięty, a Verstappen – pokonany. Przez weterana.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.