Zespół Haas to obecnie jedyna w pełni prywatna ekipa startująca w wyścigach Formuły 1. Drużyna, której właścicielem jest Amerykanin Gene Haas, po kilku latach posuchy, w zeszłym sezonie wróciła do walki o punkty, mimo konieczności z rozstaniem się z dotychczasowym sponsorem, rosyjską firmą Uralkali. Jak się jednak okazuje, rosyjskie pieniądze w ekipie wciąż są obecne.
Według informacji podawanych przez portal pbs.org już w trakcie wojny w Ukrainie firma Haas nie zamierzała rezygnować z zysków wynikających ze sprzedaży swoich produktów do Rosji. Producent maszyn CNC miał nie brać pod uwagę amerykańskich sankcji nałożonych już w 2014 roku, regularnie wysyłając kolejne dostawy sprzętu do Moskwy.
W samym 2022 roku, między marcem a październikiem, ze Stanów Zjednoczonych wypłynąć miało osiem dostaw o łącznej wartości 2,8 miliona dolarów. Co gorsza, znany jest też odbiorca maszyn. Miał nim być koncern Ałmaz-Antiej, będący głównym producentem produktów zbrojeniowych dla rosyjskiej armii.
W związku z wypłynięciem na światło dzienne działań firmy Haas, w najbliższym czasie nieco bliżej przyjrzeć się jej mogą amerykańskie służby oraz skarbówka. Jakiekolwiek wysyłanie produktów zza oceanu do firmy Ałmaz-Antiej jest bowiem nielegalne, a czerpanie z tego zysków może doprowadzić do ogromnych kar.
To z kolei może być bardzo złą wiadomością dla zespołu Haas startującego w Formule 1. Ekipa zarządzana przez Gunthera Steinera cały czas ogląda każdego dolara z dwóch stron, zanim zdecyduje się go wydać. Wszystko ze względu na bardzo ograniczony budżet, zdecydowanie mniejszy od Red Bulla, Mercedesa czy Ferrari.
Ewentualna konieczność zapłaty wielu milionów dolarów kary przez Gene'a Haasa może spowodować konieczność zakończenia finansowania zespołu w Formule 1. To z kolei spowodowałoby ograniczenie liczby samochodów startujących w królowej motorsportu do zaledwie osiemnastu, przynajmniej do momentu wejścia do stawki projektu Mario Andrettiego.